Super news !!! - MODYFIKOWANY WĘGIEL (Altered Carbon) Richarda Morgana – Netflix zamawia dramat science-fiction !!!
Więcej tutaj:
http://naekranie.pl/aktualnosci/altered-carbon-netflix-zamawia-dramat-science-fiction-770516
No i gówno wypłynęło. Serial wychodzi przed książki.
Fani książkowej twórczości Martina pewnie zadowoleni. Czekać nadal chuj wi ile, w międzyczasie unikając całkowitych serialowych spojlerów krążących dosłownie wszędzie po emisji serialu.
Piękny przykład sprzedania fanów z którymi budowało się markę od początku, zrzucenia ich na drugi plan. No ale po co jakieś klauzule kontraktowe, że serial po wydaniu książki, dłuższa przerwa w emisji, itd. Ważne , że gimbony trzepią nad serialowymi piczkami, to jest teraz najważniejsze. Kabona musi się zgadzać, by brzuch mógł nadal rosnąć.
Co się śmiejesz Shadow, po prostu to od początku było nieporozumieniem, żeby liczyć na to, że Martin, w dodatku już taki dziadzio trochę, da radę z jakimiś deadline'ami. Przecież to trochę jakby popędzać Tolkiena :P Musiałby odpuścić na jakości, spójności fabularnej itd.
W sumie to może nawet twórcy się cieszą, bo mają wolną rękę? :) Za doświadczeniami dotychczasowymi z serialu, gdzie kolejne zmiany tylko go pogrążały, to w sumie nic dobrego nie wróży. I tak długo wytrzymałem, bo aż do połowy 5 sezonu.
Ja się nie śmieję, że on się nie wyrabia, bo to wiadomo od lat. Śmieję się, bo znajduje coraz zabawniejsze wytłumaczenia :)
A prawdopodobnie to on nie wie jak to zakończyć (zakończenie nie może być przecież rozczarowujące).
Już tyle było rozczarowań w tej książce, że chyba nic więcej 'złego' się nie da zrobić ;)
Mnie to w sumie szkoda was wszystkich, którzy tak cenicie pisemną wersję Sagi Martina, bo będziecie mieli teraz ogromny dylemat czy oglądać serial czy czekać na książkę.
A co do samego autora to sam jest sobie winien, bo to mega-kurwiasty leń i taki kopniak od rzeczywistości może mu dobrze zrobi.
W każdym razie łączę się z wami w bólu mimo że sagi nie czytałem ale mam wyobraźnię i wiem jakie rozterki przeżywacie.
A Martin to kutas.
Mnie się strasznie GRRMa szkoda zrobiło, w jego wpisie jakby czuć żal. Nawet nie wyobrażam sobie co może czuć artysta, którego dzieło ktoś kończy na jego oczach, a on mimo wszystko ma się jeszcze być zobligowany do stworzenia swojej wersji. Nie każdy jest Kingiem, w takiej działce narzucone terminy to najgorsze, co może być.
@ Shadow
Ja się nie śmieję, że on się nie wyrabia, bo to wiadomo od lat. Śmieję się, bo znajduje coraz zabawniejsze wytłumaczenia :)
Heh, no w sumie, to nie wiem po co on się tak rozdrabnia i tyle tłumaczy... Każdy by zrozumiał "nie skończyłem, przykro mi, że zawiodłem tych co na to liczyli, ale jak książka ma być dobra, to będę sobie ją pisał ile chcę, a przy okazji robił inne rzeczy i nic wam do tego. Miłego oglądania serialu, nic nie stracicie i tak większości postaci książkowych nie ma, a drugie tyle zabili. Do kiedyś" :P
Mnie to w sumie szkoda was wszystkich, którzy tak cenicie pisemną wersję Sagi Martina, bo będziecie mieli teraz ogromny dylemat czy oglądać serial czy czekać na książkę.
A co do samego autora to sam jest sobie winien, bo to mega-kurwiasty leń i taki kopniak od rzeczywistości może mu dobrze zrobi.
W każdym razie łączę się z wami w bólu mimo że sagi nie czytałem ale mam wyobraźnię i wiem jakie rozterki przeżywacie.
A Martin to kutas.
No a davis to ignorant i w sumie kretyn.
Wprawdzie ten 'problem', o którym pisałeś, w ogóle mnie nie dotyczy, no ale jakoś chciałem się odnieść do tego, w sumie czemu nie w twoim stylu.
co polecacie przeczytać z Lema
wszystko? chronologicznie
davis, Lem - to są 3 różne gatunki filmowe. 1 - to właśnie takie bajki robotów; 2 - to klasyczne SF; a 3 - to rozprawy filozoficzne.
Musisz podać co chciałbyś czytać.
Ale IMHO "Solaris" to obowiązkowa pozycja do przeczytania.
Widocznie George musi sam siebie wewnętrznie przekonać, po co te wszystkie opóźnienia ;) Jakby zwyczajnie napisał, że jest jak jest i już, to pewnie sumienie by go żarło, a tak jest jakby wybielony ;)
Może ktoś jeszcze nie trafil a go zainteresuje "lekka" fantastyka. Nie tak zabawna jak Pratchet i nie tak "moralizatorska" jak on ale calkiem fajna w odbiorze.
Autor nazywa się Kevin Hearne a seria to Kroniki Żelaznego Druida.
Bogowie starzy i nowi, ich intrygi i zdrady a miedzy nimi ostatni druid na Ziemi probujacy jakos przetrwać ;)
Ja nie mam dylematu, będę oglądał. Raz, że traktuję to jako dwa osobne byty. Dwa, że tyle już namieszali, że w zasadzie mogą spojlerować tylko część fabuły książki.
Mam podobnie, choć do niedawna jeszcze mnie trochę wkurzały zmiany serialowe. Teraz serial oglądam bez napinki. Na książkę czekam bez napinki, a tłumaczenia Dżordżiego są śmieszne - a to mu serial przeszkadza, a to musi jechać na konwent, a to do Afryki, a to przeprowadzka ... no straszne to jego życie :D
Próbuję się przebić przez "Długiego Marsa", czyli trzeci tom cyklu Pratchetta i Baxtera. Już z drugim było trudno, a teraz jest jeszcze gorzej. Ani polotu, ani ciekawej fabuły, a schemat znany od pierwszej części. Heh, a Baxter po śmierci Pratchetta nadal to ciągnie.
Niestety okladki w PL sa tragiczne. Mnie sie podoba ta czesc, potem moim zdaniem jest im dalej tym gorzej.
Co do serialu - no nie wiem - scenarzystka/producentka jest fatalna z mega gownianymi dokonaniami... Szansa ze Netflix nie dopusci do spieprzenia... ale... no nie wstrzymuje oddechu.
Laeta Kaloridis ktora wslawila sie jako scenarzystka takich wspanialosci jak:
Lara Croft : Tomb Rider
Terminatr Genisys
Avatar
Alexander
Pathfinder
a wyprodukowala:
White House Down
Jedyne co niesie iskierke nadziei to scenariusz do Shutter Island - ale hmm czy jedna jaskolka czyni wiosne?
Super wiadomość jak dla mnie. "Modyfikowany węgiel" uważam za jedną z najlepszych książek jakie przeczytałem przez ostatnią dekadę. Pozostałe dwa tomy rzeczywiście dużo słabsze. Z nowych seriali powstałych na bazie książki polecam "Expanse". Całkiem niezła intryga, fajna scenografia i porządne efekty specjalne-podoba mi się. Pierwowzoru książkowego Jamesa Corey'a nie czytałem. Do kin weszła także ekranizacja "Piątej fali" Ricka Yancey'a...też nie czytałem.
Yancey to jakaś młodzieżówka, której co prawda też nie czytałem, ale też niespecjalnie mam na to ochotę. Coreya nie czytałem, ale przegadałem z godzinę z 1/2 autora i opowiadał nawet ciekawie i z entuzjazmem. Cały czas się przymierzam, ale nie zależy mi aż tak, żeby czytać w oryginale, a u nas nie zanosi się na to, żeby wyszło coś więcej niż jeden tom.
Przeczytałem pierwszy tom Abercrombiego 'Pół Króla' i powiem, że jestem rozczarowany. Zdecydowanie słabszy, niż 'dorosłe' powieści autora. Właściwie wszystko jest o 2 klasy niższej jakości. Być może dlatego, że skierowane do zupełnie innego odbiorcy. Fabuła - prosta. Bohaterowie - spłyceni i ciężko się z nimi identyfikować i bardziej polubić. Ich problemy i dylematy moralne - na młodzieżowym poziomie. Pozycja zdecydowanie dla młodszych odbiorców.
Shadowmage---->przyznam że piję 3 piwo i może dlatego nie rozumiem fragmentu: "przegadałem z godzinę z 1/2 autora"-najpierw myślałem że chodzi o "drugą połówkę" autora, ale potem używasz trybu męskiego...pewnie jakaś literówka czy skrót, ale nie potrafię rozkminić tego:P Niemniej polecam wszystkim serial "Expanse"...3 czy 4 odcinek akcje jak w SW :P
Edit: Jeszcze polecę trylogię Birminghama o alternatywnej historii II Wojny Światowe "Oś czasu"-podobne do "Final Countdown" z Douglasem, ale dużo głębsze i bardziej rozwinięte. Początek to czysta akcja, a potem autor skupia się raczej na poważniejszych tematach...polecam, naprawdę fajne.
1 tom jest dobry, drugi jest slaby kolejne sa dobre/ok. Klasyczna lekka space opera. :-)
Przeczytałem 'Robota' Snerga, niby must read fana polskiej sf. Kurczę, co za książka, nie wiem jak ją rozgryźć. Zaczyna się mega ciekawie, przechodzi w jakieś smutne psychologiczne post-apo, skręca w klimaty Kafki, w końcu robi się mocno sensacyjnie, a końcówa to jakaś zupełnie rozwalająca mózg rozprawa kosmologiczno-futurologiczna, którą czyta się tyle, co resztę, a w której czuję, że są jakieś odniesienia, których nie widzę. A wszystko w stylu eleganckim i mocno intelektualnie wymagającym, nie dla każdego.
Literacko można powiedzieć, że autorowi jakby nie chciało się dopisywać fabuły, tylko cały koncept przedstawił bezpośrednio w dialogach w formie końcowego kilkunastostronicowego eseju. Albo odwrotnie, że wszystko wcześniejsze dopisał pod to. Nie rozumiem.
Ja jakoś nie jestem specjalnym fanem Snerga. Wolałbym jednak czytać jego publicystykę, niż jej fabularyzowaną wersję.
Wolałbym jednak czytać jego publicystykę, niż jej fabularyzowaną wersję
No właśnie ta publicystyka, esej na koniec, dlaczego on tak zrobił :( Dukaj to jakoś zręczniej oplatał fabularnym woalem... A gdzie w ogóle pisał, bo ja kompletnie nie w temacie?
Czyli na wydanie kolejnych tomów Expanse definitywnie nie ma szans?
Bo serialem jetem zachwycony i juz chcialem ksiazke kupować
jak to w Polsce - chuk wie - apo angielsku jest 5 tomow, 6 ma wyjsc w polowie tego roku.
Jestem po obejrzeniu calosci serialu - bardzo rozczarowal mnie 'cheap cliffhanger' - zakonczyli serial jakos w 90% ksiazki - zakaldam ze poczatek drugiego sezonu to bedzie zakonczenie watkow z 1 ksiazki (czyli 1 sezon).
Generalnie drugi tom zaczyna sie bardzo slabo, i jest dosc nudne - rozkreca sie pod sam koniec. Potem Tom 3,4,5 sa calkiem fajne - miejscami lepsze - miejscami slabsze :) ale ogolnie przyjemna space opera. :)
W sumie latwym jezykiem pisane.
HutH-->chodziło mi raczej o to, że jego powieści to właśnie taka fabularyzowana publicystyka.
bridgeburner-->Fabryka Słów nie jest zainteresowana, ale nie wiem czy skończyły jej się już prawa. Zwykle są kupowane na 3-5 lat, więc pewnie jeszcze nie są uwolnione i nikt nie może ich przejąć.
Co do samego serialu, to w tym tygodniu obejrzałem 2 odcinki. Rozkręca się to? Bo na razie jakoś niespecjalnie mnie rusza ta historia.
No rozkręca się nie od razu, ale mnie zaintrygował już od początku. Po ubiegłym roku, gdzie dwa ciekawie zapowiadające się seriale SF okazały się dla mnie i żony nie do oglądania, ten jest naprawdę niezły...co prawda żona twierdzi że nic nie rozumie, ale ogląda twardo-te poprzednie to max po 2 odcinkach rezygnowała. Dziś planujemy obejrzenie 10 i chyba ostatniego odcinka sezonu. Zaskoczył mnie też pozytywnie pilot serialu "Lucifer", fajnie się oglądało, już jest drugi odcinek. "Colony" też oglądamy, ale na razie nie mam zdania. Nieźle wyglądał też pilot"Second Chance".
Mnie dla odmiany Lucifer ni ziębi, ni grzeje. Może dlatego, że fanem komiksu jestem, a tu z komiksu nic nie ma. Drugi odcinek jest na podobnym poziomie - mniej zabawny, ale za to z ciut lepszym wątkiem przewodnim. Ale i tak czekam aż tam coś zacznie się dziać na poważnie, bo rozgrywania wzajemnej fascynacji bohaterów długo pociągnąć się nie da. W miętoleniu jednego wątku mistrzostwo osiągnął Supernatural, niech inni tego nawet nie próbują :D
Lucifer to doprawdy male objawienie. Ma jakies tam minusy ale ogolnie cudowny serial komediowo-sensacyjny. Za każdym razem jak sobie przypomnę tytul drugiego odcinka to mi się chce smiac ;)
Zalowalem zakończenia Rush, chyba za bardzo dramatyczny by zdobyc wieksza widownie, ale skoro ten aktor dostal taki angaż (w sumie bardzo podobny) to wybaczam ;)
Second Chance wygląda jak typowy procedural z dzielnym bohaterem chroniącym roznych niewinnych w kolejnych odcinkach. Ale ma tez cos więcej i calkiem przyjemnie wygląda poki co.
Tylko tej sensacji w nim jak na lekarstwo. Zabrać głównego bohatera i zostaje naprawdę mierny procedural.
Lucifer rzeczywiscie smieszny i fajnie zagrany.
Dla fanow komiksu ogromny dramat - bo to nie ma nic wspolnego z komiksem.
Natomiast moze sie podobac ludziom ktorzy o komiksie nie slyszeli. Fajny czarny humor - fajne pierdoly itp.
Zabrac glownego bohatera, dac inny tytul i będziemy mieć 2 seriale w cenie jednego. Może i ten drugi się tak dobrze nie sprzeda ale zawsze cos ;)
Tylko co to ma wspólnego...?
Oczywiście, ze glowny bohater tworzy show, oczywiście dla niego to się oglada. Wiele filmow było ratowanych przez aktorow "wbrew" scenarzystom i reżyserom. Tutaj akurat scenariusz wygląda niezle, calosc się swietne oglada a glowna postac przyciąga tlumy.
Może i jakbym wiedział co to za komiks i był jego zagorzałym fanem to bym przezyl załamanie nerwowe, ze obrazki nie sa takie same jak moje ulubione obrazki. Ale nawet w tym wypadku można chyba się bawic dobrze nie majac kalki z rysunkow które już się widziało?
To, ze serial jest oparty na postaci z komiksow nie oznacza, ze ma być kopia tychże komiksow.
W domu mam tylko Kajko i Kokosz i na cale szczęście nie ma serialu o nich bo być może tez bym przezywal tragedie, ze nie jest tak samo ;)
Sinic -> wydawac by sie moglo ze masz jakies tam minimalne poklady wyobrazni. no ale widac nie masz.
to wyloze jakos prosto
mowisz ze masz kajko i kokosz komiks?
To teraz sobie wyobraz ze biora komiks kajko i kokosz i robia z niego serial.
Serial dzieje sie w 19 wiecznym Paryzu
Kajko jest karlem blondyem z urodzenia francuzem
a Kokosz urodzil sie w moskwie i ma 2m wzrostu i wazy 70kg
Do tego duet glownie zajmuje sie napdaniem na staruszki i kradziezami kieszonkowymi.
Mirmil jest 90 letnia francuzka a zbojcerze zajmuja sie szydelkowaniem.
Serial jest fajnie zagrany, w sumie smieszny i generalnie dobry. Ale...
No wlasnie ale... co?
Jest fajny, dobrze się oglada czy nie?
Nagminnie przy tej czy takiej ekranizacji tego czy tamtego, nie tylko komiksow, slychac narzekania, ze nie odpowiada pierwowzorowi. I ja mogę zrozumieć narzekania, nawet jeśli scisle "kopie" to rzecz wlasciwie niespotykana. Ekranizacje zawsze się roznia, czasem diametralnie. Zdarza się, ze poza tytulem niewiele zostaje z pierwowzoru... Ale narzekania to jedno a obniżanie oceny z tego powodu to rzecz już zupełnie inna.
Co prawda komiksow, no poza wspomnianym (notabene kopia francuskiego Asteriksa który w kinie się pokazal ;)), nie czytuje wiec ostatni wypływ dziel kina rozrywkowego na nich opartego jest dla mnie "nowoscia" ale zdarzylo mi się trafic na ekranizacje książek które czytałem. I mam się zalamywac za każdym razem gdy nie sa zgodne z literackim pierwowzorem?
Ksiazka to jedno, film zupełnie cos innego. Notabene pamiętam jak czytałem książki wydane na postawie starej trylogii Star Wars. Były to cieniuteńkie czytadelka bedace niemal kopia tych długich filmow. Wiec jak wielosetstronicowa ksiazka, czy tez wielotomowa, ma być odwzorowana w filmie? Zawsze film czy serial traktowalem jako cos odrębnego. Podobal mi się bądź nie. Jak każdy nie oparty na czymkolwiek co czytałem, bez roznicy.
