Przez całą swoją karierę w edukacji chodziłem do szkół w stricte robotniczej części Warszawy, ubierałem się jak pajac, nosiłem długie włosy, miałem piwniczne zainteresowania i zawsze byłem chuderlawy. Spora część ludzi od podstawówki po liceum nigdy nie poszła na studia, kończąc głównie w budowlance na czarno albo na zmywaku w Birmingham, też na czarno. W LO nie raz doszło do pobić na korytarzu, a kiedyś tuż przed moim nosem przeleciał jakiś niedomyty pankowiec, który frunął lotem koszącym wzdłuż schodów, zrzucony przez jednego z miejscowych młodocianych kiboli.
A jednak nigdy w życiu nikt mnie nie pobił, z nikim się nie tłukłem, nikt mnie nie prześladował, przenigdy nie ukradli mi ani portfela ani nawet złotówki na obiad w stołówce. Dogadywałem się z miejscowymi skinami, miałem kumpli dresiarzy, paliłem fajki za śmietnikiem z bandą metali, gibałem się jak rezus na skejtparku z bandą rapsów, paliłem zielsko ze śmierdzącymi łudstokowiczami, chodziłem na imprezy ze szkolną patolą, a jednocześnie zadawałem się z erpegowcami i grałem po lekcjach z bandą nerdów w sali informatycznej w kłejka i diablo. Jasne, że trafiały się docinki i niesnaski, ale zwykle ograniczały się do
- Te, brudas!
- Brudas to cię robił.
I tego typu wspaniałych odzywek na poziomie.
Ja wiem, że zjawisko dręczenia w szkołach przybiera na sile ostatnimi czasy. Nie wiem, czy to te zachodnie wzorce i my też doczekaliśmy się jakimś cudem podziałów społecznych na czirliderki i uciskanych nerdów, czy też po prostu młodzież się nieco rozpasała. Moze niektórzy gówniarze faktycznie powinni być leczeni psychiatrycznie i należy ich ustawiać do pionu, nim zrobią komuś krzywde - historia zna takie przypadki.Niektórzy mają mentalność ofiary i z nią walczą, stajac do równego bądź nierównego pojedynku i o dziwo te plemienne metody działają, bo zaskakująco prymitywne solówy do dziś ponoć odznaczają się skutecznością w zadzierzganiu przyjaźni bądź zakopywaniu topora wojennego.
Ale bywa i tak, że niektórzy są beznadziejnymi fajfusami i trzeba by to zmienić. Bo myślą, że to kwestia wyglądu. Bo słuchają jakiejśtam muzyki, która się może nie podobać innym (i pewnie się nie podoba, z tekstów Ryśka Riedla, Piotra Roguckiego, Romana Kostrzewskiego i Closterkeller wyrasta się pod koniec podstawówki). Bo spędzają sylwestra na GOLu, a nie na snołbordzie w Szczyrku. Otóż nic z tych rzeczy. Problem w tym, że często takich ludzi nie da się lubić. Bo nie otwierają japy do nikogo, kto nie podziela ich poglądów i nawet nie podchodzą do osób o innych upodobaniach. Bo przeczytali Tolkiena albo dzieła zebrane Korwina-Mikke i czują wyższość, choć regularnie dostają srogi wpiździec, więc najwyraźniej znajomość pocztu królów elfickich albo wszystkich poziomów mocy Vegety z Dragon Balla nie pomaga im w socjalizacji. Sami podsycają sztuczne podziały od wieków panujące w szkołach. Nie to, ze aż się proszą - nikt normalny poza miłośnikami BDSM nie prosi się o wybicie zębów. Ale nie pomagają sobie, robiąc z siebie ofiary i wymyślając najróżniejsze powody, dla których zasadza się im kopy w dupale. A powinni też czasem przemyśleć samych siebie i zastanowić się, czy aby nie dostają w ryj za to, że mają się za niezłych śmieszków jak JackieR3 albo są wyjątkowo antypatycznymi megalomanami jak Montera i wypadałoby jednak coś ze sobą zrobić.
Chyba, że są grubi jak Loon. Grubym nic nie pomoże, póki nie schudną.
Nie czułem się gnębiony w podstawówce, ale generalnie byłem dość niski i chudy (dziś mam 192 cm), więc siłą rzeczy przy starszych koleżkach wyglądałem mizernie, a to prowokowało problemy. Rozwiązałem to w dość prosty sposób. Nauczyłem się bić i trenowałem judo. Wystarczyło.
Odrobinę, inni mieli gorzej. Ale ogólnie paskudnie wspominam te szkolne klimaty. Gówniarze potrafią być takimi sk######ami i na całe życie wykrzywić psychę. Jeszcze mamy tych cudownych nauczycieli, którzy przeważnie nic z tym nie robią. Dlatego niespecjalnie wspieram ich strajk zresztą... Większość jakich napotkałem, nie powinna mieć prawa wykonywać tego zawodu.
Cóż moge powiedzieć, jestem typowym bohaterem wykopowych past.
Trzeba bylo zapisac sie na lekcje karate to tak bys zalatwial tych co cie szmacili za mlodu!
https://www.youtube.com/watch?v=ahvtyBm_RLk
A jak bys sie zapisal na Aikodo ti tez twoi przesladowcy mieliby przesrane!
https://www.youtube.com/watch?v=qDDUJnYdGmo
Mi też kiedyś dokuczało kilku idiotów z klasy a zawsze byłem zamknięty w sobie bo jeszcze przed pójściem do gimnazjum zmarła mi mama.
Niestety byłem w klasie najniższy i nie miałem warunków by dokopać nawet najmniej wyrośniętemu. Ojciec dał mi jednak radę, z której
skorzystałem aczkolwiek swemu synowi bym jej raczej nie dał tylko porozmawiał bym najpierw z rodzicami. Powiedział mi, że gdy będe w sali matematycznej to mam rozejrzeć się za jakąś
"pomocą naukową" i gdy tylko któryś z nich (najlepiej ten najgorszy) będzie bliżej to z zaskoczenia uderzyć go z całej pary w twarz.
Tak też zrobiłem, po dzwonku wszedłem spokojnie do sali matematycznej a na przerwie jeszcze mi oczywiście dokuaczali bo czym opluli plecak
więc poziom mego wkur...sięgał zenitu. Od razu po wejściu do sali złapałem za cyrkiel (bez igły na szczęście) ale masywny i drewniany prawie na kształt dobrego kija basebollowego i czekając za drzwiami z całej pary
przy...oliłem temu najmniejszemu który zawsze prowokował reszte. Pamiętam że zalał się krwią i prawie stracił przytomność.
Reszta odskoczyła i po wejściu nauczycielki od razu wezwano mnie do pedagoga a ojca z pracy do szkoły. Ojciec przyjechał a że
był na to przygotowany od kilku dni, szybko ustawił do pionu zarówno dyrektorkę jak i pedagoga.
Miałem co prawda obniżoną ocenę ze sprawowania ale od tamtej pory absolutnie nikt mnie nie tknął nawet w klasie ale i w szkole
bo wieść się szybko rozeszła że mogę kogoś ukarać w najmniej oczekiwanym momencie. Do końca gimnazjum miałem więc już spokój i
podejrzewam że o tym przykrym incydencie pamięta tylko mój napastnik czyli ofiara cyrkla.
Coz, w zasadzie mnie nie gnebiono, ale raz probowal jeden chudy dres, w podstawowce.
Pamietam do dzis jak od tylu, z calej sily dostalem w plecy strzala, odwrocilem sie, zobaczylem usmiechnietego dresa,(gdy sie boje, moj organizm produkuje duzo adrenaliny) oddalem z calym impetem w brzuch, po czym wywrocilem, usiadlem i pudzianowe cepy sprzedawalem az prawie zaslablem,.