A wyobraznie mam bardzo mocno rozwinieta zapewniam, bez względu na to co by ci się moglo wydawac ;)
Aczkolwiek w tym kontekście to chyba nie trafiles bo nie o wyobraznie chodzi tylko jej brak skoro wszystko ma być takie samo a jak nie jest to staje się gorsze. Wiec nieco ci się pomerdało mój ty drogi rozmowco ;)
Jest pewna różnica między adaptacją na bazie czegoś, a zrobieniem czegoś niemającego nic wspólnego z pierwowzorem oprócz nazwy. W tym przypadku serial podpina się pod komiks, ale jakby nazwali serial Azazel, to mało kto by nawet skojarzył i doszukiwał się inspiracji. Tym bardziej, że utworów o diable kroczącym po ziemi było już na pęczki.
Ogólnie: bardzo chętnie zobaczyłbym adaptację tego komiksu - i nie kadr w kadr, jak to zdajesz się sugerować, bo to i tak by nie wyszło. Ale przynajmniej wykorzystującą coś więcej niż tylko imiona bohaterów :P
Z serialem jednak nie mam problemu pod tym kątem - jest, co jest, staram się go oceniać niezależnie. I jak dla mnie jest on przeciętny. Pisałem o tym, że jak zabrać bohatera, to zostaje nędza - i to w tym kontekście, że na jego gagach nie da się długo jechać. Przecież one zaczynają się powtarzać już w drugim odcinku. Raz czy drugi bawią, ale przy dziesiątym będą irytować. I co wtedy zostanie?
Mialem odpisac ale Shadowmage mnie ubiegl mowiac dokladnie to co ja bym napisal.
No i Shadowmage ma racje jak zabrac bohatera to w sumie nic nie zostaje - a ilez mozna ogladac te same gagi? 5 odcinkow? 7 ? caly sezon bedzie ciezko - drgui juz napewno nie.
Alez możesz jeszcze to napisac jak chcesz, nigdy dobrych argumentow za wiele. Skoro Shadowmage powtarza je to dla lepszego efektu moglbys dorzucić swoje powtorzenia ;)
No ale skoro na powtarzaniach jedziemy to pewnie ja tez musze, inaczej przegram w tej zawzietej merytorycznej dyskusji ;)
Wiec jedziemy z tymi samymi argumentami, a co mi tam.
Tak jak sprzedaje się komiks, czy ksiazke tak robi się z serialem czy filmem. Jeśli ktoś by doszedł do wniosku, ze scisle kopiowanie przyniesie większy sukces to tak by zrobiono. Jeśli uznaje się inaczej, robi się tez inaczej. W tym wypadku być może uznano, ze z komiksu wezmie się tylko imie bohatera i sam ogolny pomysl a scenariusz oparty zostanie na czyms innym. Poki co, jak dla mnie, calkiem niezle to wychodzi. Ale tez to dopiero 2 odcinki. Być może nie wyjdzie później już tak dobrze a być może i będzie coraz scislej oparty na przygodach rysowanych w komiksie, ktoz to wie.
No i jak zabieramy glownego bohatera to zabierajmy. Gdyby tak zabrać Arniego z jego filmow to z kultowych popularnych filmow klasy B (czy tam C ;)) stalyby się zwykłymi sensacyjkami o których nikt nie pamięta i mało kto oglada. Co w związku z tym?
Przyklady takie moznaby mnozyc, jak już o tym pisałem zresztą ;p
Filmow czy seriali opartych na 1 postaci czy na konkretnym aktorze który je "ciagnie" jest multum. Wlasciwie pewnie większość produkcji jest oparta na takim "schemacie". Wszystkie krytykujecie i wszedzie oznajmiacie ponuro, ze "gdyby zabrać...." to nie warto ogladac? Gdyby babcia miała.... Takie gdybanie co by było gdyby było jest jedynie zabawne. Lepiej chyba oceniac produkt calosciowo, na podstawie tego co dostajemy a nie co dostalibyśmy gdyby... Tak jakbyście napisali (przykład wcale nie bardziej glupi ;)), ze rower jest może niezłym pomysłem ale gdyby zabrać kola to bylby znacznie gorszy. Wszystko jest na nich oparte i nie ma innych pomyslow, zgroza.
Poki co, cale 2 odcinki wiec pewnie jak widze o calosciowe opinie jak najbardziej można się pokusić, schemat się jak najbardziej sprawdza. A moze lepiej poczekamy? Mnie bawi i czekam na więcej.
A ze nie wszystkim się tak samo podoba? To chyba żadna nowość? Ogladalnosc w granicach powiedzmy 10 milionow jest oceniana jako bardzo dobra i produkcje sa kontynuowane. Raczej nikt nie narzeka, ze pozostale 100 milionow widzow (przyjmując takie ladne liczby tylko dla USA i podajac to jako przykład ogolny dla seriali wiec proszę nie opowiadajcie mi jak bardzo się myle w stosunku do Lucifera bo nie zdzierze ^^) nie oglada a nawet krytykuje. Gdyby jakikolwiek serial zdobyl cala widownie to pewnie wszyscy jego tworcy z szoku by ulegli samozapłonowi ;p
Dużo napisałeś... szkoda tylko, że specjalnie nie zrozumiałeś, co chciałem przekazać i dorabiasz do tego swoje własne teorie :P Ogólnie można je podsumować tak: twórcy wiedzą, co robią, a mi się podoba, więc jest git. W każdym razie wydaje mi się, że dalsza dyskusja jest na tym polu bezcelowa, bo doszliśmy do ściany :)
To ja dodam od siebie i napiszę, że w Lucyferze główny bohater tez nie porywa. Ma te dwa fajne teksty na odcinek, od czasu do czasu pokaże swoją prawdziwą twarz ale co więcej? Nic.
Tyle, że ma fajną policjantkę u boku to można przynajmniej zawiesić oko.
Sinic ====> Nie starasz się zrozumieć o co chodzi Shadowowi i Tzymische. A Shadow w poście 281 wyjaśnił chyba tak klarownie, że lepiej się nie da. Ja sam znam komiks i uważam, że twórcy serialu nie powinni udawać, że to co oni zrobili ma cokolwiek wspólnego z komiksowym pierwowzorem.
Nie gniewajcie się, ale ja mam całkowicie w d.... całą tę dyskusję o serialu "Lucifer". Komiksami się jarałem mając 7-11 lat, dopóki nie "odkryłem" książek. Nawet nie miałem pojęcia że to ekranizacja komiksu, po prostu fajnie mi się oglądało pilota z żoną przy szklaneczce whisky i na pewno dam szansę kolejnym odcinkom....i tyle, nie miałem pojęcia że wywołam taka dyskusję wspominając o nim :P
...a z innej beczki: jest kolejny tom Cholewy. Właśnie kończyłem książkę i miałem na celowniku nowy cykl Currie osadzony w tym samym świecie jak poprzedni cykl, ale Cholewa ma pierwszeństwo. Po fajnym i klimatycznym "Gambicie", bardzo dobrej space operze "Punkt cięcia" i rewelacyjnej "Forcie", aż boję się co będzie dalej...wystarczy mi żeby był zachowany poziom ostatniej i będę szczęśliwy :)
Zdecydowałem się jednak przeczytać całość dyskusji i w pełni zgadzam się z tym co napisał Sinic, zgadzam się także w 100% z Shadowmage, że dalsza dyskusja jest bezcelowa :P
sorry za drugi post ale edycja nie była dostępna...teraz jest dla obu wypowiedzi :(
OldDorsaj => nie wiem co jest bardziej smutne, ze wrzucasz komiksy do jednego wora z gownem ktore czytales znaczy ogladales majac 7 lat. Czy to, ze odkryles ksiazki majac 7-11 lat. Jedno i drugie jest smtune - i jedno i drugie pokazuje, no coz, swiadczy slabo o tobie. Stawianie sie na pozycji lepszego 'czytajacego ksiazki' - jest zenujace.
odpowiedz
Tzymische---> szczerze mówiąc totalnie nie rozumiem twojego ataku na mnie, w dodatku tak chamskiego. Nigdzie nie napisałem że ktoś lubiący komiksy jest gorszy od czytającego książki, tylko że ja przestałem czytać komiksy w tym wieku, a wcześniej się strasznie nimi jarałem. Potem straciłem całkowicie zainteresowanie nimi i nie potrafiłem się zarazić ponownie mimo kilku prób. W sumie to właściwie nawet nie rozumiem Twojego ataku i zarzutów-czy odkrycie książek w wieku 7-11 lat było zbyt późne czy zbyt wczesne?...o co ci chodziło w tej wypowiedzi? Co do serialu jasno napisałem że nie wiedziałem iż jest ekranizacją komiksu i nic mnie to nie obchodzi-fajnie mi się go ogląda i tyle. W wieku 7 lat czytałem Klosa, Żbika i Tytusa, którego uwielbiałem wtedy...może to i gówno, teraz nie jestem tego w stanie ocenić.
Ustaliliście już kto ma większego?
Mnie ten serial jednak trochę zastanawia. Nie bardzo rozumiem po co go zrobiono. Z komiksem nie ma nic wspólnego, i to jest ok, ale po grzyba podpinać się pod markę, którą mało osób kojarzy.
Można było po prostu zrobić czerstwy serial z Szatanem jako łobuzerskim Anglikiem (!), rozwiązującym zagadki kryminalne z panią detektyw i nazwać to byle jak, a oglądalność byłaby taka sama.
odpowiedz
koobun--->Twojej wypowiedzi też przyznam nie rozumiem, odpowiedziałem po prostu na chamski i według mnie niczym nie sprowokowany atak i w dodatku spokojnie, bez podobnych wycieczek osobistych. Co do serialu to mam pytanie: czy autor komiksu wykupił licencję na wyłączność używania imienia Lucyfer, bo pamiętam że już mój pradziadek jak byłem mały używał tego słowa na określenie diabła...i tak, ja właśnie ten serial odbieram tak jak napisałeś w drugiej części wypowiedzi "czerstwy serial z Szatanem jako łobuzerskim Anglikiem (!), rozwiązującym zagadki kryminalne z panią detektyw", a o komiksie naprawdę nie miałem pojęcia i jakoś nie zauważyłem że jest na podstawie i tyle...po prostu mi się fajnie go ogląda, co można więcej dodać, za arcydzieło go nie uważam i nie mam zamiaru bronić jego czci.
Wypowiem się w kwestii praw itp.
1. U nas może i mało kto kojarzy, ale seria na świecie ma niezłą renomę. Może nie jak Sandman, ale jest popularna.
2. Mogli nazwać Lucyfer i nikt by się nie zorientował (no dobra, amerykański prawnik tak... więc nazywałoby się to Król Piekieł albo coś). Ale raz, że kupili prawa do adaptacji, a dwa, że zastosowali minimalną więź z oryginałem.
3. Trąbili chyba w każdym komunikacie, że to "na postawie postaci stworzonej przez Gaimana i opisanej w komiksach Careya".
A, i żeby nie było. Chyba nikt nie ma z tym problemu, że ten serial się komuś podoba. Albo nie. Była normalna dyskusja o wadach i zaletach w kontekście pierwowzoru, ale w pewnym momencie wkradło się niezrozumienie, a potem jakieś dziwne ataki personalne.
Koboon-->Walijczykiem, proszę cię!
Shadowmage--->ja to w pełni rozumiem, że was jako fanów danego komiksu razi mierna lub nie mająca nic wspólnego z oryginałem adaptacja. Po prostu sam zaczynając go oglądać nie miałem o tym pojęcia, a jak już się dowiedziałem to też niewiele mnie obeszło, bo jak napisałem komiksy przestały mnie całkowicie interesować przeszło 40 lat temu i tyle. Wyraziłem tylko subiektywne zdanie o nowym serialu, a z Sinicem się zgodziłem bo jakoś bardziej jego post i zdanie mi w tej dyskusji pasowały - przyznam jednak po namyśle, że też byłbym zdenerwowany złą adaptacją ulubionej książki.
Walijczykiem, proszę cię!
Ale jak to, jak Mojżesz? (O_O)
U nas może i mało kto kojarzy, ale seria na świecie ma niezłą renomę.
Pasolini też ma renomę, a filmografię zna pewnie z pięćset osób na całym świecie.
Seria jest znana w środowisku, fandomie, czy jak to tam nazwać, ale raczej nie wśród przeciętnych zjadaczy chleba, a to oni decydują o powodzenie serialu. Moim zdaniem mogłoby się to nazywać dowolnie i efekt w słupkach oglądalności byłby podobny.
OldDorsaj -->
odpowiedziałem po prostu na chamski i według mnie niczym nie sprowokowany atak
Ani ten 'atak' nie był szczególnie chamski, ani nie był niesprowokowany. Twoja wypowiedź miała wyraźnie protekcjonalny ton, więc nie zgrywaj proszę urażonej niewinności.
Swoją drogą, jak na osobę nie widzącą celu w dalszej dyskusji jesteś nadzwyczaj aktywny.
Gdyby ktoś się zastanawiał - "Czerwony rycerz" jest całkiem zjadliwy. W sumie na tyle zjadliwy, że od razu zacząłem czytać następne tomy po angielsku.
OldDorsaj => wybacz jesli atak wydal ci sie chamski - moim zdaniem nie byl -ale przepraszam ciebie i wszystkich urazonych.
Pozwol, ze jednak sie wytlumacze. Napisales to cholernie protekcjonalnym tonem - takim, ktory slyszalem niemal co tydzien w SKF - przeciez czytanie komiksow to "glupota dla dzieci" - a MY czytajcy PRAWDZIWE ksiazki jestes LEPSI. Tylko tyle i az tyle.
Przez cale lata, tak bylo, na szcescie dla 'komiksiarzy' potem pojawili sie 'rpegowcy' ktorzy juz wogole byli sola w oku dla PRAWDZIWYCH fanow fantastyki - i generalnie byli kopani przez wszystkich - az do czasu karcianek ... bo wtedy to jedyni prawdziwi fani dostali niezlej apopleksji. Od tych czasow kompletnie sie wylaczylem z 'fandomu', przestalem jezdzic na konwenty - i w sumie patrzac na to jak sa rozdawane Zajdle to chyba tylko mi to na zdrowie wyszlo.
Katane - ano, przyzwoita książka. Chociaż ja bym pewnie dał jej tak z 6,5-7. Kilka wątków/postaci jakoś mi nie leżało, więc stąd ta ocena.
koobun, Tzymische---->no OK, nie miałem zamiaru stawiać niżej miłośników komiksów, wydawało mi się że pisząc to tłumaczę swoją obojętność w temacie i aktywność też z tego powodu, by wyjaśnić nieporozumienie-jak widać nadal mi się nie udało, więc również przepraszam urażonych i sam przyjmuję przeprosiny. W końcu jak mógłbym się gniewać na członka ŚKF-u, gdzie sam działałem lata, byłem tzw członkiem rzeczywistym, nadal mam znaczek z numerem 007 o ile pamiętam, wcześniej 023 i nawet kandydowałem raz na prezesa, co było totalnie bezsensowne i na szczęście skończyło się wyborem Eli Gepert. Prawdopodobnie z Tzymische się rozminęliśmy w latach :P
Shadow mam pytanie, słyszałeś coś może o następnym tomie Opowieści z meekhańskiego pogranicza?
Jakos po "Pamieci wszystkich slow "na kolejny tom Wegnera odechcialo mi sie kompletnie czekac
Litercki zawod roku jak dla mnie - po trzech wczesniejszych tomach pelnych akcji , ciekawych postaci, niebanalnego humoru
dostajemy filizoficzne banialuki polaczone z przynudnawym studium psychologicznym nieciekawej bohaterki oraz niedorozwinietych umyslowo bogów w tle
Wegner nie mial weny/czasu tego pisac i zlecil jakiemus studentowi?
Dodam tylko, ze po pierwszych 3 tomach mialem go za drugiego po Sapkowskim polskiego autora fantasy
Mam prośbę, jako że zainteresowałem się ostatnio tematyką kosmosu to chciałbym poczytać sobie jakąś space opere ;) Czy znajdzie się na forum ktoś obeznany w tych tematach i poleci mi jakąś pozycje? Osobiście znalazłem kilka serii np. Rubieże Imperium, Star Carrier, Oddysey One, Honor Harrington, ale nie wiem co o tych książkach sądzić. Szczerze przyznam, że najbardziej zależy mi na rozbudowanym i ciekawym uniwersum oraz fabule; mniej interesują mnie bitwy kosmiczne i klimaty militarne (choć też miło byłoby spotkać takie elementy - szczególnie jeśli są dobrze napisane).
James S A Corey => Seria Expanse, zrobili serial (the Expanse) - pierwszy tom Leviathan Wakes - jest po polsku - kolejne po angielsku (byc moze wyjda a moze nie po polsku) warto i fajne.
Mike Resnick popelnil cykl Starship - calosc wyszla po polsku - calkiem przyjemna space operka - lekkie czytanie.
Do tego Peter F. Hamilton - ktory naprodukowal gore space oper, chociaz ja najbardziej lubie jego cykl o Gregu Mendelu.
chcesz cos 'ciezszego' - Alistair Reynolds -> Revelation Space
chcesz cos naprawde dobrego przyjzyj sie temu gosciowi: Robert A. Heinlein mnostwo genialnych ksiazek, Sproboj Luna to Surowa Pani.
kontynuując wątek Lucyfera po trzecim odcinku można śmiało powiedzieć, że serial jest o niczym. Wyrabia się schemat odcinka, przestępstwo, dążenie do rozwiązania, kilka gagów, kilka "powiedz mi, co byś chciał naprawdę zrobić" i na końcu jakiś paranormalny gest Lucyfera. W międzyczasie oczywista scena zatracenia się diabła i pokazania prawdziwego charakteru po czym z prędkością światła wraca do normalnego zachowania. NUDA.
obstawiam, że na końcu którego sezonu detektyw zostanie bardzo ciezko ranna albo zginie i lucyfer wpadnie w szał.