Strasznie mnie to przerazilo (instynkt) bo jam do rany przyloz.... niemniej uswiadomilo mi to ze w sumie pewnie bym mogl zabic w przyplywie emocji.
Od tamtej pory ani razu sie nie bilem, bardzo ciekawe "zwierzece" przezycie.
Wierz mi, że mimo pewnych różnić w budowie fizycznej między osobami w wieku od 12 do 16 lat młodszy gość, który jest dobrze wytrenowany w sztukach/sportach walki będzie wygrywał z większością starszych od siebie gości
Nie nie wierze ci, gowniak to ma szanse wtedy ze jak pierwszy da w jape, to ten starszy spietra i tyle z bojki bedzie, co sam praktykowalem choc nie zawsze w zamierzonym efektem. Jak przecietny 16tek pacnie 12latka, to ten sie ino butami nakryje. Sztuka walki w takim przypadku sa dobra aby miec lepsza kondycje i szybciej uciekac.
W dzisiejszych czasach zalecam opcje systemowe na gnebiebie. Zbierać dowody (jakieś potajemne zapisy rozmowa z rodzicami w opcji full wypas detektyw) tak żeby wystarczyły i zgłosić problem z celem - wyrwac chwasta czytaj usunąć ze szkoły. Ja mam mentalność że gnebiacego traktuję jako patologię a patologia jeśli nie wykazuje nadziei na zmiany najlepiej niech zostanie usunięta chyba że problem jest poważny to odizolowana. A do tego najlepiej mieć dowody winy.
Ewentualnie jeśli widać że osobnik/icy wykazuje nadzieje na zmiany i czujemy się silni to można zastosować rozwiązanie siłowe.
Ja zrobiłem tak że zacząłem ćwiczyć tak dwa tygodnie potem mi sie nie chciało i tak z przerwami pare tyg.Pewnego razu na koloniach kupiłem sobie scyzoryk i pare gier oczywiście jakiś debil na w domku zaczą ruszać mi te gry więc powiedziałem mu żeby się odwalił i wyjąłem scyzoryk a gościu chcąc mi go wyrwać sie nadział był mały problem ale mieliśmy spoko opiekuna I nie skończyło sie większym przypałem tylko uszkodzoną ręką I stratą scyzoryka a potem wszyscy w szkole zostawili mnie w spokoju a przez debila który rozpowiedział że to ja go dźgnąłem ksywa nożownik została mi do końca gimbazy
Czy doświadczyliście czegoś takiego? Ma to wpływ na Waszą obecną kondycję psychiczną?
Z mojej strony mogę powiedzieć, że byłem szmacony na każdym etapie, oczywiście za wygląd. Najmniejsze pretensje mam do osób ze szkoły średniej, bo tam często sam się podkładałem i grałem kogoś, kim nie jestem.
Natomiast do dnia dzisiejszego nie pojmuję, jak osoba gryząca całe gimnazjum może mieć wzorowe zachowanie na koniec roku?
Gryząca? Ktoś cię gryzł w gimnazjum?
Tak. Nawet do dzisiaj jak ide do swojego gimnazjum to tamtejsi uczniowie mnie gnębią :/ Plują, gryzą i kopią :/
Jest recepta na takie rzeczy:
1. Znaleźć koleżków, którzy będą Cię bronić, ewentualnie przyjść z kilka lat starszym koleżką do szkoły i pogadać z prześladowcami.
2. Nauczyć się bić (trening sportów walki) - nie ma tutaj w zasadzie ograniczeń wiekowych.
3. Stać się silny fizycznie (na początek warto zainteresować się kalisteniką, natomiast jak ktoś ma conajmniej 15 lat albo więcej, to może po okiem wykwalifikowanego trenera trenować na siłowni).
4. Po pewnym czasie (minimum pół roku, a najlepiej rok lub więcej ciągłego treningu sportów walki połączonych z kalisteniką/siłownią pod okiem trenera) wyzwać każdego z dręczycieli na solo, pokonać każdego z nich z osobna.
Treningi siłowe (kalistenika lub siłownia) i treningi sportów walki spowodują nabycie dużej siły, sprawności fizycznej, nabycie umiejętności walki wręcz, wzrost pewności siebie, etc.
Jak ktoś jest pewny siebie, to mało kto odważy się go zaczepić.
Dużo się trzaskalem w szkole i zdarzało się w podstawówce kogoś pognębić. Nie jestem z tego dumny, ale koleś urazu nie chowa. Nie wiem, czy jest jakaś rada. Jestem dość wyszczekany i nigdy nie dawałem sobie wejść na głowę, a często próbowano. Też przez wyglad. W liceum miałem afro :-)
Na szczęście tego nie doświadczyłem.
Ja tam w szkole nie miałem z tym problemu.
Czasem szedłem do dyrektorki na pogadankę z delikwentem i rodzicami, ale przeważnie mówił, że to nieporozumienie i mnie przepraszał, bo wiedział, że będzie miał jeszcze lepsze przygody.
Podstawówka i LO było super!
Czasy szkoły średniej wspominam dobrze, niestety w podstawówce i w gimnazjum miało się ten ptasi rozum i gnębiło innych.
Jak patrzę na to z perapektywy czasu, to aż śmiać się chce co człowiek miał w głowie.
Najgorzej było w podstawówce i na początek gimbazjum. Nowa klasa, nowi ludzie itp. Po jakimś czasie to się zmieniło. Z większością tej ekipy która "nękała" do dzisiaj trzymam kontakt i raz na jakiś czas robimy jakieś wypady na piwko. Warto dodać że minęło 7 lat od skończenia gimnazjum. To się nazywa przyjaźń!
W piatej klasie podstawowki przeprowadzilem sie z innego miasta. Nowa szkola, inne zupelnie dzieciaki i nie bylo lekko. Zostawalo sie po szkole na solowki. Czasami byl wpierdol, a czasami sie wpierdol spuscilo. No, ale przewaznie to pierwsze. Najbardziej bolesne bylo dla mnie jak byl taki asfalt z kamyszkami i gostek od tylu mnie popchnal ze rekami polecialem na ten asfalt i mialem cale rece poranione. No ,ale nigdy sie nie ugialem. Do dzisiaj mi tak zostalo "Nigdy nie na kolanach". Byly zaczepki, przezwiska. W domu nic nie mowilem bo rodzice mieli swoje problemy. Wszyscy ciezko przechodzilismy ta przeprowadzke. Na szczescie po roku mojej meki otwarto nowa szkole kolo miejsca gdzie sie przeprowadzilsmy. Zostalem przeniesiony i wszyscy tam bylismy nowi i tam juz mailem spokoj. No ,ale z perspektywy czasu troche mnie to kosztowalo. Przed przeprowadzka bylem takim naiwnym dzieckiem, wierzylem w dobro ludzi i tu nastapilo takie moje brutalne zderzenie z rzeczywistoscia. Nawet po latach zadnej osobie z tej szkoly nie odpowiadalem "czesc". Ogolnie udawalem, ze nie znam i nie poznaje.
PS. Wspolczuje ludziom, ktorzy latami musza z czyms takim zyc. Chociaz dzisiaj przewaznie to ludzie zglaszaja.
Podstawowka byla jak pole walki, raz bylem dokuczajacym, a innym razem to mnie dokuczano i gnebiono. Bywalo, ze sie z kims tluklem na przerwie, a potem po lekcjach w lasku. Mysle, ze dzieki temu dosyc szybko udalo mi sie dodac dwa do dwoch i skumałem, zeby nie robic drugiemu tego co nam niemile. Mimo tego co opisalem w kolejnym akapicie, uwazam, ze to w tym wieku z dzieciakow wychodza socjopaci.