Matmax_57--->Star Carrier i Odyssey One są rewelacyjne, ale jeśli bardziej zależy ci na tym co napisałeś to jednak polecam gorąco Honor Harrington - wiem, że to może nie są arcydzieła, niemniej czekam na każdy kolejny tom z utęsknieniem, czyta się bardzo dobrze, spójny świat, ani chwili nudy, dużo emocji no i bitwy też jak najbardziej są, czasem nawet sporo, ale nie są celem w sobie. Koniecznie czytaj po kolei i nie zraź się pierwszym tomem, który choć fajny to jednak nie jest tak rozbudowany jak reszta. Hamiltona też polecam. Wyszło jeszcze kilka innych cykli space oper, ale na razie nie trafiłem na nic lepszego niż wyżej wymienione-mówię tylko o tym co wyszło po polsku, a wszystkiego jeszcze nie czytałem.
Tzymische--->jak Ela została prezesem to ja już powoli kończyłem przygodę z ŚKF, może kojarzysz Tomka-wcześniej prowadziłem sekcję filmową przez kilka lat, na organizowanych przez ŚKF konwentach też byłem odpowiedzialny za projekcje filmów. Byłem w klubie co tydzień.
Majka ponoć dobrą powieść napisał. Nie czytałem jeszcze, ale się przymierzam. "Ślepowidzenie" jest świetne... ale nie pasuje do twoich pierwotnych warunków brzegowych z pierwszego posta.
Inna sprawa, że space opery ogólnie raczej nie szczycą się związkami z nauką.
Matmax_57----> ostatnio byłem w EMPIKU i właśnie rzuciło mi się w oczy chyba z 10 powieści z serii Honor Harrington, jeszcze ze2 lata temu było je o wiele trudniej dostać. Podejrzewam że jeszcze większy wybór i taniej znajdziesz na allegro. Na ebookach też jest chyba cała seria dostępna. Co do związków z nauka to w space operach jak napisał Shadowmage jest różnie, każdy z autorów pewnie się stara osadzić akcję w jakichś jej realiach, ale sam gatunek powoduje, że pewne rzeczy trzeba brać na wiarę. Dla mnie jako laika świat Honor jest spójny i nic mnie dotychczas nie raziło, tak samo jak w Odyssey One czy Star Carrier. Cykl Hamiltona "Świt nocy" na przykład, który uważam za jeden z najlepszych jakie czytałem, z jednej strony jest osadzony w nauce, z drugiej praktycznie głównemu wątkowi bliżej do horroru niż twardej SF i jeśli nie potrafimy przyjąć wymyślonej przez autora historii na wiarę, to dalsze czytanie będzie bez sensu...a czyta się rewelacyjnie. Majkę też mam w planach, także Szmidta, którego pierwszy tom space opery "Pola dawno zapomnianych bitew" jest wysoko oceniany.
Pierwszy Szmidt to taka przygrywka. Przed oceną jednak bym się wstrzymał do lektury 2 tomu, bo on pewnie wyjaśni, czy jest w tym jakiś zamysł. Ale czyta się nieźle, jak to Szmidta.
Honor Harrington mógłbym kupić, bo znalazłem oferty w sklepach na 1 i 2 tom, ale za to już 3 tomu w ogóle nigdzie w internecie znaleźć nie mogę i tutaj pojawia się ten strach spowodowany tym, ze kupie 2 tomy i za cholerę nie będą mógł czytać dalej ze względu na brakujące tomy.
Co do Szmidta to mam chrapkę też na jego powieść pt."Łatwo być bogiem" - warto i czy to jakaś seria czy samodzielna pozycja?
A tak najchętniej to kupiłbym Przestrzeń objawioną Reynoldsa, ale jak na złość I tom nie jest dostępny. W ogóle zauważyłem, ze cykli fantasy jest mnóstwo jak na sra*e :D a dobry space oper brak ;(
Cykli fantasy to może i mnóstwo
ale na dobrym poziomie to z 6-7 a i w nich nic nowego od 3 lat nie wyszlo, nie ma czego czytac :P
( z fantasy rzecz jasna)
Odnosnie dostepnosci serii Honor to warto sprawdzić jakich pozycji brakuje. Wiem, ze nie ma zborow opowiadan "ze swiata".
Ale jeśli ich nie przeczytasz to niewiele stracisz. W sumie jakos tak się zlozylo, ze zadnego z nich nie mam i chociaż w kilku momentach wplywaja na cykl, pewne zachowania, sytuacje czy postacie z nich pochodzić mogą, to nic z fabuly nie stracisz.
W sumie zapewne ich mniejsza dostepnosc bierze się stad, ze sporo osob ich nie kupowalo i nie było wznowien.
Matmax_57----> gdybyś przypadkiem mieszkał w okolicy Gliwic, Rudy Śląskiej czy Katowic to mógłbym pożyczyć, mam chyba kilkanaście tomów, opowiadania też, ostatnich tomów nie mam w wersji papierowej, bo całkowicie przerzuciłem się na ebooki ze 3 lata temu...i tu mam wszystko z serii, łącznie z pobocznymi. Reynoldsa mam chyba też całość w papierze, sam jeszcze nie czytałem. Z Sinicem znów się zgadzam :P
Jestem z okolic Ostrowa Wlkp. więc pożyczanie nie wchodzi w grę.
Sprawdzałem dostepność pierwszych 7 tomów i wszystkie dostałbym gdzieś, ale u różnych sprzedawców. Wyjątkiem jest tom 3, którego nigdzie nie ma.
Może narazie kupie 2 pierwsze tomy i poczekam aż 3 tom się gdzieś pojawi a w międzyczasie poczytam jakieś poboczne serie. W ogóle jak najlepiej czytać książki powiązane z Honorverse?
Krotka wersja wpisz w google David Weber i zobacz kolejność ;)
A jeszcze krotsza wersja zobacz kolejność wydan ;p
Te 2 trzytomowe serie dzieja się w tym samym czasie co glowna seria obejmując jednak inny obszar dzialan. Wystepuja w rolach epizodycznych ;) glowni bohaterowie i pojawiają się nowi. Glowne watki sa tam jako tlo.
moim zdaniem te 3-tomowe serie poboczne o niewolnikach genetycznych i wydarzeniach w Gromadzie Talbott lepiej czytać mając już za sobą co najmniej połowę powieści z głównego wątku, a nawet więcej, ponieważ niektóre opisywane tam zdarzenia przeplatają się z ostatnimi tomami tegoż. Natomiast pięć zbiorów opowiadań i nowel można czytać dowolnie, ale też lepiej już mieć trochę przeczytane z głównego wątku, bo też często są odnośniki do wydarzeń czy postaci
Trzeci tom cyklu Cholewy, czyli Forta zaliczony. Wciąż jest bardzo dobrze i krwawo :)
"Inwit" już się grzeje na półce :)
"Inwit" Cholewy - zostało mi 50 stron do przeczytania, więc w sumie mogę krótko podsumować: książka trzyma poziom, nadal czyta się rewelacyjnie, jest akcja i intryga. Niemniej jednak tym razem nie uznam, że kolejna powieść Cholewy znów lepsza od poprzedniej. "Forta" trochę bardziej mi się podobała, ale jedyny zarzut do nowej to brak atmosfery ciągłego zagrożenia, która towarzyszyła mi przy czytaniu "Forty". Polecić "Inwit" mogę jednak z czystym sumieniem, bardzo dobry kolejny tom-oby tak dalej.
Gambit mi się najbardziej podobał, może dlatego, ze cos nowego:) ostatnia część Inwit taka sobie, chociaż zapowiada interesujący nowy wątek bezpośredniego starcia z SI
Po przeczytaniu całości muszę trochę zweryfikować opinię o nowej książce Cholewy-jednak jest równie dobra jak poprzednia, po prostu znów trochę inna, więcej walk w kosmosie, starć okrętów, za to mniej thrillera, ale intryga jak w poprzednich z ciągłymi zwrotami akcji i bez chwili przerwy. Czekam z niecierpliwością na kolejne powieści.
koobun => nie przejmowalbym sie za bardzo jest duze prawdopodobienstow, ze koles sie przekreci zanim bedzie mial szanse dokonczyc cokolwiek.
Pewnie Barristan Selmy :/
Zginęła ? Myrcela. W ogóle wątki się rozjechały. W serialu poległ Stanis co w powieści nie jest pewne. Sansa poślubiła bękarta Boltonów co w powieści nie miało miejsca, Za to w powieści mamy ??? brata Denerys a w serialu nie.
Powiem szczerze, że przez ten serial tylko mam zamieszanie w głowie, bo już mi się wszystko pokiełbasiło - kto w której wersji zginął, albo co zrobił, a czego nie...
Cześć. Nie wiem czy temat był kiedyś dyskutowany, ale jak wygląda Wasza ocena kontynuacji cyklu Diuny?
Chodzi mi o wszystko, co wyszło po Kapitularzu. Całą serię przeczytałem prawie 20 lat temu z dużą satysfakcją, kilka razy. Ostatnio rzadko czytam cokolwiek F/SF, ale pomyślałem, że może fajnie byłoby powrócić do tego świata.
Czy coś z tego warto przeczytać? Czy jest to typowy skok na kasę?
Moim skromnym zdaniem - im dalej tym gorzej - jesli o mnie chodzi to im dalej tym gorzej dotyczy rowniez mesjasza, dzieci, boga itp az do kapitularza. Imho skok na kase - czasem naprawde fatalne, czasem w miare ok - ale nie widze jakiegos sensu w angazowaniu sie.
Dzięki. Wiem, że niektórym pasowała tylko Diuna i nic potem, dlatego zaznaczyłem, że na mnie dalsze tomy też zrobiły wrażenie, szczególnie dzieci+bóg. Oczywiście może to tylko sentyment przeze mnie przemawia.
Tak czy owak, głosów na "tak" nie słyszę, więc pewnie odpuszczę.
Masz głos na "tak". Mnie zawsze wkurzało, że cały cykl Diuny kończy się tak nagle... że jest go tak mało, że nie wiadomo co dalej... No to teraz można się zapoznać z tym co dalej i tym co wcześniej. Nie ma może takiej magii jak... heh... podstawka, ale ja uważający Diunę za jedną ze swoich najważniejszych lektur, czytałem te książki z przyjemnością.
Ja nawet lubię niektóre z późniejszych książek F. Herberta, tylko klucz do nich bywa zupełnie innych, niże "Diunie". Natomiast te pogrobowcowe cuda to można sobie odpuścić - to raczej spaceoperowe cudaki średnio napisane, a nie coś w duchu oryginalnego 6-księgu
Xinjin --> Pani Rowling to zupełnie nie moja bajka. Nie jestem z tego pokolenia które się wychowało na HP. I w sumie mam jej dokonania pisarskie tak bardzo w czterech literach... Kiedyś w jakiejś księgarni wziąłem do ręki Kamień Filozoficzny i parsknąłem śmiechem gdy zobaczyłem trzy, cztery słowa w linii, a na stronie w sumie z 50 słów. Dla mnie to czytadło, zwyczajne, pospolite, bez walorów artystycznych czytadło. Coś jak, autentycznie, bajka dla dzieci z podstawówki, czego odpowiednikiem mogłyby być Klechdy Domowe.
Przykro mi ale nie szanuję i nie uznaję.
I jeszcze wtrącę, że jak ktoś się chwali posiadaniem całego zbioru w/w, vide konkurencyjny wątek, to mnie to tak bardzo śmieszy że brak słów.
btw. co polecacie przeczytać z Lema dla dosyć zaprawionego w s-f czytacza, który jednak nigdy nie doświadczył świadomie tego pisarza, pomijając jakieś bajki robotów z podstawówki które całkowicie ulotniły się z pamięci.
W tym wątku rozmawiamy o pisarzach fantasy i sf, choć zdarzają się również przedstawiciele literatury pięknej. Jeśli czytałeś jakąś ciekawą książkę - napisz o niej. Można też przeczytać coś ciekawego o komiksach. Integralną częścią są także dyskusje batalistyczno-militarne :)
Aha - proszę się nie bać tego Martina w tytule ;-PPP
Strony, które każdy fantasta znać powinien:
Serwisy informacyjne:
http://katedra.nast.pl - Katedra
http://www.gildia .pl - Gildia (trzeba sobie wpisać do przeglądarki)
http://www.polter.pl - Poltergeist
http://www.aleja-komiksu.pl/ - Aleja komiksu
http://www.serwis-komiksowy.pl/ - Wielkie Archiwum Komiksu
Magazyny literackie:
http://www.esensja.pl - Esensja
http://www.fahrenheit.eisp.pl - Fahrenheit
Inne:
http://www.biblionetka.pl - netowa baza danych o książkach
http://www.plan9.art.pl - amatorskie filmy, mamy tam "swojego" człowieka czyli Garretta
http://www.radiorivendell.com - radio internetowe
http://www.steampunk.republika.pl/ - dla miłośników Steampunka
http://www.baen.com/library/ - bezpłatne ebooki wydawnictwa Baen
http://www.sfsite.com - recenzje i opisy
http://www.sffworld.com - recenzje i opisy
http://hitalia.rotfl.eu.org/ - historia zapoczątkowana w Feniksie
Strony czasopism:
http://www.fantastyka.pl/ - Nowa Fantastyka
http://www.science-fiction.com.pl/ - Science Fiction, Fantasy i Horror
http://www.locusmag.com - Locus
Strony pisarzy:
http://www.georgerrmartin.com - strona autora z tytułu wątku.
http://www.malazanempire.com - strona o cyklu Stevena Eriksona
http://www.sapkowski.pl - chyba nie trzeba przedstawiać
Grafiki:
http://www.imagenetion.com
http://republika.pl/artarka_top
http://www.artfan.net
http://www.fantasya.net
http://www.fantasygallery.net
Poprzednia część: https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=13452711&N=1
Tak sobie myślę, że tekst "proszę się nie bać tego Martina w tytule ;-PPP" ze wstępniaka mocno się w międzyczasie (w sensie od czasu serialu) zdezaktualizował.
Może i tak, chociaż z innych powodów. Wtedy ludzi przerażała objętość i mnogość wątków.
^ serio tak było?
A ja myślałem, że to zawsze był kącik fanów Malazańskiej, więc pod względem wątków... wiecie o co chodzi :P
Serio, zaczęło się wszystko od wątku z informacją, że wyszła "Nawałnica..." po polsku i ludzie* tak trochę z nieśmiałością się pytali czy aby to dla nich na pewno. Chociaż oczywiście zamiłowanie do eksterminacji postaci też miała pewne znaczenie.
* raczej tacy przelotni forumowicze, a nie późniejsi stali bywalcy.
Przeczytałem całą dyskusję odnośnie serialu i powiązań z pierwowzorem literackim i napiszę tylko, że razem z żoną uwielbiamy ten serial (najlepszy oprócz "The Walking Dead"), może właśnie dlatego, że nie czytaliśmy sagi i co więcej, ja jestem bardzo zmotywowany żeby teraz sagę Martina przeczytać, a żona tego nie wyklucza, mimo że fantasy niby nie cierpi :P
Przeczytałem trylogię "Starka" Campbella i polecam fanom gatunku...reszcie niekoniecznie, niby fajnie się czyta, ale ani Douglas ani Currie to nie jest
Panowie (i Panie?), dwa pytania. Po długiej przerwie związanej ze sprawami zawodowymi wracam (w końcu) do czytania tego, co lubię, czyli fantastyki. Ponieważ nie jestem na czasie, może powiecie mi:
1. Kto jest teraz "na czasie"? Jakieś nowe objawienia literackie? Ze względnie "nowych" autorów (> 2000 rok) podoba mi się Dukaj i Kosik. Prócz tego jestem fanem Zajdla i Dicka, ale ogólnie dam szansę wszystkiemu, co jest nieschematyczną "space operą" czy czymś takim.
2. Polecicie jakąś księgarnię wysyłkową? Lata temu kupowałem w Merlinie, ale teraz wydaje mi się drogi. Empiku nie lubię jako firmy z racji ich praktyk biznesowych. Co jeszcze? Gandalf? Duży plus jeśli książki można kupić w pakiecie z ebookiem za sensowną cenę, ale to nie jest "must have".
AD1 Peter Watts. IMO czołowe nazwisko w sf obecnie. Jak lubisz nieco starsze SF, to Mag właśnie wystartował z serią "Artefakty". Na razie ciekawe tytuły wydają.
AD2 Bonito/Aros. Ebooków nie mają chyba, ale ceny/promocje mają dobre. Zresztą to jedna firma, Aros jest niby dyskontem, różnią się warunkami wysyłki, cenami czasem też. Warto porównywać.
Dzięki. Wattsa kojarzę, czytałem Ślepowidzenie (ebook, bo książki nie udało się dostać; teraz chciałem kupić w końcu książkę, ale widzę, że dalej słabo z dostępnością).