W gimbazie mialem ciezkie dwa pierwsze lata, bo bylem w nowej szkole (mialem jednego dobrego kumpla z podstawowki). W klasie sportowej mialem najwiekszych miastowych nieletnich cwaniaczkow, ktorzy raz zachowywali sie jak kumple, a innym razem mnie gnebili. Przelom lat 90/00 to byly serio jebniete czasy w malym miasteczku. Moze inni tez miewali takie akcje ale dla mnie do dzisiaj normalnym nie jest, ze srednio dwa razy do roku uczestniczylem w bojkach miedzy szkolami (!) na ktore schodzilo sie na oko (oceniam z pamieci) 50-60 osob i huzia na juzia kazdy na kazdego - i za moment rozbieganie sie po lasach i blokowiskach - jak kibole *sigh*.
Gosciu, ktory mial najwiekszy posluch u mnie w klasie slynal z tego, ze jako 14 latek bil sie na rowni z ludzmi niekiedy duzo starszymi od siebie. Np. pobil kiedys ochroniarza przed supermarketem do takiego stopnia, ze facet lezal w szpitalu. A np. mi na plastyce tak zajebal piescia w nery jak siedzialem przy lawce, ze prawie zwymiotowalem z bolu. For fun oczywiscie. :)
Opisuje te zdarzenia bo rady typu "przypakuj, potrenuj, pobij" to sa dobre chyba wlasnie tylko w podstawowce gdzie mozna wystraszyc przeciwnika samym haslem "znam karate", albo do zemsty po latach. ;) W wieku 12-16 miedzy rowiesnikami bywaja takie roznice w budowie ciala, ze niektorych rzeczy po prostu nie przeskoczysz. Koledzy tez nie zawsze pomoga, bo Ci gnebiacy moga miec np. kolegow w bmw z przyciemnianymi szybami i pałkami itd. :) Moze czasy sie zmienily... moze moje miasteczko bylo pod tym wzgledem jak dziki zachod... ale w gimbazie po prostu musialem sie przemeczyc. Nie ukrywam, ze to bylo strasznie wyczerpujace i mysli mialem conajmniej glupie ale wtedy trafilem na "moich" ludzi, z ktorymi teraz przyjaznie sie juz 15 lat. To mi dodalo skrzydel i wyszedlem ze swojej skorupki - polaczyla nas wtedy pasja czyli deskorolka. Jedyna okazje do zdobycia odrobiny respektu siłą dostalem gdy elita mej klasy zaczela po lekcjach organizowac w lesie sparingi w rekawicach bokserskich. Przyszedlem, posmiali sie ze mnie, wklepalem uczciwie jednemu z najwiekszych przydupasow samca alfa, o ktorym pisalem wczesniej i rzeczywiscie zyskalem troche spokoju... niestety obawiam sie, ze gdyby taka bojka miala miejsce poza sparingami to pozniej po prostu by mnie dojechali w pare osob... Nie zlicze ile razy konczylo sie tylko na pyskowkach.
W LO bylo juz zajebiscie bo sytuacja zaczela wygladac jak ta opisana przez Yoghurta. Mialem sztame praktycznie z kazdym - od cichych myszek przez metali po dresiarzy dilerow. W trzeciej LO nawet mialem okazje wstawic sie za swiezakiem, ktorego gnebil inny uczen. Obylo sie bez rekoczynow, ogolnie w sredniej zrobilo sie nagle jakos bardziej cywilizowanie. ;)
w podstawowce bilem sie non-stop. Nigdy wygadany nie bylem, wiec jak ktos mnie "przezywal" lub mial jakis problem to z reguly ruszalem z rekoczynami zamiast w pyskowki sie wdawac. I nie wazne czy to byl ktos 2-3 lata starczy z 7-8 klasy, czy banda gnoi z 6 kiedy juz bylem w 8mej. Generlanie mialo stanac na miom bez wzgledu na konsekwencje.
W Liceum byl juz spokoj, ze dwa razy z kims sie w internacie pocialem, ale mialem znajomych starszakow wiec nawet na poczatku nikt nie fikal. W szkole raz mi watami ktos wyskoczyl to na sali gimnastycznej podczas dlugiej przerwy dostal KO ido konca LO juz nikt sie krzywo nie spojrzal.
Czasy studiow to juz sporadyczne incydenty bez powaznych bojek.
W sumie popieram to co pisali inni o trzymaniu sztamy.
W podstawówce najweselej nie było, drobna budowa, dobre oceny raczej spokojny charakter - wręcz desygnowany na ofiarę w klasie. Dużo się wtedy człowiek musiał szarpać i walczyć o swoje. Nie wspominam tego źle, ale po prostu musiałem się wiele namęczyć, żeby nie być zaszczutym.
Gimnazjum - doszły nowe osoby do szkoły i wymieszano stare klasy. Nieświadomie (chyba) dyrekcja całą patologię upchnęła w jednej klasie, nie mojej. Tam to był dziki zachód, ludzie do szkoły z łańcuchami od piły motorowej przychodzili. U mnie w klasie raczej spokój, dla mnie szczególnie po dwóch sytuacjach. Po pierwsze gościowi co kiblował 2 lata pomogłem zdać chemię , potem pomagałem innym i rozeszło się, że spoko ziomek jestem. Druga to odłożenie na motorek i kupienie go. Była to mega przeciętna Yamaha Neos, ale stałem się członkiem ekipy "jeżdżących", a że było tam wielu starszych to szacun na dzielni wzrósł.
Liceum - trafiłem do porządnego liceum, mało kto kogo gnębił fizycznie. Bardziej psychicznie, szczególnie laski siebie nawzajem, najbardziej w klasach gdzie stanowiły większość. Znów dawałem korki z chemii i budowałem na tym część bańki ochronnej. Za to sam trochę gnębiłem innych, wtedy to było zabawne dla mnie, dziś mi wstyd. A jak wyglądało gnębienie np. wybieranie celowo innej osoby do drużyny na wf z głupim komentarzem, rozchodzenie się grupki jak ofiara podeszła do nas, mówienie na głos że robi się spotkanie, grilla imprezę i celowo nie zapraszanie ofiary. Jak mi teraz głupio, autorze wywołałeś u mnie wyrzuty sumienia .....
Czy dziś ma to wpływ na moją psychikę? Nie wiem, na 100% nie mam stanów lękowych czy boję się nowych ludzi itp. Za to bardzo potrzebuję przynależeć do grup np. rodzina, ludzie połączeni przez Hobby itp. gdy rozpada się jakaś grupa to szybko szukam następnej.
Najgorszy moj okres to zdecydowanie gimnazjum, mielismy w klasie "poj...a "( 2 lata siedział w jednej klasie, patola straszna) ktňry wszystkich bił, teroryzował, znęcał się, itp, a nauczciele mieli to w dupie, skargi rodzicňw nic nie dawały, na szczeście na koniec ( jak miał wtedy 16 lat ) zrobił jeden dobry uczynek, wyskoczył naćpany z 10 piętra, i się zabił i nikt za nim nie płakał.
Sir klesk - piszesz:
"Opisuje te zdarzenia bo rady typu "przypakuj, potrenuj, pobij" to sa dobre chyba wlasnie tylko w podstawowce gdzie mozna wystraszyc przeciwnika samym haslem "znam karate", albo do zemsty po latach. ;) W wieku 12-16 miedzy rowiesnikami bywaja takie roznice w budowie ciala, ze niektorych rzeczy po prostu nie przeskoczysz."
Czytałem na jakiejś stronie historię Kevina Levrone'a (który kiedyś był topowym kulturystą) - w wieku między 12, a 14 rokiem życia zaczął on przerzucać żelazo i już po roku był jednym z najsilniejszych uczniów w swojej szkole do tego stopnia, że był silniejszy od większości starszych od niego gości.