W Bonito jest teraz całkiem sympatyczna wyprzedaż - większość książek jest o 10-20% tańsza niż w Arosie, nie mówiąc już o Empiku. Oni sami twierdzą, że "do 34%", więc warto rzucić okiem jak ktoś planował zakupy.
ehh, Ty chcesz kupić książkę mając ebooka, a ja odkąd kupiłem prawie 3 lata temu pierwszy czytnik nie kupiłem żadnej, ostatnia to "Rafa Armageddonu" Webera. Co więcej nie wiem co zrobić z kolekcją około 3 tys. książek, w tym większość fantastyka, reszta to sensacja pokroju Clancy, Ludlum czy Cussler. Rodzina naciska mnie by się tego pozbyć, ale niby jak? Na śmietnik nie wyrzucę, kosztowało mnie to masę kasy przez dziesięciolecia, co więcej mam tam autografy chyba wszystkich polskich autorów z przed 2000 roku oprócz Lema, poza tym kilku zagranicznych: Bułyczow, Aldiss, Harrison, Anderson i pewnie kilku innych. Kiedyś nie wyobrażałem sobie by się tego pozbyć, teraz mówiąc szczerze byłbym szczęśliwy jakby mi ktoś zaproponował kilka zł za tom. Z innej beczki zauważyłem, że czytam teraz szybciej, czyli więcej na czytniku. Żona też tak samo, mój ojciec 80 lat też, jedynie mama 81 lat się broni i ojciec musi dla niej nosić książki z biblioteki :)
Dla mnie ebook jest do książek "zawodowych" oraz takich, które są "warte przeczytania, ale nie warte zajmowania miejsca na półce" (np. książki Terry'ego Pratchetta - mimo, że go uwielbiam, to dla mnie są to "jednostrzałówki", do których na pewno nigdy nie wrócę, a których jest po prostu za dużo, by je kolekcjonować dla samego kolekcjonowania, jak to np. robię z Lovecraftem czy Zajdlem). No i oczywiście na wakacje, czy w podróży czytnik jest niezastąpiony. Ale poza tym lubię mieć biblioteczkę z naprawdę fajnymi pozycjami, a czytanie z papieru, w łóżku, przed snem ma urok, którego żaden czytnik mi nie da.
Drodzy, powiedzcie mi - jakie książki, oprócz oczywiście Martina, warte są przeczytania? Najbardziej odpowiadają mi książki ze świetnymi dialogami, jak u Sapkowskiego, dzięki czemu fabuła schodzi na dalszy plan. Znacie może jakieś takie cuda?
@ OldDorsaj
Gdybym był na twoim miejscu, to chyba poświęciłbym raz sporo czasu(jak sądzę) i spisał te wszystkie książki(właściwie skatalogował jak w bibliotece) i wrzucałbym co jakiś czas ofertę na jakieś portale książkowe, olx i ine sprzedażowe(bo za darmo). Ciekawe też jak by zareagował jakiś antykwariat na taką listę....
OldDorsaj ->
Wrzuć listę książek, to zapewne wiele osób znajdzie coś dla siebie :)
Regis: jezeli potrafisz strawić space operę, to moze zainteresuje Cię cykl ”Zaginiona Flota”?
HUtH---->kiedyś miałem na bieżąco katalogowaną całą fantastykę. Z braku czasu przestałem to robić 10-15 lat temu, jedynie nie mam pojęcia gdzie te moje zeszyty są. Poza tym jeszcze mam masę fanzinów z tamtych lat, pierwsze roczniki Fantastyki, a nawet sporo SF w języku rosyjskim. Gdybym się zdecydował to sprzedać, to jedynie jako całość, pojedynczo na pewno nie
W sieci (nawet tu na forum widziałem) dość agresywnie reklamuje się jakiś antykwariat, który "kupi wszystko". Zawsze jakaś opcja.
W każdym razie ja nadal w stosy książek obrastam i nie wygląda, żeby miało się to zmienić. Aczkolwiek czytnik cenię i sporo na nim czytam.
Szybsze czytanie - prawda. Można czcionkę sformatować do własnych możliwości, ilości obejmowanego tekstu na raz. No i pyk w ekran idzie szybciej niż przewracanie strony :)
Kończę powoli Drogę Królów - Sandersona, teraz zastanawiam się czy warto zabrać się za Słowa Światłości? Trzyma poziom pierwszego tomu?
Nie czytałem, ale opinie krążą, że jakość podobna. Ja do cyklu jestem sceptyczny, bo to mają być dwa pięciotomowe cykle, a biorąc pod uwagę ile projektów Sanderson tworzy, to można na finał poczekać jak na Martina.
Jeżeli to ma być format 2x po 5 tomów, zakończenie zastanie mnie na emeryturze...
Nie ukrywam że czyta się to dobrze, świat ma w sobie to "coś" a sama historia wskazuje na epic-uber-mega fantasy.
Sam nie przepadam za tak kobylastymi cyklami, ale Droga wciągnęła mnie mocniej niż malazańska, którą też trzeba by kontynuować.
EnX --> Wg mnie Droga była dobra tak od połowy, a Słowa trzymają poziom jej końcówki. Zdecydowanie warto.
Katane -> Jedyne co w Drodze Królów mi się nie podoba to rozdziały z Shallan, które są zdecydowanie zbyt rozwleczone, oraz mini rozdziały z nowymi bohaterami, które nic nie wnoszą, mam wrażenie że to takie zapchaj dziury.
Powoli zbliżam się do końca, jest bardzo dobrze, a może być świetnie.
Witam,
Ma ktoś może do oddania w dobre ręce i za przystępną cenę Abercrombiego? Interesują mnie te tytuły:
trylogia Pierwsze prawo:
Tom I już mam
Zanim zawisną na szubienicy
Ostateczny argument królów
trylogia Strzaskane Morze
Tom I już mam
Pół Świata
Pół Wojny
Zapraszam do kontaktu mailowego: [email protected]
Pozdrawiam,
Sher
Przeczytałem "Mroczny tron" Wexlera. Spodziewałem się czegoś innego po mocno militarnej pierwszej części - a tu głównie intrygi i rewolucyjne rozgrywki. Chyba jest trochę słabiej, chociaż nadal interesująco przez większość czasu. A końcówka zwiastuje, że trójka znowu będzie solidną rozpierduchą :)
EnX ->
Drugi tom trzyma w napięciu podobnie jak jedynka. Trzeba przeczytać z 200 stron i potem się zaczyna. Moim zdaniem obie części są na podobnym poziomie. Końcówka dwójki chyba troszkę lepsza niż jej poprzedniczki.
Ostrzegam jednak, że "Słowa Światłości" skupiają się zdecydowanie więcej na Shallan aniżeli na innych bohaterach.
"Rozłąka" Priesta, czyli kolejna książka z "Uczty wyobraźni". Bardzo fajna, fabularnie w zasadzie o alternatywnym zakończeniu II wojny światowej (uogólniając: misja Hessa się powiodła), ale przede wszystkim o dwóch braciach i pęknięciu rzeczywistości.
Przeczytałem wreszcie głośną (szczególnie w momencie napisania w 1968 roku) powieść Brunnera "Wszyscy na Zanzibarze". Długo książka czekała na polskie wydanie, bo... książka nie tyle się zestarzała, co rozwiązania formalne i fabularne stały się powszechne. Płaszczyzna futurologiczno-socjologiczna w sumie nadal aktualna - owszem, trochę się Brunner rozminął z wizją 2010 roku, ale ogólnie da się to łyknąć, a wiele poruszanych kwestii jest aktualnych, albo będzie istotna w przyszłości.
Warto? Tak, to ciekawa klasyczna powieść SF, niepozbawiona co prawda pewnych wad, ale gęsta i treściwa. Z drugiej strony warto przed lekturą przymknąć oko na legendę, którą obrosła.
Wreszcie przeczytałem Pana Lodowego Ogrodu... jeden z tych cykli kiedy człowiekowi żal że się kończy :)
Elf, kopę lat :)
Mnie było żal czasu, żeby go kończyć... w efekcie tom 4 pokrywa się gdzieś kurzem :P
"Przedrzeźniacz" Tevisa - pierwsza wpadka w serii "Artefakty" (pomijam Gibsona, którego nie lubię, ale coś w nim jest). Naiwne, życzeniowe, niezbyt spójne. Wcześniej i później powstawały lepsze antyutopie, a i błyskotliwych pomysłów zbyt wiele nie było.
Mnie było żal czasu, żeby go kończyć...
+1
Też odpadłem na ostatniej części. W sumie trochę żałuję bo zawsze staram się kończyć to zacząłem. W typ przypadku jednak nie miałem czasu na dokończenie, a później zabrakło weny na powrót.
Shadow - miałem sporą przerwę w fantastyce.
Fakt, pierwszy tom najlepszy ale mnie się i pozostałe podobały.
Teraz zabrałem się za Kinga "Pod kopułą"... cóż, na razie jak to King... spodziewałem się wprawdzie czegoś innego, bardziej jakiejś postapo co by mieć wenę na Old Town ale... czyta się przyjemnie :)
M@co-->ja nie tyle odpadłem, co się za nią nie zabrałem. Jakby była o połowę cieńsza, to pewnie bym przeczytał, ale tak to już prędzej wolałem zabrać się za inną cegłę, po której jeszcze nie wiedziałem, czego się spodziewać. Ale pewnie kiedyś przeczytam.
elf-->Za Kingiem też nie przepadam, chociaż w ostatnich latach sporo nadrobiłem z jego twórczości, szczególnie najnowszej. Teraz patrzy na mnie z półki "Znalezione nie kradzione", czyli drugi z jego kryminałów. Pierwszy był ok, może się poprawił. Na razie z pisarzami fantastyki, którzy skręcili w kierunku kryminału, to zdecydowanie przegrywa z Rowling.
Rowling nie czytałem, próbowałem HP i szybko wymiękłem... ale moja Pani po 2/3 czegoś chyba z jaszczurką w tytule stwierdziła że zbyt rozwlekłe co mnie zniechęciło do sięgnięcia.
Z nowszych kryminałów to lubię Krajewskiego :)
Pottera też zbyt dużo nie czytałem. Z "dorosłych" książek Rowling żadnej jaszczurki nie kojarzę (w kryminałach ze zwierzaków jest jedwabnik i kukułka). W każdym razie mnie się podobają, takie nieco w starym stylu, gdzie więcej jest chodzenia i pytania, niż akcji w stylu zabili go i uciekł.
Krajewski początkowo był ok, ale jak się przeniósł z Wrocławia do Lwowa, to strasznie zaczął smęcić. Trzech czy czterech najnowszych nie czytałem.
Mnie "Pan Lodowego..." strasznie wynudził. O ile jeszcze pierwszy tom był w miarę ciekawy, to później zaczęło się straszne lanie wody.
Krajewskiego lubię, choć jego lekturę skończyłem na pierwszej książce łączącej wątki Wrocławia ze Lwowem - później już tylko kupowałem kolejne tytuły, ale ich już nie czytałem.
Czytam teraz cykl o Cainie M.W. Stovera - strasznie to pokręcone jest. W drugim (podwójnym u naszego wydawcy) tomie nieraz zdołałem się pogubić i już tylko biernie śledziłem fabułę nie nadążając za pomysłami autora.
Ej, co tam jest do pogubienia? Bohater musi zaciukać każdego pojawiającego się na scenie, musi być krwawo i brutalnie.
No niby jest jakaś otoczka spisku itp, ale kto by tam na nią specjalnie zwracał uwagę podczas lektury? :D
No właśnie, od pewnego momentu przestałem już śledzić i nadążać za przepływami, rzekami, ślepymi bogami, bogami popiołów, smoczycami, rycerzami śmierci, zgonami niektórych postaci, ich zmartwychwstaniem, ponownym odrodzeniem, mocami... i co tam jeszcze autor wymyślił :)
A tak poważniej, to specjalnie nie miałem z tym problemu podczas lektury. Stover fajny jest.
Shadow - o widzisz... ta jaszczurka to jedwabnik... czyli cuś na "j" :)
A Pod Kopułą tak mnie wciągnęło, że czytam cały dzień dzisiaj :)
Witam, czytał ktoś tu z obecnych Malazańską Księgę Poległych :) ?
Btw, Martina czytałem, wbrew pozorom ogarnięcie wątków i postaci nie jest zbyt trudne. Drogę Królów zacząłem może z 3 dni, muszę przyznać, że jest interesująca. Drugie pytanie, zna ktoś jakąś książke/opowiadanie w klimacie post nuklearnej apokalipsy ?
elf-->e tam, dobra książka na "j" :)
Dragoon-->Zna, lubi, szanuje. W sensie Eriksona. Wymaga więcej zacięcia niż Martin (szczególnie na początku), ale odpłaca. W 2/3 cyklu jest przestój, ale jak złapiesz bakcyla, to łykniesz całość ze smakiem.
Jest Uniwersum Metro 2033. Słabe literacko, ale chwytliwe. Z klasyki "Kantyczka dla Leibowitza" i "Ostatni brzeg". Z nowszych np. cykl Hugh Howeya.
Droogon => wcielo mi posta - jak za dawnych dobrych czasow GOL'a - w skrocie.
Eriksona sie czyta ok po przejsciu pierwszych chyba z 5 daje rade. O ile dasz rade przymknac oczy na milionwe armie walczace przed setkami milionow lat...
Co do ksiazke PA wrzucilem liste kilku ciekawych ale tez wcielo - wiec na poczatek :
CyberStorm - Mather - swietne, nie typowe PA cyberpunkowe. W skrocie mega burza sniezna odcina NYC od swiata, i swiaty rzeczywisty i wirtualny sie mieszaja. Bardzo dobra ksiazka.
Eriksona czytałem, chciałem zobaczyć tylko czy są tu jacyś jego fani :), Metro też czytałem, 2033 daje radę ale kolejna cześć już nie. A, za resztę dzięki, bo ich nie czytałem. Btw, co myślicie o tomie 9 MKP, bo nie początek niezbyt mi podszedł.
Przeczytałem Słowa Światłości - Sandersona, napiszę krótko. Rewelacja! Opasłe tomiszcze, ale czyta się z zapartym tchem, a po zakończeniu przykro że się tak szybko skończyło. Teraz pozostaje czekać na trzeci tom Archiwum.
Warto coś jeszcze przeczytać od tego autora? np: cykl Z mgły zrodzony?
Czytałem "Elantris" - raczej średnie - i "Stalowe Serce", przyzwoitą, ale dość prostą młodzieżówkę.
Czytałem pierwszy tom "Z mgły zrodzony" - to też młodzieżówka, wg mnie nieco zbyt infantylna i do tego w wersji, którą ja miałem tragicznie przetłumaczona. Spróbować możesz, ale to coś zupełnie innego, niż "Archiwum...".
A ja dzisiaj spędziłem dzień w postapokaliptycznej rzeczywistości, czyli na Old Town - świetnie spędzony czas :)
Przeczytałem dość opasły tom Koontza - "Kątem oka" -niezłe, szybko poszło, teraz ósmy tom "Mrocznej wieży" Kinga,a potem nie wiem. Chciałbym przeczytać "Pustkę" Hamiltona lub "Wojnę starego człowieka" Scalziego, ale nie lubię czekać potem w nieskończoność na kolejne tomy-wiecie może kiedy i czy będą następne? Zastanawiam się też nad "Wayward Pines", podobał mi się serial, albo nad książkowymi wersjami "Walking Dead", tym bardziej że zdaje się opowiedziane są inne wątki niż w serialu.
Hamilton - ponoć Mag ma kończyć serię, czyli wydać ostatni tom, w przyszłym roku.
Scalzi - wyszły u nas dwa tomy. Ogólnie, z tego co pamiętam, fabuła wspólna jest, ale brak kolejnych tomów aż tak nie przeszkadza. Poza tym chodziły ploty, że ma być reedycja całości, ale od roku cisza... Może "Czerwone koszule" okazały się wtopą i zapał wydawnictwa osłabł?
Kirkmana przeczytałem n-części komiksów i mi starczy. Ani do serialu, ani do książek mnie nie ciągnie.
"Czerwone koszule" to osobna powieść, drugi tom to "Brygady duchów", a Scalzi napisał jeszcze co najmniej dwa tomy cyklu
Nie zrozumiałeś mnie, ale głównie dlatego, że napisałem to zbyt skrótowo :)
Dwa tomy cyklu wydała ISA: padła, zniechęciła się, cokolwiek. "Czerwone koszule" wydał Akurat, od nich też pochodzi informacja, że przymierzają się do wydania "Wojny..." i kontynuacji. Informacja jednakże pochodzi sprzed roku i do tej pory niewiele się w tym temacie wydarzyło: stąd moje przypuszczenie, że sprzedaż "CK" nie była wybitna i zapał do wydawania dalej Scalziego im opadł.
Shadowmage--->no to nie czekam tylko przeczytam te dwa tomy, a Hamiltona poczekam aż będzie całość.
Słowa Światłości niestety nie trzymają poziomu pierwszego tomu. Sposób prowadzenia postaci, gmatwanie reguł czy wreszcie samo zakończenie każą powątpiewać czy starczy pary na dziesięć tomów czu dostaniemy Eragona:p Niemniej gdzieś tak do momentu wyjętego z Dragon Bal czyta się przyjemnie. Stąd ocena.
Panowie, kończą się moje zasoby książkowe, dlatego warto by było poszukać do poczytanie czegoś nowego.
Co przeczytać z space opery, lekkiego sf, lub fantasy? Z szeroko pojętego sf podobał mi się Kołodziejczak, Hamilton (saga wspólnoty i upadek smoka), a z fantasy (Martin, Wegner, Sanderson)
Wszystkie propozycje mile widziane.
Z fantasy spróbuj Patricka Rothfussa, Django Wexlera albo Andy'ego Ryana. Z SF może "Marsjanin"?