Tu nie chodzi o to, aby przypakować tylko o to aby stać się silnym, bo wiadomo, że w wieku 12 - 14 lat nikt nie będzie wyglądał jak kulturysta.
Co do sportów walki - tak się składa, że o ile np. boks najlepiej jest zacząć trenować między 12, a 14 rokiem życia (w takim wieku zaczynali zazwyczaj najwięksi mistrzowie tego sportu), to np. brazylijskie jiu-jitsu czy judo można zacząć trenować już na początku podstawówki, czyli w wieku 7 - 8 lat.
Chodzi o to, że sztuki walki zostały stworzone po to aby mniejszy mógł pokonać większego i aby słabszy mógł pokonać silniejszego.
O ile w uderzanych sportach walki wielkość i siła ma duże chociaż nie decydujące znaczenie, o tyle w chwytanych sportach walki wielkość i siła przeciwnika traci na znaczeniu.
Wierz mi, że mimo pewnych różnić w budowie fizycznej między osobami w wieku od 12 do 16 lat młodszy gość, który jest dobrze wytrenowany w sztukach/sportach walki będzie wygrywał z większością starszych od siebie gości, a co dopiero z rówieśnikami.
Aby dobrze opanować podstawy jakiegoś sportu walki/sztuki walki potrzeba minimum 12 miesięcy (1 roku), a aby dobrze walczyć minimum 2 - 3 lat treningów.
Drackula - o ile różnice w wadze ciała i budowie fizycznej pomiędzy 12, a 16 latkiem potrafią być znaczne, to różnice w wadze ciała i budowie fizycznej pomiędzy 14 latkiem, a 16 latkiem już tak duże nie są.
Wyobraź sobie, że jakiś czternastolatek od dwóch lat trenuje regularnie sztuki/sporty walki i jednocześnie uzupełnia to jakąś formą treningu siłowego.
Myślisz, że taki 14 latek, który 2 lata trenuje sztuki/sporty walki i dodatkowo nieco przerzuca żelazo nie poradzi sobie z przeciętnym 16 latkiem ?
Weźmy przykład dwóch gości - fightera i ulicznika.
Zazwyczaj jest tak, że jeśli są w tym samym wieku i ważą tyle samo, to fighter zrobi miazgę z przeciętnego ulicznika.
Po pierwsze nie uważam się za wielkiego fightera, a po drugie nie życz drugiemu co tobie niemiłe.
Niestety byłem gnębiony w podstawówce/gimnazjum. Gruby, cichy chłopak z biednej rozbitej rodziny (wychowany u dziadków) z dobrymi ocenami w szkole. Właściwie to 9 lat terroru (liceum było o wiele lepiej), teraz kończę studia. Powiem tak, leczenie się z depresji, próba samobójcza w wieku 15 lat, to są problemy które rozwiązałem. Do dziś mam nerwicę, np. gdy słyszę czyjś śmiech za plecami, mimo iż wiem że to nie ze mnie się śmieją to mam problem, oraz wiem, że jak bym spotkał moich prześladowców to bym ich prawdopodobnie zabił. Stała opieka psychiatry ale bez leków. Niestety przez izolację od rówieśników w gimnazjum mam do dziś problemy z nawiązywaniem kontaktów oraz zaufaniem (posiadam jednego przyjaciela na zabój oraz 4 dobrych znajomych). Ale jakoś idzie, da się żyć i jeśli miałbym dzieci to wiem jak je przed takim czymś uchronić lub pomóc.
Taka patologia teraz w tych szkołach?
Muszę w takim razie uważać jak będę miał swoje dziecko. Wybrać mu odpowiednia szkołę i być przygotowany na zmianę i na pomoc w walce z patologią. Myślę że metoda wyrwać chwasta najskuteczniejsza. A wie więc udowodnić czyny nielegalne (bo gnebiebie jest nielegalne) i interweniować w odpowiednich instytucjach celem wyrwania chwasta. Najważniejsze żeby chciał mówić jak coś się będzie działo i żeby chciał współpracować.
W podstawówce dręczyło mnie dwóch gości, pewnego razu się tak wkurwiłem że pobiłem jednego z nich i potem omijali mnie szerokim łukiem. Hehe
Trafiłem na taki ciekawy artykuł:
https://www.menshealth.pl/sprawy/Psychopaci-wybieraja-ofiary-po-sposobie-chodzenia,13670,1
Dlatego to o czym pisałem w swojej pierwszej wypowiedzi w tym temacie czyli trenowanie sztuk/sportów walki + treningi kalisteniki i inne jak najbardziej mają sens.
Nie chodzi tu o samo zdobycie umiejętności walki wręcz, bo to nie jest kwestia kilku miesięcy tylko bardzo często kilku lat - chodzi o to, że osoba, która jest ogólnie wysportowana, silna, etc zazwyczaj ma większą pewność siebie i zupełnie inny sposób poruszania, a także mowę ciała, które ODSTRASZAJĄ większość potencjalnych prześladowców.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to aby nie wyglądać jak ofiara (np. pod względem fryzury, czy pod względem sylwetki, czy też pod względem sposobu poruszania się, czy też siedzenia) ani też aby nie zachowywać się jak ofiara.
Wtedy jest znacznie mniejsza szansa, że staniemy się ofiarą.
Powyższy artykuł do którego podałem link jest na to najlepszym dowodem - wg. tego artykułu psychopaci wybierają swoje ofiary na podstawie sposobu poruszania i mowy ciała.
Ja bylam od podstawowki ... 6 lat gnebienia ,bo nie mialam ciuchow firmowych ,a najbardziej za to ze mialam matke alkoholiczke... raz przyszla do szkoly do konca zycia wszyscy mnie ponizali . Tata robil co mogl z babcia aby mi zapewnic jakies warunki a oni tego nie rozumieli. Teraz gdy mam pieniadze ,prace i ide na studia ludzie z podstawowki sie zaczeli odzywac i pytac co u mnie. Gdy im mowie jaki sukces mam w zyciu to sie dziwia ... jak to? taka mtka i sie jej udalo? Nikt z nich nie wie jakie koszmary mialam w domu i jeszcze dodawali mi koszmarow w szkole. Niestety rodzice w wiekszosci z mojej klasy sie rozwodzili i dzieci mialy co chcialy.
Mnie w podstawowce w 6-tej klasie gnebilo dwoch takich idiotow, co nie zaliczyli klasy :P Robili to do momentu jak mi zylka pekla, pogadalem z 4 lata starszym "kolega" z podworka i pokazal mi co i jak, wiec pocwiczylem tydzien i ogien. W efekcie rodzice zostani wezwani do szkoly, a dwoch gnebiacych pojechalo do szpitala jeden typ zlamany mial nos, a drugi luk brwiowy do szycia. Po tym mialem swiety spokoj ofc tez dostalem co nieco, ale w efekcie tamci juz nigdy sie nie odwazyli na cokolwiek.
Znęcanie się w gimnazjum nie miało polotu nad znęcaniem się w wojsku. Chodzi o te czasy kiedy wojsko było obowiązkowe dla każdego.
Nie doświadczyłem. Tylko największe zera dają się szmacić przez inne zera, a takimi zazwyczaj są "bullies".
A ja wstawałem rano o wpół do jedenastej w nocy, pół godziny przed pójściem spać. Zjadałem kęs trucizny pracowałem dwadzieścia dziewięć godzin dziennie we młynie, za ósemkę na całe życie, a gdy wracałem do domu, tata mnie dusił a potem tańczył na moim grobie.
Nie znam nikogo, kto nie był. Dziś ci sami ludzie mają do tych samych ludzi olbrzymi szacunek.