Przeczytałem 'Ślepowidzenie' i 'Echopraksję' Watts'a - i nie przypadły mi do gustu nic a nic. Przepełnione naukowymi terminami czy nawet żargonem. Fabularnie kuleją. Akcja rozciągnięta do granic możliwości - można powiedzieć, że praktycznie jej nie ma. Składnia też jakaś dziwna, nie czyta się tego płynnie. Jedyne co 'cieszy' to kilka fajnych koncepcji. Strawne chyba tylko dla maniaków hard SF (poszukujących w książkach szczegółowych opisów potencjalnej technologii przyszłości.)
Dla tych którzy oczekują od powieści napięcia, akcji, ciekawej fabuły - omijać.
Wiedziałem, że ci się nie spodoba... ale w sumie de gustibus i nie chce mi się w związku z tym dyskutować :P
Jak się Watts w Śłepowidzeniu postawił w jednym zdaniu obok Darwina i Dawkinsa ubawił mnie serdecznie.
No cóż, myślę, że wszystko zależy od tego, czego czytelnik oczekuje po książkach. Czy w miarę bezstresowej rozrywki, czy intelektualnych wyzwań, czy zagłębienia się w totalnie odrealnionych światach, etc. Oczywiście mogą to też być mieszanki tego wszystkiego i jeszcze więcej.
Ja akurat wolę powieści, gdzie jest akcja, fajnie zawiązana i wartka fabuła. Oczywiście nie stronię od dużych dawek magii, czy SF, a nawet bardzo to lubię. Nie przepadam natomiast za książkami, gdzie najważniejsza jest kreacja świata, czy też aspekty techniki/technologii/hipotetycznych uwarunkowań życia społecznego - a reszta, czyli akcja i fabuła są tylko tłem. A dwie powieści Watss'a właśnie należą do tej nielubianej przeze mnie kategorii.
Być może dlatego też uwielbiam 'Pieśń Lodu i Ognia' a nie trawię 'Malazańskiej'.
Fakt że to jak pisze Watts to skrajność, to nie jest dla szerokiego grona, mi tyle samo czasu, co przeczytanie książki, zajęło wyszukiwanie i próby dokładnego ogarnięcia tych wszystkich techniczno-naukowych smaczków. Więc jak najbardziej, fani hard scifi mają się z czego cieszyć i czym podniecać(bo ktoś mógłby powiedzieć, że to jakiś scjentofetysz dla geeków...), ale moim zdaniem buduje to niezwykłą wiarygodność całości, która chyba nie jest aż tak słaba fabularnie, dla mnie to było mocno solarisowe, jeśli porównywać... Choć to i to specyficzne.
W ogóle to, co jakoś wciąga do przebrnięcia przez te naukowe dziwy, to jakieś takie świadome narracyjne puszczanie oka do czytelnika, nie ma tu właśnie takiego hermetycznego nadęcia przeswietnym autorskim konceptem, jak u wspomnianego Eriksona czy Dukaja, w każdym razie ja tak to odebrałem(przed odautorskim posłowiem).
Shadowmage -> Podziękował, wiele dobrego słyszałem o Django, trzeba popróbować. Marsjanin także leci do koszyka.
EnX ====> Zdecydowanie w pierwszej kolejności dwie pozycje Django Wexlera oraz "Marsjanin"
EnX, jeśli podobał Ci się Hamilton,to podejdzie Ci również cykl zaczynający się "Dysfunkcją rzeczywistości".
Zyga, EnX----->mnie ten cykl Hamiltona podobał się jeszcze bardziej od Pandory...o wiele bardziej, jest na pewno w moim kanonie "the best SF". EnX, jeśli lubisz militarną space operę to polecam cykle Iana Douglasa i Evana Curie - oba świetne. "Marsjanin" jest dobry, jednak też w sumie męczący.
NicK----> o cyklu Wattsa mam podobne zdanie co Ty, co wyraziłem wcześniej, jednak nie skreślam całkowicie tych książek, mimo że się mocno namęczyłem przy ich czytaniu. Osobiście bardziej mnie męczyła ta swoista składnia i maniera pisarska w budowie zdań i całej narracji niż mnogość naukowych terminów, także bezsensowne używanie dziwnych słówek na rzeczy mające proste i pospolite nazwy.
OldDorsaj ---> Mam dokładnie te same spostrzeżenia odnośnie dziwnej składni, którą nazywasz manierą pisarską. Być może każda z tych rzeczy (które nie przypadły nam do gustu) z osobna, nie byłaby tak denerwująca, ale ich połączenie i nagromadzenie, wywołały u mnie ogólne zniechęcenie. Mam pewną tolerancję na odmienność, czy 'udziwnienia', ale jeśli cechy te występują gromadnie i zaczynają wykraczać poza pewien poziom, stają się w moim odczuciu niestrawne. Skoro jednak na wakacje nie mogłem zabrać nieograniczonej ilości lektur, musiałem się jakoś przemęczyć.
Oczywiście rozumiem, że komuś się to może podobać - fajnie - w końcu dla kogoś taki pisarz musi pisać ;)
Ale wy tak na poważnie? Nieco bogatsze słownictwo i miejscami odmienna składnia sprawiają, że już wam się trudno czyta? :)
Ja w każdym razie żadnych tych cech u Wattsa nie zauważam. Literacko wchodzi bardzo dobrze, nieco główkowania jest, ale nieprzesadnie. Można większość czytać bez nadmiernego wysilania szarych komórek.
W każdym razie nawet w fantastyce Watts to żadna skrajność. Ani koncepcyjnie, ani językowo, ani naukowo. Ba, nawet nie jako wypadkowa tych wszystkich trzech. Wydaje mi się nawet, że stosunkowo duża popularność Wattsa w naszym kraju spowodowana jest właśnie dużą przystępnością jak na hard sf.
Ale, jak to się mówi, każdemu jego porno :) Nikogo nie namawiam ani nie zmuszam.
Shadow ====> W pełni popieram. Też mi się wydaje, że Watts prezentuje wyjątkowo przystępną hard SF.
Shadowmage---->ale ja osobiście naprawdę nie czepiałbym się nagromadzenia trudnych słówek czy pojęć, mogę też nadwyrężyć nieco swój umysł, ale nadal mam zarzut największy do Wattsa o to że ta książka jest napisana dziwnie i w moim wrażeniu niepotrzebnie i na siłę właśnie udziwniona....ale w końcu taka jest najprostsza recepta, w moim przekonaniu, by uzyskać dla swojego dzieła miano "kultowy" - ja tego nie kupuję. Pamiętam jaki dziwny i niesamowity był "Ubik" Dicka, ale tam się nie czuło niczego robionego na siłę i dlatego ma pewne i bardzo wysokie miejsce w moim kanonie SF....może nawet numer 1.
Przeczytałem pierwszy tom "Szczurów Wrocławia Szmidta-rzeźnia totalna, ale napisana całkiem nieźle i ciekawie osadzona w czasie, nawet bardzo wiarygodnie, jedynie męczyło mnie jednak zbytnie nagromadzenie imion i nazwisk fanów, ale jakoś od połowy mi przeszło. Teraz zabieram się za szósty tom cyklu Douglasa.
NicK---->a tak w ogóle to zainwestuj w czytnik i problem taki jak opisałeś zniknie, chociaż ja mam tak, że jak już zacznę to muszę skończyć :P
Ja tej dziwności nie dostrzegam - ot buduje trochę bardziej rozbudowane zdania. Rzecz gustu i przyzwyczajenia. A termin "kultowy" osiąga się obecnie kiedy pr-owcowi akurat to słowo skapnie na klawiaturę z grona kilku słów-wytrychów marketingowych.
Naprawdę kultowe, to może być faktycznie np. coś Dicka. Coś, co przez lata intrygowało kolejnych czytelników. Nie rzecz, która jest na rynku pięć lat i wywołała jakiś tam szum. Chociaż nie wykluczam, że "Ślepowidzenie" z czasem taki status osiągnie, bo ma moim zdaniem wszelkie zadatki. Nie tylko dlatego, że - jak sugerujesz - Watts specjalnie pisze dziwnie, żeby zyskać fejma.
Co do "Szczurów..." - tak, te multum nazwisk miejscami było męczące (np. w tej szkole pielęgniarek czy co to tam było), ale pojawiało się falami, jak autor musiał wyrobić normę. Jest też trochę scen, gdzie fani również się pojawiają, ale w mniejszych ilościach i są lepiej wprowadzani w narrację, a nie na zasadzie wyliczanki.
No to może wytłumaczę z nieco innej beczki. Podkreślałem już, że nie chodzi o pojedyncze rzeczy, które drażnią, czy denerwują. Każda z nich z osobna byłaby do przełknięcia. Ale:
1. Dziwny styl.
2. Nagromadzenie naukowych terminów
3. Nijaka fabuła i brak jakiegokolwiek napięcia
- to razem do kupy, trochę za dużo jak dla mnie.
Nieco rozwinę:
1. Dziwny styl - ok, rozumiem, że ktoś może mieć manierę nieco pokręconego budowania zdań. O ile jest to fajne, jeśli chodzi np. o wypowiedzi jakiegoś konkretnego bohatera - bo podkreśla to jego osobowość, lub wyjątkowość - wszystko jest ok. Ale w momencie, kiedy takim stylem prowadzona jest cała narracja, robi się to męczące. Dużo lepiej czytało mi się posłowie Wattsa, kiedy pisał bezpośrednio do czytelników, niż przebijanie się przez wszystkie strony powieści.
2. Nagromadzenie naukowych terminów - no to też, gdyby było jedynym wyróżnikiem powieści, można by spokojnie przełknąć. Ale chociażby już w połączeniu z samym 'dziwnym stylem' powoduje to, że powieść czyta się jak coś hermetycznego, stworzonego dla pasjonatów i wąskiego grona odbiorców.
3. Nijaka fabuła - Właściwie w obydwu powieściach niewiele się dzieje. Ślepowidzenie - Jest nakreślone tło wydarzeń - oto przybyli obcy, wypuścili świetliki - bla bla bla. Ludzkość wysyła swoje 'fale', które mają zbadać co i jak. No i tak sobie lecą, w międzyczasie są nawiązania do życia głównego bohatera (swoją drogą też nijakiego, czy nawet wręcz odpychającego). Dolecieli, pobadali obcych, sami dali się pobadać i koniec. Naczelny zły (ten z kłami) okazał się dobry i prawy (kończy źle). Echopraksja - Znowu nijaki główny bohater, nudny jak flaki z olejem. Przypadkiem (ale jak się potem okazuje nie) wplątuje się w serię jakże nudnie opisanych wydarzeń. I znowu ten sam schemat - lecą, nie do końca wiadomo po co, potem wracają i znowu na końcu zły z kłami okazuje się dobry i prawy (i też kończy źle).
Właściwie jeśli mocno się postaram i spojrzę na powieści łagodnym okiem, to jedyne co dobrego mogłem z nich wyciągnąć, to kilka ciekawostek na temat ludzkiej świadomości, sposobu postrzegania świata, przetwarzania informacji przez mózg i działania zmysłów. Troszkę info na temat innych gatunków i średnio udane próby filozofowania.
Ale może ja dziwny jestem? Może jakiś fan twórczości Watts'a mnie uświadomi i wypunktuje mocne strony powieści?
Tylko proszę, polemikę toczcie bez zdradzania fabuły, bo ja jeszcze Ślepowidzenia nie zdążyłem przeczytać. A planuję to zrobić.
Przyznam, że miałem pewne wrażenie pewnej 'dziwnosci' narracji, ale dla mnie to było in plus...
Ale żeby czepiać się fabuły, że za mało się dzieje... Kurczę, to w każdej książce musi się wiele dziać? Zresztą nawet dynamiczną fabułę można zredukować do podobnego opisu jak twój, zależy od chęci. Może to znak, żeby przejść się na jakiś blockbuster do kina albo sięgnąć po np. Dana Browna? ;)
Jak już pisałem, nie zamierzam nikogo przekonywać, bo nie lubię dyskusji sprowadzających się do "Uważam tak i tak, weź mnie przekonaj, że nie mam racji, bo rację mam!", kiedy rzecz opiera się na gustach i przyzwyczajeniach, a nie interpretacji. W skrócie więc na zarzuty ("misie") NicKa:
1. Mówiłem, że nic specjalnie udziwnionego w prozie Wattsa nie widzę. A przynajmniej nic odbiegającego znacząco od literackich norm. Rozumiem, być może też z dekadę z okładem temu narzekałbym na język, bo byłem przyzwyczajony do jednego, typowego sposobu budowania frazy. Ale naprawdę to nic nadzwyczajnego. IMO większym wyzwaniem jest niekiedy czytanie klasyki powieści XIX wiecznych.
2. Jak sięgasz po science fiction, które kreuje ekstrapolowany świat przyszłości bliskiego zasięgu i ma aspiracje do czegoś więcej, niż bycie fabularyzacją a'la Gwiezdnych Wojen, to trochę żargonu jest koniecznego. Tym bardziej, że to nie są ozdobniki, ale wypływa z nich konkretna treść mająca znaczenie w zrozumieniu treści. Pewnie, zamiast mówić "X" mógłby zastosować akapit lub dwa słownego opisu, ale to wybiłoby z rytmu narracji.
3. To jest argument kuriozalny, bo zarzucasz książce, że jest nie jest samochodem sportowym, kiedy w założeniach miał to być łazik księżycowy :P Powieść to nie tylko dynamiczna fabuła "zabili go i uciekł", ale interakcje między postaciami, rzeczy do wyczytania między wierszami, ogólna koncepcja. Wszystko zależy, co autor chciał stworzyć. Jeśli miałaby to być widowiskowa space opera, to tak, twój zarzut byłby na miejscu. Tylko, że Watts nawet przez moment nie sugeruje, że to coś takiego. Moim zdaniem w obu książkach dzieje się mnóstwo, tylko nie sprowadza się to do fabularnych fajerwerków. Narzekasz na odpychających bohaterów - ale oni właśnie przez to są ciekawi, a także ich ewolucja, spojrzenia na świat.
Podsumowując i odpowiadając na: Ale może ja dziwny jestem? Może jakiś fan twórczości Watts'a mnie uświadomi i wypunktuje mocne strony powieści?
Nie jesteś dziwny, tylko sięgnąłeś po książkę dziwną dla swoich nawyków i przyzwyczajeń. Jeśli chcesz niezłej interpretacji, to jest np. tutaj: http://katedra.nast.pl/artykul/4233/Ślepowierzenie-czyli-rzecz-o-interpretacji-Wattsa/
Ona w żaden sposób cię nie przekona, bo jak już pisałem wcześniej, twoje zarzuty mają przede wszystkim charakter "ja bym chciał coś innego, a Watts mi tego nie dał".
Im więcej czytam o "Ślepowidzeniu" tym większej nabieram pewności, że chcę je przeczytać.
Z drugiej strony, Shadow kiedyś tak pięknie pisał o Simmonsie, że dałem się nabrać i do dziś nie mogę mu wybaczyć tego "Drooda" ;)
Swoją drogą to dziwne, że ta książka mnie tak zmordowała skoro właściwie była tym czego się spodziewałem.
---------
Czy wiadomo coś konkretnego o polskiej premierze "The Buried Giant" Ishiguro? Miałem okazję przeczytać fragmenty oryginału i strasznie mi się to spodobało. Ze wszystkich zapowiadanych książek na ten tytuł chyba czekam najbardziej.
Hehe, ja nie mówię, że mam "normalne" gusta :)
"Pogrzebany olbrzym" - 23 września. Też czytałem i mi wychodzi, że to taka sama książka, jak inne Ishiguro.
Czyli niedługo, gites.
mi wychodzi, że to taka sama książka, jak inne Ishiguro
A, to dobrze.
Umiarkowanie :P Literacko Ishiguro jest dobry, ale ostatnio ma manię wykorzystywania zgranych motywów fantastycznych i prezentowanie ich jako nowatorskich pomysłów. I być może dla "mainstreamowców" właśnie takie są.
Z wywiadów z nim wynika, że nie tyle prezentuje je jako odkrywcze, co sam je po prostu odkrywa.
Poza tym, dobra literatura, nawet nieodkrywcza, jest miłą odmianą od tych 90% syfu.
Z tym "fantasy" to generalnie jest problem. Z jednej strony mainstreamowa literatura traktuje fantasy z góry, z drugiej, odnoszę wrażenie, że pisarze i fani fantasy sami się zamykają w getcie. Gdy czytam wywiady z polskimi pisarzami, którzy twierdzą, że "poważna" literatura nie ma niczego do zaoferowania czytelnikowi, jest tylko sztuką dla sztuki, i ogólnie cała ta gałąź, włącznie z pisarzami, krytykami i (nielicznymi) czytelnikami, to jeden wielki circle jerk, to czuję się jak na wykładzie o sztuce współczesnej prowadzonej przez kogoś kto widział tylko "Bitwę pod Grunwaldem".
Tak, Ishiguro ją odkrywa, ale już krytyka traktuje to jako prawdy objawione i nowatorskie podejście do literatury :) Ale dla mnie robi to w mało interesujący sposób. To już wolę jak np. Tokarczuk flirtuje z fantastyką.
Ogólnie masz rację, syndrom getta i oblężonej twierdzy jest widoczny (u nas bardzo, ale na Zachodzie czasem też). A w drugą stronę stygmatyzacja - jak już dostaniesz łatkę pisarza fantastyki, to w dużej mierze jesteś w oczach "poważnych" krytyków spalony i sprowadzony do pisarza bajek dla dużych dzieci. Ale są autorzy, którzy się wyrwali. Najlepszy przykład to Twardoch, ale jest też Szostak czy nawet Dukaj, który co prawda nadal fantastykę pisze, ale od czasu "Lodu" już nie mogą media przymykać na niego oka. Niemniej stara gwardia pisarzy fantastyki trwa w okopach i broni z zacięciem czystości gatunku :D
Z drugiej strony popkultura została zawłaszczona w dużej mierze przez fantastykę, tylko jakoś nie idzie to z uznaniem działki literackiej. Niemniej - szczególnie na Zachodzie - pisarze głównonurtowi coraz częściej sięgają po elementy fantastyczne. Ale, że wyrośli z innego pnia, to nikt ich nie książek za fantastyczne nie uznaje.
Shadow, czy pisząc "fantastyka" i "pisarze fantastyki" masz na myśli fantasy, sf i horror? Czy tylko fantasy?
Zależy w jakim kontekście :P Ogólnie jak piszę fantastyka, to chodzi mi o fantastykę, czyli całość. Chociaż może z ubogim udziałem horroru, bo to trochę inna bajka - przynajmniej w kontekście niektórych aspektów mojego ostatniego posta.
Shadow ---> Pomijając wszystkie gusta, i wypowiedzi typu 'bo mi się podobało' i 'a mi nie'. Starając się patrzeć możliwie obiektywnie, to nadal nie widzę w tych powieściach niczego wyjątkowego. Mało tego, wydają się wyjątkowo schematyczne.
Relacje między ludźmi, ludźmi a wampirami, są za bardzo podciągnięte pod tezy autora na temat sposobu postrzegania świata, działania ludzkich zmysłów, etc. Po kilka, albo kilkanaście razy Watts wałkuje temat pierwotnego lęku przed wampirami, reakcji ludzi na ich spojrzenie, czy wygląd. Właściwie każdy kontakt człowieka z wampirem, kończy się maglowaniem od nowa tego samego w kółko - jak to ludzie od zarania dziejów panicznie się bali wampirów, jakie to straszne, jakie traumatyczne, itd, itp. Z resztą takich powtórzeń jest więcej i w którymś momencie zastanawiałem się, czy autor przypadkiem nie chciał dobić do iluś tam stron i celowo powtarza co jakiś czas pewne fragmenty, czy opisy, albo czy przypadkiem nie skończyły mu się pomysły i przemyca wcześniejsze treści. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to Echopraksja jest nieco przeobrażoną kopią Ślepowidzenia.
To samo tyczy się ekstrapolacji świata przyszłości - to wszystko już było - 'wszczepki' i inne ulepszenia ciała, uciekanie ludzi do świata wirtualnego, czy ich stosunek do zmian zachodzących w świecie.
Uwierz mi, że tym razem byłem daleko od czepiania się na siłę, bo była to moja jedyna lektura na urlopie i głupio jest się obrażać na coś, na co człowiek jest skazany.
Skończyłem Michała Cholewy "Gambit" i "Punkt cięcia" - bardzo fajna, militarna SF. Jak ktoś lubi klimaty wojenne to się nie zawiedzie.
A ja czytam - tylko proszę się nie śmiać - cykl Laurell K. Hamilton o Anicie Blake (wyszło u nas tego chyba 9 tomów) i bardzo mi się podoba, choć to "babski" horror :)
Nick-->i dobrze, jakby każdy miał takie samo zdanie, to byłoby nudno. W taki poziom szczegółów wchodzić nie będę, bo czytałem to (w sensie "Ślepowidzenie") szmat czasu temu. W "Echopraksji" co prawda takich powtórzeń jest mniej, jak mi się wydaje i są uzasadnione tym, co się dzieje w głowie bohatera. Ale ogólnie chyba nie ma co już ciągnąć tego tematu.
elf-->I nawet dostał teraz nominację do Zajdla za bodajże 4 tom. Powoli myślę, żeby go wypróbować...
Szenk-->Dawno temu tej autorki czytałem jedynie "Pocałunek ciemności". Był seks z foczką :P
Szykując się do wywiadu z Abercrombiem (macie jakieś nurtujące kwestie?) czytam sobie "Czerwoną krainę", czyli ostatnią rzecz, której jeszcze nie znałem. Lubię jak facet pisze, nawet jeśli obrabia dość zgrane motywy - ale potrafi je też nieco wykrzywić.
Shadow ---> To chyba jest inny cykl tej autorki. Kiedyś zachęcony tą foczką - i pozytywnymi wrażeniami z Anity Blake, której miałem chyba całe trzy tomy - po niego sięgnąłem, ale spotkało mnie rozczarowanie.
Nie wszystko Hamilton, co się świeci... czy jakoś tak :)
A propos Abercrombiego, ten nowy cykl (Morze Drzazg?) jest dla młodzieży? Jakoś mi tak wygląda.
Szenk-->tak, to chyba coś innego. O jakiejś elfiej nimfomankoksiężniczce było :)
koobun-->No więc... tak. Są to młodzieżówki, tylko że pisane przez Abercrombiego, więc wcale tak lekko i przyjemnie nie ma - IMO sporo "dorosłej" fantasy jest bardziej dziecięca. Na pewno jest znacznie prostsza, linearna fabuła. Nie ma bluzgów i krwi znacznie mniej tryska (chociaż trupów sporo). Bohaterowie typowi dla Abercrombiego, chociaż troszkę uładzeni (np. Yarvi to taki Glokta w wersji lajt). Drugi tom lepszy.
wyszedł czwarty tom Cholewy??!...jaki tytuł? Byłem kilka dni temu w księgarni i nie zauważyłem...
Poprzednie trzy rewelacyjne, a wręcz z każdym tomem lepsze.
eeee, chyba za trzeci tom "Forta" dostał nominację do "Zajdla", nic nie ma nowego...a już sobie smaków narobiłem :(
Ja właśnie zachęcony wypowiedziami, zabrałem się za 'Gambit' Cholewy. Przeczytałem dopiero kilkanaście stron, ale zapowiada się nieźle. Od samego początku jest to, co w takiej powieści powinno być.
Czytam właśnie trzeci tom malazańskiej, i kurcze nie bardzo wiem o co chodzi.... Poprzednią część (Bramy (...)) przeczytałem kilka miesięcy temu, i jakoś sporo wydarzeń, okoliczności, postaci, wyparowało z głowy, coś tam pamiętam, kilka postaci potrafię skojarzyć, ale jakoś tak topornie idzie. No i właśnie, co się do cholery stało pod pale? Kilka razy autor przywoływał to wydarzenie, więc wydaje się być ważne.
Znajdę gdzieś jakąś ściągawkę w rodzimym języku?
Co do ściągawki to nie wiem bo nie potrzebowałem ale pod Pale...
spoiler start
Imperium stoczyło bitwę z Rakiem. Część Podpalaczy Mostów zginęła w tunelach, do których ich odesłano. Miało to na celu zniszczenie tego oddziału. Większość magów imperialnych zabiły demony nasłane potajemnie przez Tayschrena z rozkazu cesarzowej. Cały zamach został tak pomyślany aby wszyscy uważali, że demony wysłał władca odprysku. Sam odprysk ucierpiał i odleciał. Jego odłamki, które posypały się po ataku ze strony Tayschrena zabiły wielu żołnierzy malazańskich i okaleczyły np. Toca Młodszego pozbawiając go oka.
spoiler stop
Więcej grzechów nie pamiętam tak na szybko ;)
Enx-->z tego, co pamiętam, to więcej jest akurat na początku nawiązań do wydarzeń z "Ogrodów Księżyca".
co do Wattsa to jest pewna rzecz poza samą książką, która mnie przekonuje do tych wszystkich udziwnień, czyli osoba autora i jego strona(rifters), jest w tym jakaś pasja, autentyzm i otwartość, których zwykle się nie uswiadczy u pisarzy wcale, a co dopiero na takim poziomie.
Dziękuję za odpowiedź, teraz skojarzyłem że była to pierwsza bitwa opisana w Ogrodach Księżyca.
"Zabójcza sprawiedliwość" Ann Leckie to najbardziej nagradzana książka SF ostatnich lat. Z poślizgiem wyszła u nas... i mam nieco mieszane uczucia. To space opera z ambicjami, ale ich efektem jest ani napisana z rozmachem space opera, ani ambitniejsza (w sensie bardziej koncepcyjna niż przygodowa) SF. Są niezłe pomysły i bogate tło, ale też miejscami jest to powieść niedorobiona lub w ramach konwencji przekombinowana. Przypuszczam, ze gdyby nie wstrzeliła się w lewacką ruchawkę w anglosaskim fandomie, to by nie odbiła się tak szerokim echem. Ale zajrzeć warto.
HutH-->tak, czasem, jak u siebie coś napisze, to pozostaje tylko po głowie się drapać. No i pisze tak samo, jak w książkach, czyli po prostu ten typ tak ma.
Jednak nie dałem rady przebić się przez 'Gambit' Cholewy. Po obiecującym początku, znudziłem się po ok. 150 stronach. Zwyczajnie niewiele się dzieje, nie ma praktycznie napięcia, nie potrafię zidentyfikować się z żadnym z bohaterów. Równie dobrze mogłyby być to wspomnienia jakiegoś weterana w stylu: 'przybyliśmy do X, ale nie bardzo wiedzieliśmy po co, przerzucali nas z miejsca na miejsce, trochę postrzelaliśmy, ale głównie w powietrze, mieliśmy trochę zatargów z cywilami, bla bla bla...' Może i dalej coś się rozkręca, ale te grubo ponad 100 stron tak mnie zniechęciło, że odechciało mi się czytać dalej.
NicK---->ehh, jeden z najlepszych debiutów co najmniej 10-lecia, w ogóle jedna z najlepszych SF, nie tylko polskich, jakie czytałem w ostatnich kilkunastu latach...a kolejne jeszcze lepsze. Tym bardziej dziwi ta opinia u kogoś, kto jak sądziłem lubi podobne klimaty jak ja i tym bardziej że nie trafiłem na razie na jakąkolwiek złą opinię o książkach Cholewy. Nie potrafię tego zrozumieć, bo to co napisałeś to jakbym o czymś zupełnie innym czytał, dla mnie brzmi jak stek bzdur....przepraszam. Dawno tak klimatycznych książek nie czytałem, tak sprawnie i ciekawie napisanych, z interesującą historią, zwrotami akcji, niespodziankami, rewelacyjnie i przekonująco stworzonym universum itp. Nie mogę się już doczekać na ciąg dalszy.
Ja się wziąłem za Kroniki Amberu Rogera Zelaznego. Wstyd się przyznać, że dopiero teraz, no ale lepiej późno niż wcale. Książka napisana jest bardzo specyficznym stylem, szybko się ją czyta, jest bardzo dynamiczna. Na razie jestem dopiero w połowie Karabinów Avalonu, więc jeszcze dużo czytania przede mną.
OldDorsaj ---> Podobnie, nie znaczy tak samo ;)
Ale do rzeczy. Prolog był naprawdę fajny i zapowiadał, że dalej będzie ciekawie. Być może zabrakło mi wytrwałości, ale przebijanie się przez 150 stron treści, gdzie autor stara się przekazać to, że operacje wojskowe dla przeciętnego żołnierza często nie mają sensu, są długim oczekiwaniem na akcję, przerywanym krótkimi okresami walki - ale nie z przeciwnikiem, tylko utarczkami z cywilami, a decyzje dowództwa pozornie (lub nie) nie mają sensu - to trochę nie to, czego oczekiwałem od tzw. space opery.
Gdybym przez te 150 stron choć raz (poza prologiem) natknął się na cień intrygi, jakiś nieoczekiwany zwrot akcji, poczuł emocje bohaterów - ok, byłoby miodzio. Tymczasem jest naprawdę 'płasko'. Cały czas akcję oglądamy oczami oddziału, o którego poczynaniach pisałem już wcześniej. Wojacy nie widzą sensu działań wyznaczonych przez dowództwo, wmanewrowują się w utarczki z cywilami, są co rusz przerzucani z miejsca w miejsce, a kontakt z nieprzyjacielem to jakieś drobne i mgliście opisane epizody. Nie ma tutaj pokazanej narracji z poziomu drugiej strony 'konfliktu', która ubarwiła by treść i akcję, i dała choćby cień podejrzeń, że chodzi o coś innego, niż pozornie nie mające sensu akcje militarne.
Poza tym nie zauważyłem też niczego specjalnego w ramach klimatu, czy budowy uniwersum. Właściwie stajemy przed suchym opisaniem tego, co się stało w 'Dniu' i sytuacji, która po nim nastała. Potem akcja przenosi się na mglistą i bagnistą planetę, gdzie nasz oddział mozolnie brnie w nudnawą akcję. Koniec fajerwerków.
Wyposażenie techniczne też jakieś współczesne (poza pojazdami). Ubranka nasiąkają wodą, buty błotkiem. Karabiny terkocą standardową amunicją. Radary też jakieś rodem z XX wieku, gdzie 'zmęczeni radarzyści mogą coś przeoczyć'.
Tak jak pisałem - być może dalej jest super, ale już do tego nie dotrwałem, skutecznie zniechęcony w połowie powieści.
------------------------------------
Edit: Nie wiem, gdzie czytałeś recenzje tej powieści, ale ja już w pierwszym linku, który wyskoczył w google, odnalazłem całkiem sporo krytycznych uwag na jej temat. Fragment jednej z nich przytoczę, bo oddaje dokładnie moje myśli na temat tej lektury (i to w sposób delikatny):
[...] To książka dla konkretnego odbiorcy - fana militariów i kosmosu.
Ktoś szukający lemowskiej głębi, klimatu Obcego czy tajemnic Dicka srodze się zawiedzie.
Natomiast, jeśli ktoś szuka klimatów trudu żołnierskiego żywota, szarej i ponurej codzienności wojny, przeplatanej niebezpieczeństwem, znajdzie tu coś dla siebie. [...]
NicK---->nadal mam wrażenie że piszemy o różnych książkach i czytaliśmy co innego, dlatego nie za bardzo mam ochotę na dyskusję. Przyznam że może pierwsza książka nie ma takiego rozmachu i intrygi(i space opery) jak kolejna, ale klimat jest niesamowity i stanowi fajny wstęp do wszechświata wymyślonego przez Cholewę. Nie tylko nie nudziłem się nawet przez moment, ale wręcz czekałem na kolejne jego powieści, a po ich przeczytaniu mam ochotę na coraz więcej.
OldDorsaj ---> Oczywiście nie chcę przekładać swojego odbioru książki na innych, bo gusta są różne. Natomiast nie bardzo rozumiem argument o tym, że czytaliśmy różne książki. Czytaliśmy te same, zapewniam Cię. Przeczytaj opinie/recenzje choćby z tej strony - te z mniejszą ilością gwiazdek (poniżej 6). Wiele z moich zarzutów (a nie opisałem wszystkich, tylko te najważniejsze) widzą też inni czytelnicy:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/133219/gambit
NicK---->Po pierwsze wszelka dyskusja jest bezcelowa dopóki nie przeczytasz całej książki, po drugie ja znalazłem u Cholewy i głębię Lema i klimat Obcego i tajemnice Dicka...a nawet o wiele więcej, ale napisane po swojemu, a nie jako kalka innych książek...niekoniecznie od razu to wszystko w debiucie. Tym którzy nie czytali gorąco polecam i czekam na Wasze zdanie, także tych którzy już przeczytali...ale nie 100 stron.
Pozwolę sobie dodać tylko dalszy ciąg tej samej recenzji, której zamieściłeś jedno zdanie(z którym się nie do końca zgadzam):
"Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem i jestem zadowolony. Na tyle zadowolony, iż nabyłem kolejne (dwie na ten moment) książki Michała Cholewy. I nie żałuję.
Każda kolejna jest lepsza, zarówno pod względem stylu, pomysłów, jak i komplikacji scenariusza. A do tego autor ma świetny dar snucia opowieści, który, jak dla mnie, nadrabia pewne słabości, tak skrupulatnie wypunktowane przez innych oceniających.
Jak dla mnie to idealna książka na odstresowanie się po pracy i zapomnienie o gonitwie dnia codziennego."
OldDorsaj ---> Niech każdy zostanie przy swoim zdaniu. Ani ja Ciebie nie przekonam, ani Ty mnie. Szkoda mi życia na czytanie czegoś, co mi się nie podoba.
Poza tym zauważam u Ciebie śmieszne zjawisko. Najpierw nazwałeś to co napisałem stekiem bzdur, teraz zmniejszasz ilość stron, które przeczytałem ze 150 do 100 (pewnie za trzy posty zostało by tego 50 stron). Wspomniałeś też, że nie spotkałeś się ze złymi recenzjami książki (a ja je znalazłem w kilka minut). No sorry stary, ale naprawdę wydaje Ci się, że jeśli kogoś zbesztasz, albo będziesz zakłamywał rzeczywistość, to książka stanie się od tego lepsza??? Czy też może w ten pokrętny sposób próbujesz wykazać wyższość swojego zdania???
NicK---->nie miałem zamiaru nikogo besztać, po użyciu tego sformułowania od razu przeprosiłem, po prostu taka myśl mi się nasunęła, a czy przeczytałeś 100 czy 200 stron nie ma znaczenia-po prostu wydaje mi się niewłaściwe ocenianie książki/filmu po fragmencie. Zresztą masz rację, szkoda dyskusji, to tylko Twoja strata , nie moja :P
OldDorsaj ---> Przeprosiłeś, czy nie, wydźwięk pozostał. Albo się coś pisze z pełną konsekwencją, albo nie.
Dalej nie rozumiem argumentu przeczytania całości. Wydaje mi się, że przeczytanie połowy książki (nie jednego rozdziału, czy małego wyrywkowego fragmentu) to wystarczający powód do tego, żeby określić, czy mi się ona podoba, czy nie. Nie ma potrzeby zjadania całej kupy, żeby stwierdzić, że nadaje się ona tylko dla much (taka mała złośliwość z mojej strony) ;) Prolog był naprawdę obiecujący i dobry, i napisałem to wyraźnie. Potem było znacznie gorzej i tylko gorzej. Potwierdziłem to zresztą czytając wyrywkowo drugą połowę powieści i w całości samo zakończenie, w których nie znalazłem niestety nic pozytywnego.
Fajnie, że Cholewa ma swoich fanów. Może to go uskrzydli i następne jego książki będą znacznie lepsze (z tego co piszesz - są). Ja niestety na tyle się zraziłem, że nie mam ochoty czytać niczego więcej (przynajmniej na razie).
Wprawdzie jeszcze nie skończyłem, wprawdzie to nie fantastyka a twarda rzeczywistość sprzed około siedemdziesięciu lat, ale... warto przeczytać - "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa" Elisabeth Asbrink - książka oparta o listy, wycinki prasowe, oficjalną korespondencję konsularną, wypowiedzi polityków i wywiady autorki... Szwecja sprzed II wojny i z czasów wojny, stosunek do niemieckich Żydów, do problemu imigracji. Przy okazji, jedna z kluczowych postaci to... nie, nie będę psuł przyjemności czytania, choć... prawie każda recenzja książki ujawnia od razu jej tożsamość. Książka ciekawa też z powodu dylematów i problemów które właśnie stukają i do naszych drzwi. A przy tym autorka ma lekkie pióro i czyta się książkę jak dobrą powieść.
To jeszcze tytułem powyższej dyskusji Cholewa dostał Zajdla. Wyglądał na mocno niedowierzającego i zaszokowanego :)
Shadowmage---->ja nie jestem zaskoczony. Cholewa umiejętnie i konsekwentnie budował swój świat. Poczynając od bardziej kameralnego, jednak z niesamowitym klimatem i zalążkiem niezłej historii "Gambitu", poprzez pełną akcji i intryg space operę "Punkt cięcia", aż do "Forty". w tej ostatniej osiągnął mistrzostwo i zawarł wszystko to czego brak zarzucali mu co poniektórzy czytelnicy. Pozwolę sobie jeszcze raz zacytować: "Ktoś szukający lemowskiej głębi, klimatu Obcego czy tajemnic Dicka srodze się zawiedzie." - otóż tam to wszystko jest, a nagroda w pełni zasłużona.
Cóż mogę powiedzieć. Widocznie gościu z książki na książkę mocno się rozwija. Gratulacje! Ale to i tak nie zmieni mojego zdania o słabym Gambicie :) Na bezrybiu i rak ryba ;)
Należy pamiętać, że Zajdle to nagroda będąca wypadkową jakości i popularności (w różnym stosunku tych dwóch składowych). A w dodatku popularności specyficznie rozumianej, bo Polconowej. Cholewa junior (jak i senior) jest popularny w fandomie, robi fajne prelekcje, jest sympatyczny itp. W żaden sposób nie deprecjonuję sukcesu, bo książki nie czytałem. Natomiast jak z nim gadałem, to sam twierdził, że nie brał pod uwagę innego rezultatu niż zwycięstwo Pawła Majki :) I nie wyglądało to na fałszywą skromność :)
Przyszedł czas na Diunę. Mam jakieś brytyjskie wydanie z lat siedemdziesiątych, składające się z powieści w trzech księgach, czterech załączników (np. o środowisku i religii Diuny), mapki i 20 stron "glosariusza". Jak to czytać? Nie wiem, czy zaczynać od końca, czyli załączników i słowniczka, żeby mieć jakieś pojęcie o uniwersum czy tylko konsultować w razie potrzeby.
Już na pierwszej stronie pada stwierdzenie "gom jabbar", słownik wyjaśnia, co to jest. Dwie strony dalej to samo dzieje się w powieści:)
Czytać na żywca, chyba że będziesz miał problemy ze zrozumieniem. Ale część zabawy, to odkrywania świata i jego mechanizmów.
Przeczytałem cztery tomy z serii "Żywe trupy" Kirkmana/Bonansigi. Bardzo krwawo, bardzo okrutnie, wręcz do przesady, szczególnie od tomu drugiego. Lubię takie klimaty, szczególnie przy zombie, ale momentami nawet ja miałem przesyt okrucieństwa-Szmidt i Loureiro pozostają w tym temacie w tyle. Czyta się jednak jednym tchem, akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Z bohaterami serialu praktycznie się nie spotykamy. Historia toczy się widziana oczami Gubernatora i mieszkańców Woodbury, aż do finałowego ataku na więzienie. Tu następuje kilka rozminięć się z serialem: giną inni ludzie lub w inny sposób, pewne historie pokazane są inaczej. Ci którzy uwielbiają historie o zombie powinni być zachwyceni, o ile dają sobie radę z nadmiarem okrucieństwa...ale w sumie jak świat opanowany przez zombie może nie być okrutny?
Czytałem tylko komiks - mniej więcej do momentu, w którym kończą się wymienione przez ciebie książki. Oczywiście jako pierwowzór serialu historia jest z tej "właściwej" strony. Przyzwoite, ale po pewnym czasie zaczyna nużyć tymi samymi rozwiązaniami w relacjach między postaciami, a zombie jak to zombie - nie są w stanie specjalnie zachwycić. Serialu widziałem kilka odcinków, ale odpuściłem przez drewniane aktorstwo (i to nie zombie :P). Ogólnie nie jestem wielki fanem serii w poznanych przejawach, więc po książki raczej nie sięgnę.
Tak sobie mysle zeby przeczytac Forte Cholewy (bo Zajdla mu za to dali), da sie to czytac jako osobna ksiazke bez potrzeby cwiczenia sie z Gambitem?
frontier--->nie tylko z "Gambitem", ale też z "Punktem cięcia". Autor buduje swój świat konsekwentnie z tymi samymi bohaterami(chyba że zostają wcześniej uśmierceni) i według mnie trzeba czytać po kolei, tym bardziej że poprzednie równie dobrze się czyta i fajnie obserwować jak autor pisze coraz lepiej. "Gambit" jest może bardziej kameralny, ale ma niesamowity klimat, a i intrygi i tajemnicy też nie brakuje. Ostatnio czytałem recenzję "Forty" na "lubimyczytać" i autor tęskni w niej do klimatu Bagna z "Gambitu". "Punkt cięcia" to już pełnokrwista, militarna space opera z intrygą jak się patrzy, a "Forta" to już jest według mnie arcydzieło-aż strach pomyśleć co będzie dalej :P. Wszystkie książki czyta się niezwykle lekko i polecam zacząć od początku...ale świat się nie zawali jak zaczniesz od "Forty", po prostu sporo przyjemności cię ominie.
Shadowmage--->no cóż, dla mnie ten serial to numer jeden, wygrywa nawet z "Grą o tron" mimo że też go bardzo lubię, a co do aktorstwa...zżyłem się z bohaterami, jednych lubię bardziej, innych mniej, więc chyba dobrze zagrali jak mam takie odczucia-kwestia gustu, ale osobiście mi się serial z tej strony podoba...szczególnie na tle większości
frontier---->jeszcze jedno, obawiam się, że po przeczytaniu "Forty" przyjdzie ci ochota na poprzednie tomy, a na pewno będziesz miał z tego powodu pewien dyskomfort czy niedosyt :P.
koobun-->To chyba nic nowego, nie?
OldDorsaj-->"GoT" to działa na mnie przede wszystkim ze względu na książki, ale w oderwaniu to aż tak powalający serial nie jest :)
Nie, ale do mnie dotarło dopiero przy edycji w twardej, że coś takiego istnieje.
@123
dzieki! pytalem dlatego wlasnie, ze Gambit mi sie nie podobal, przerwalem czytanie gdzies w polowie i nigdy nie wrocilem zeby dokonczyc ;] przyznam... jestem tym Zajdlem 'troche' zdziwiony, i jednoczesnie ciekawy coz to za nowa jakosc, kupilem juz...zobaczymy.
AMC tworzy kolejny serial na podstawie komiksu. Za scenariusz adaptacji odpowiedzialny jest Seth Rogen, aktor, scenarzysta, reżyser, ogólnie człowiek orkiestra, słynący głównie ze specyficznych filmów komediowych (niezły Superbad, fatalny The Interview).
Z początku pomyślałem, że coś mi się się z rana przewidziało, ale jednak to prawda - Seth Rogen na przenieść na ekrany telewizorów doskonałego Kaznodzieję.
To już od jakiegoś czasu wiadomo, ale fajnie, że projekt nabiera rozmachu. Chociaż trochę się obawiam jak to wyjdzie.
George R.R. Zombie :) Do pisania się brać, a nie karierę aktorską robić !!! :)
Więcej tutaj:
http://naekranie.pl/aktualnosci/george-r-r-martin-jako-zombie-w-z-nation-zdjecia-2-sezonu-747737
Od października będą wydawać STORMa !!! Jak dla mnie super wiadomość !!!
Więcej tutaj:
http://naekranie.pl/aktualnosci/storm-zapowiedz-debiutujacego-wydawnictwa-komiksowego-incal-748114
el f [ 126 ]- dzięki za polecenie "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa". Książka bardzo dobra, świetnie napisana. Kilka razy można się wzruszyć, zwłaszcza jak sam ktoś ma dzieci. Pomysłowo napisana, cała historia emigracji do Szwecji niemieckich Żydów, zbudowana wokół korespondencji rodziny(zostali w Wiedniu) z dzieckiem(wyjechał do Szwecji). Autorka na podstawie 500 listów oraz korespondencji politycznej, przemówieniach, wycinkach z gazet itd. opowiedziała wycinek historii. Faktycznie książka bardzo aktualna właśnie teraz, gdy mamy problem z uchodźcami, imigrantami. 70 lat był problem czy przyjąć 10 lekarzy żydowskiego pochodzenia(organizowano wiece, manifestacje, kongresy przeciwko), teraz skala się zmieniła. Kiedyś straszono, że Żydzi zajmą Szwedom najlepsze stanowiska pracy, dziś strach przed agresją(?). Po topornej Modlitwie czarnobylskiej, "W lesie..." czytało się wyśmienicie.
el f-> tak, chociaż postać przyjaciela i ujawnienie jego przeszłości jest tylko pretekstem. Po Twoim poście wszedłem na portal z recenzjami, żeby sprawdzić czy faktycznie książka jest dobra, jak o niej pisałeś. I tam niestety zdradzono tożsamość przyjaciela, co więcej pisano, że jest to książka o nim. I z takim nastawieniem siadałem do czytania, że będzie to książka o...
Teraz kończę pierwszy tom Harrisa(Ghost Writer, Vaterland) "Cycero", historia Rzymianina opowiedziana, jako dramat sądowy w starożytności. Jeśli przebić się i polubić kwiecisty język, z lekką stylizacją, wychodzi udana powieść historyczna. Książka jest pierwszym tomem trylogii(3 część ma się ukazać w USA w tym roku), także dosyć dokładnie opisane są podróże, sprawy i intrygi, w których brał udział Cycero. Książka nie jest zbiorem przemówień, chociaż fragmenty pojawiają się czasami, ale opisem mechanizmów dochodzenia do władzy, utrzymywania jej i tracenia na rzecz sprytniejszych.
pani-jola - dlatego nie lubię recenzji, często psują przyjemność bycia zaskoczonym.
To się zainteresuję Cyceronem :)
> dlatego nie lubię recenzji, często psują przyjemność bycia zaskoczonym.
Dlatego nie mogę pojąć osób (a znam taką), które od raz zaglądają na koniec książki aby poznać zakończenie, a dopiero potem czytają.
Też tego nie mogę pojąć i też znam taką osobę...szczególnie uwielbia to robić przy kryminałach i sprawdzać na początku kto zabił, dla mnie totalnie bez sensu, mimo że kryminałów nie czytam.
Tak w ogóle to postanowiłem chwilę odpocząć od fantastyki i przeczytać coś nowego z moich ulubionych autorów powieści sensacyjnych: Cussler, Clancy, Ludlum, Forsyth. Za 2 tygodnie wyjeżdżam na tydzień wakacji i przygotowałem sobie nowego autora: James Rollins-"Ewangelia krwi", zaciekawiła mnie notka o książce i oceny czytelników. Widzę, że autor sporo już wydał, ktoś coś czytał?
Przeczytałem drugi tom Kampanii Cienia Django Wrexlera "Mroczny tron". O ile w przypadku pierwszego tomu, jak to ostrzegał Shadow: 'książka zawiera elementy gender', to w drugim tomie niestety sytuacja jest odwrotna, mianowicie 'gender zawiera elementy książki'. Zaczynam dochodzić do wniosku, że moim zdaniem bardzo udane 'Tysiąc imion' było tylko "wypadkiem przy pracy". Właściwie ciężko uwierzyć, że te książki napisał ten sam autor. Bohaterowie robią ze strony na stronę coraz głupsze rzeczy, ale są chronieni przez scenariusz więc wszystko im się udaje. Główny antagonista, znienacka okazuje się idiotą a potem znika, żeby nie przeszkadzać naszym intelektualnie upośledzonym bohaterom w osiągnięciu wielkiego sukcesu. A najlepsze, że ...
spoiler start
... 'armia' złożona ze zbieraniny cywili i nastoletnich dziewczynek po tygodniowym przeszkoleniu, pod wodzą 3 lesbijek, pokonuje równoliczną elitarną zawodową armię.... Nie wiem , może przy pomocy samego "Gay power"..... ewentualnie ze względu na "BO TAK!!!"
spoiler stop
Ja rozumiem, że na zachodnim wybrzeży USA skąd pochodzi autor retoryka feministyczna i LGBT jest popularna, ale bez przesady: o kobietach w wojsku napisano już wiele świetnych książek i ich autorzy nie musieli posiłkować się rozwiązaniami fabularnymi w stylu "skoro jestem kobietą i robię coś co jest głupie, to to musi się udać".
Chlip, chlip ... a przecież "Tysiąc imion" tak mi się podobało
Garak ---> Tak to już jest, że masa książek jest napisana przez zidiociałych gości. Ponieważ jednak poruszają modne i trendy tematy, są oceniane wysoko.
Nie mniej szkoda, gdy dobrze zapowiadająca się seria zmierza w kierunku katastrofy.
Garak-->No, w drugim tomie Wexler przesadził obsadzając babki w każdej ważnej roli. Niemniej mi się dość przyzwoicie to czytało. Ponoć w trzecim tomie jest już bardziej "parytetowo" :D
No dobra, to teraz wyobraźcie sobie, że zamieniacie główne postacie (Winter, Jane i tę całą księżniczkę) na facetów. I nagle jest cacy? Bo jeśli tak, to chyba to "gender" jest bardziej potrzebne, niż myślałem.
Ble, pedały, ble! O lesbijkach da się jeszcze czytać, ale całujący się faceci?! :D
A na poważnie mnie nie przeszkadza tyle sama feminizacja, co jej totalny brak uzasadnienia w zmaskulinizowanym świecie przedstawionym.
Mi zupełnie feminizacja nie przeszkadza - to chyba nie jest wstyd się przyznać, że lubię kobiety :)
Problemem dla mnie w tej książce jest to, że bohaterowie (i to niezależnie od płci !) robią rzeczy zupełnie bez sensu, ale są tak straszliwie chronieni przez scenariusz, że nie są w stanie odnieść jakiejkolwiek porażki i oczywiście wszystko się kończy dobrze.
A co do zamiany płci bohaterów to mielibyśmy wówczas książkę, o chłopcu, który uciekł z sierocińca i przebiera się za dziewczynę-żołnierza, która udaje chłopca aby zinfiltrować grupę rozrabiaków z Doków, których przywódcy mają homoseksualne skłonności. Nie wiem dla kogo to 'nagle jest cacy' ale ja dalej mam z tym taki sam problem jak z oryginałem - za duże stężenie niedorzeczności :)
Katane --> Przez ciebie teraz siedzę i wyobrażam sobie różne książki zamieniając płeć wszystkich bohaterów ....
Wlasnie skonczylem Morze Trolli Nancy Farmer i jest to jedna z najlepszych książek jakie czytałem :) Pewnie to przez to, ze uwielbiam klimat wikingów. Podszedlem do niej sceptycznie, bo jest przeznaczona dla młodszych czytelnikow, ale historia mnie wciagnela od samego początku. Polecam w szczególności tym, którzy czekaja na nowy sezon Wikingow :)
Czy był już ktoś na Marsjaninie? Ciekawi mnie kto był autorem polskiego tekstu. IMO polski tłumacz książki (Marcin Ring) spisał się świetnie i ciekaw jestem czy tłumacz dialogów filmowych też stanął na wysokości zadania.
Książka jeśli chodzi o słownictwo było ok, ale strona redakcyjna została położona. Niby nie wina tłumacza, ale miejscami widać jego surową pracę.
Na film się w tygodniu wybieram.
Maureen F. McHugh Po Apokalipsie
Na okładce jest napisane, że autorka to "zdobywczyni nagród: Hugo i Locus"... ale chyba nie za tę książeczkę. "Po Apokalipsie" to zbiorek krótkich opowiadań które niestety mało mają wspólnego z moim wyobrażeniem o postapokalipsie, sama fantastyka jest dość śladowa i sprawia wrażenie niepotrzebnego rekwizytu... ot, żeby złowić takich jak ja fajną okładką, chwytliwym tytułem i wprowadzającym w błąd opisem z tyłu.
30 zł wywalone w błoto.
Nie wiem jak Wy, ale ja korzystam głównie z biblioteki, żeby nie pluć sobie potem w brodę, że wywaliłem w błoto 30, czy ileś tam PLN. W sklepach kupuję tylko pewniaki, albo sprawdzonych wcześniej autorów - ewentualnie pozycje, które koniecznie chcę mieć w swoim księgozbiorze.
Lubię swoje książki i w 99% są to dobrze wydane pieniądze ale... czasem zdarzy się jakaś parszywa owca w stadzie.
Ja niestety też czasami wtopię z jakąś książką, mimo ostrożności. Ostatnio pamiętam, że kupiłem serię mojego znajomego Tomasza Kołodziejczaka. Chciałem być dobrym kumplem i zasilić jego konto, ale książki okazały się totalnym niewypałem (Uniwersum - Ostatnia Rzeczpospolita). O ile kilka wcześniejszych pozycji przeczytałem nawet z przyjemnością (ale bez przesady), to jednak tej serii nie dałem rady i kurzy się na półce.
NicK -> Nie bluźnij :) cykl Ostatnia RP jest czymś fenomenalnym i świeżym. Wymieszanie gatunków i różne dziwactwa nadają tej historii smaku.
Zaliczyłem film "Marsjanin" i muszę stwierdzić, że książka jest duuużo lepsza. W filmie brakowało mi zwłaszcza słynnego tekstu: "Mam całkowicie przesrane. To moja przemyślana opinia" :-)
Co nie oznacza, że film jest zły.
EnX ---> Wolę dawkę solidnej fabuły, wartkiej akcji i szorstkości, niż dziwactwa, eksperymenty i popierdółki :)
W poście 135 napisałem Po topornej Modlitwie czarnobylskiej, "W lesie..." czytało się wyśmienicie. chyba się nie zna. Autorka dostała nagrodę Nobla. Pewnie z ciekawości spróbuję innych książek, może zawierają mniej wielokropków. przez co styl jest bardziej znośny.
Zyga-->Zgoda, też byłem w środę. Obcięli sporo humoru, zrobili całość bardziej dramatyczną, nie na luzie. Film ok, ale trochę się jednak rozczarowałem. Bez znajomości książki pewnie odbiór byłby lepszy.
Też stwierdziłem po filmie, że dla tych bez znajomości książki odbiór powinien być lepszy.
Może należy tu przyjąć odwrotną kolejność. Najpierw obejrzeć film a dopiero potem brać się za powieść :-)
Wydaje mi się, że książka Marsjanin jest dużo zabawniejsza, bo o tym, co się dzieje na czerwonej planecie dowiadujemy się tylko przez dzienniki Marka - pisane po fakcie, z refleksjami przetrawionymi przez jego poczucie humoru. W filmie natomiast reżyser postanowił postawić nas obok Marka, jako niemych obserwatorów niesamowicie beznadziejnej sytuacji.
Myślę, że więcej humoru można było oddać, gdyby pójść w konwencję "The Office" oraz z narracją przeplataną retrospekcjami wydarzeń. Albo gdyby za Markiem podążała wyimaginowana ekipa filmowa, dla której na bieżąco komentuje wydarzenia. Ale i tak wyszło całkiem nieźle:)
Nawet sobie krótki tekst na ten temat popełniłem: http://katedra.nast.pl/artykul/7128/Marsjanin-–-ksiazka-a-film/
Ogólnie można było więcej humoru wprowadzić różnymi metodami, ale prawie wszystkie polegają na bardziej kameralnym, mniej epickim obrazie - a na to superprodukcja nie może sobie pozwolić.
Shadow, uznanie za recenzję "Marsjanina" (książki). Gdyby nie powyższy link bym do niej nie trafił :-)
Ja bym tylko może jeszcze bardziej podkreślił, że to jest powieść gatunku "prawdziwe SF" (w odróżnieniu od najczęściej występujących "fiction non science", które są jednak określane jako SF).
Ale napisałeś, że autor się bardzo rzetelnie przygotowywał do napisania więc OK.
Wiesz, mi się już odechciało wojować z fanatykami, którzy nazywają space opery mianem jedynego i słusznego hard (sic!) SF. Jak ktoś kumaty, to się pokapuje między wierszami. A jak nie, to może przez przypadek coś lepszego przeczyta :)
MARSJANIN to faktycznie Science fiction przez duże S. A mianem hard SF określiłbym np. twórczość Petera Wattsa.
Uwielbiam space opery, ale daleko mi do sądu że to jedyny i słuszny gatunek hard SF, wręcz często zupełnie nie....ale dlaczego Watts z wampirami ma być bardziej "hard" niż np. Hamilton z uwolnionymi duszami, tego nie rozumiem. Oczywiście "Marsjanin" to jak najbardziej hard SF.
Może dlatego, że u Wattsa wampiry są tylko jednym ozdobnikiem w mocno umocowanej naukowo fabule, a u Hamiltona masz głównie fantazje w kosmosie, z których dusze potępieńców są jedynie wisienką na torcie? :)
Jak na ozdobnik, to i tak wymyślone zupełnie 'hard'...
Czytam sobie 'Gambita', boście tu o tym wspominali i tak się to wlecze nieco i ogólnie lajtowo napisane, ale w sumie każde przeczytane kilka stron daje fajny czilałt... Choć w sumie to taka chłopięca fantazja jak na razie...
Moje wrażenie jest takie, że Watts zamieścił na łamach swoich powieści równie wiele "fantazji" co Hamilton i u obu są równie "mocno umocowane naukowo" :P
Im bardziej sobie przypominam i porządkuję Watts'a, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to była straszna kiszka. Poza paroma pomysłami i 'błyskami', jego powieści są strasznie monotonne, nudne i przewidywalne. Mają jakiś tam początek, bardzo słaby środek i żadnego zakończenia... Druga część jest kopią pierwszej, jeśli chodzi o konstrukcję, z nieco tylko zmienioną fabułą.
Problem z SF jest taki ze to co w Roku X jest hard 10 lat pozniej moze byc juz raczej soft a po 30 latach - czesto okazuje sie byc Vernowska fantazja... :) Nawet moj ulubiony RAH - w wielu wypadkach to co bylo hard sf okazuje sie w sumie smiesznym czytadelkiem.
Kończę czytać drugi raz "Obóz Świętych" Raspaila... wcześniej czytałem chyba z dziesięć lat temu i pamiętam że wtedy wydała mi się mocno naciągana, nierealistyczna i generalnie wydumana... dzisiaj mam już nieco inne zdanie, często komentarze powieściowych mediów są takie, jak obecnie można znaleźć w jakiejś GW czy innej Polityce.
Co ciekawe, dwa razy autor "trafił" w dziewiątkę - "postępowym" papieżem jest Brazylijczyk Benedykt XVI.
A książka napisana w 1973 roku... :)
Tzymische, zgadzam się. Gdy pierwszy raz, to było jeszcze w szkole średniej, (ale to były naprawdę daaawne czasy) czytałem "Astronautów" Lema, to zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. To było naprawdę HARD (wtedy).
Wrażenie pozostało na tyle silne, że w pierwszej edycji konkursowej robionej przez Shadowa (kiedy to było Shadow? :-) umieściłem "Astronautów" w swojej pierwszej 10.
Ale potem przeczytałem książkę ponownie (czego zresztą żałuję, bo straciłem romantyczne wspomnienia :-)
i ... wielkie rozczarowanie. Teraz brzmi ona rozpaczliwie przestarzale.
BTW. Tym bardziej doceniam trylogię Borunia i Trepki, która była pisana mniej więcej w tym samym czasie co "Astronauci", a którą bez problemu można czytać również i teraz.
Mam to samo. Książki którymi zaczytywałem się w młodości po kilka razy, dziś nie robią już na mnie takiego wrażenia. Większość nadal jest fajna, ale już nie mają tego czaru, który niejako zmuszał mnie do sięgania po nie ciągle na nowo. Z Lema chciałbym ponownie przeczytać "Niezwyciężonego", może też "Eden", ale po pierwsze brak czasu na powtórki, po drugie właśnie obawa, że stary czar wspomnień znów pryśnie.
Niezwyciezonego niedawno zdjalem z polki i przeczytałem ponownie, wciąż "można" ;p
Wada Lema jest zbytnie zagłębianie się w szczegoly techniczne w oparciu o technologie z jego czasów. Te opisy lamp i tasm komputerowych, rakiet wygladaja obecnie mocno naiwnie i psuja nieco odbior calosci.
Bardzo źle teraz odbieram "trzeszczące nity" w spojeniach rakiet.
Ale pamiętam, że swego czasu to mnie nie raziło :-)
Zyga---->w sumie, jak sobie przypominam to już mnie to trochę raziło wtedy, 40 lat temu
Ja sobie niedawno słuchałem audiobooka z Pilotem Pirxem i faktycznie ta technologiczna przestarzałość nieco irytowała, ale koncepcyjnie nadal niezłe. Takie książki jak np. "Głos Pana" też się po latach bronią.
Może te trzeszczące nity, to taki zabieg do pokazania znaczenia człowieka, względem ogromu kosmosu ;)
Trzeszczace nity moge przezyc - co mnie powiedzmy meczy - to 'kalkulatory' brak sieci - jakis dziwaczne systemy komunikacji itp. albo np brak wifi na pokladzie :)
Wiele ksiazek sie broni pod wieloma wzgledami (warsztat, fabula itp itd) - niestety czesto technologia traci 'steam punkiem' a nie technicznie zaaawansowana rzeczywistoscia :)
ale z was zgredy! :P Narzekajo że internetów nie wymyślili, co za marni futurolodzy, archaiczne badziewie!
Zróbmy może spis autorów, w których pojawiały się jakieś pomysły czy szkice tego co można by uznać za przypominające Internet itp. Oczywiście bez Gibsona... Ja jestem mało oczytany, ale na pewno Dick z tymi jego rzeczywistościami wirtualnymi.
Ale, że Watts został nazwany kiszką, to już po prostu przechodzi pojęcie. Ok, gość jest scjentystyczny do bólu i pisze specyficznie, ale że ciekawie odświeżone podejście do Kontaktu, wampiryzmu czy tematy dotyczące świadomości, ile człowieka w człowieku w ujęciu tego całego post-neuro/cyber/itp.-punku przerobionego na twardo, do tego ewolucjonizm i inne smaczki - to wszystko ma być kiszką? Może jest chaotyczne i bez mega literackiego polotu, ale chyba trochę za ostro. No chyba że postmodernizm to kiszka, to ok, nie ma o czym gadać :D Klasyk Lem pewnie by Wattsa wyśmiał :)
HUtH---->jeśli chodzi o Wattsa to w sumie z Twoim zdaniem mogę się zgodzić najbardziej, w całej dotychczasowej o nim dyskusji
Zyga--->a oglądałeś na żywo transmisję z lądowania na Księżycu? Myślę, że to był pierwszy impuls by zainteresować się SF. Pierwsza książka to "Astronauci", którą podsunął mi ojciec, widząc moje zainteresowanie kosmosem.
HUtH, internet (nazywany tam Pamięcią Wieczystą) był już wymyślony we wspomnianej przeze mnie, i napisanej 60 lat temu, trylogii Borunia i Trepki. Było tam jeszcze wiele nowatorskich na ówczesne czasy pomysłów np. napęd jonowy, życie oparte na białku niewęglowym i parę innych (dlatego tak wysoko oceniam tę trylogię :-)
OldDorsaj, niestety wtedy miałem problemy z dostępem do telewizora (musiałbym po nocy iść do kogoś) i na żywo nie oglądałem :-(
Ale "Astronauci" chyba byli również moją pierwszą powieścią SF (nie liczę "Wokół Księżyca" Verna).
HUtH ---> Drażni mnie 'nowomodne' podejście do tematu, że wystarczy błysnąć paroma drobnymi diamencikami pomysłów (cyt. post-neuro/cyber/itp.-punku klimatu), gdzie wspomniany chaos i brak polotu literackiego dominują, a pozostałe (jakże istotne) rzeczy schodzą na drugi plan - aby stać się guru tłumów.
W końcu najważniejsza w prozie jest podstawa, czyli treść, fabuła, i w końcu forma - reszta to dodatki. Fajnie, że autorzy eksperymentują z różnymi formami, pomysłami, połączeniami, etc. Ale nie można określać faceta, który wykorzystał parę 'myków', pisząc jednocześnie drętwo i bez polotu, mianem - 'zdominował współczesną fantastykę'...
To trochę tak, jakby mianem mistrza określić kogoś, kto w perfumerii puścił bąka - bo nagle pojawił się tam zapach wcześniej niespotykany ;)
@ OldDorsaj
Był taki czas, że nadrabiałem te bardziej znane pozycje sci-fi polskiego, ale na razie to się zatrzymało (bo ten Lem tak dużo musiał nachlastać), ale w końcu do Borunia i Trepki dojdę!
@ NicK
Nie wiem czy Watts jest takim guru, za jakiego go masz, to chyba w Polsce ludzie są dziwnie łakomi hard sci-fi i ma taką popularność przez to.
Matko bosko częstochosko, będziesz wykładał co ma być w powieści? Zresztą jak wspomniałem to nie jest klasyczna powieść, bo wali od tego 'nowomodnym' postmodernizmem od razu i jest to dobrze wykorzystane. Jakieś mrugnięcia okiem w samej treści, te całe posłowie, przypisy, strona internetowa z materiałami w mocnej korelacji, a nie jako dopełnienie, to w ogóle nie jest klasyczne. 'Starość aksolotla' Dukaja niby miał być taki przełomowy, no to jeśli chodzi o autorskie hard sci-fi to Watts to zrobił wcześniej i lepiej. Dla mnie te zarzuty, że Watts nie napisał czegoś, co się pięknie czyta i w ogóle, że literacki chaos - one tracą na znaczeniu, bo cała reszta jest świetna.
Ale najważniejszy jest autentyzm z jakim Watts to wszystko robi(choćby poza powieścią) ten wyraźnie wyczuwalny dystans autora do siebie, do hejterów i do własnego pisarstwa. Postawa pisarza przekłada się na odbiór twórczości, osobiście myślę, że na samą twórczość, choć to kontrowersyjne zdanie w pewnych kręgach.
Nick - właściwie to jak spojrzysz na klasyków SF, to liczył się pomysł (naukowy). Forma, treść, fabuła były drugorzędne. Nowa Fala za to to przede wszystkim eksperymenty (jak na ówczesne warunki). Więc nie bardzo wiem do których wzorców się odwołujesz. No, chyba że nie do standardów w sf, to przepraszam :P
Shadow ---> A co ja się będę z doktorem od SF szarpał ;) Dla mnie książka, która jest drętwa, ale porusza ciekawe tematy, pozostanie przede wszystkim książką drętwą - i tyle :P
Można jej oczywiście zaliczyć to, czy tamto, na plus (może nawet na duży plus), ale nie zmieni to obrazu całości.
Michel Houellebecq "Uległość"
Można by zakwalifikować Uległość jako "fantastykę bliskiego zasięgu" - akcja powieści rozgrywa się w bardzo niedalekiej przyszłości, ale... gadżetów fantastycznych na stronach książki nie znajdziemy. Niestety to o czym pisze Houellebecq zaczyna dziać się na naszych oczach...
Czy jednak Europa pójdzie w kierunku który autor przewiduje? Czytając powieść, wszystko się dość zgrabnie układa ale... do spełnienia przepowiedni brakuje jeszcze paru lat ciężkiej pracy rozbijania więzi narodowych, tradycji a i po drugiej stronie nie widać osoby pokroju Ben Abbasa choć partie muzułmańskie już w niektórych krajach Unii działają.
Powieść nie koncentruje się jednak na wydarzeniach w skali makro (choć są one integralną i mocną częścią) ale mikro - na przykładzie pojedynczego człowieka, archetypicznego intelektualisty zachodnioeuropejskiego pokazuje kondycję Zachodu, wypraną z wszelkich wyższych celów, wizji... skoncentrowaną na nużącym hedonizmie i braku trwałych wartości.
Do pełnej przyjemności z czytania, brakowało mi niestety wiedzy z zakresu literatury francuskiej XIX wieku do której jest sporo odniesień, od czasu do czasu musiałem też wspomagać się panem Guglem żeby poszerzyć wiedzę o poruszanych tematach - tzn może nie tyle musiałem ile chciałem - żeby lepiej zrozumieć sens rozważań autora.
Czyta się bardzo dobrze choć zbyt optymistycznie to nie jest.
Mam odłożone na półce "przeczytać wkrótce", czyli pewnie w ciągu roku się wyrobię :) Ale cieszy, że tak dobrze oceniasz.
el f, to możesz ją teraz skonfrontować z "Superpaństwem" Briana Aldissa. Z tego co piszesz obie powieści poruszają zbliżoną tematykę.
Shadow - pół odjąłem bo mam wrażenie że mogłaby być... dłuższa :)
Zyga - chyba nie mam, poszukam - jak znajdę to przeczytam :)
Teraz wziąłem się za trylogię szalbierską Tomasza Łysiaka.
z dubluje sie z watku Obcy :P
Trailer Preachera :
O ile glowny bohater tj Jesse wyglada jak dla mnie ok, to juz Cassidy wyglada I zachowuje sie jak totalny idiota, w dodatku fatalnie zagrany robiacy jakies glupie miny i poslugujacy sie debilnym glosem - Tulipp tez cos sciemniala - i gra ja Ruth Negga (bez urazy dla niej) wiec PC wziela gore nad materialy zrodlowym poraz kolejny - nie wrozy to moim zdaniem zbyt dobrze calosci. Ciezko cos wiecej oceniac - ale narazie raczej szalu nie ma :(
Mnie Custer wydanie się trochę za bardzo lalusiowaty (podobnie było z Constantinem), a Cassidy... po obejrzeniu trailera byłem zdziwiony, że go w nim nie ma. A potem mnie oświecili...
Shadowmage => Custera akcpetuje ale moze to wynikac z tego ze na tle Cassidyego i Tullip wyglada w miare? No Cassidy mnie ro....
Szukam czegoś z jajem, poważnego ale z humorem, z dobrą fabułą i akcją, najlepiej dla czytelnika co przeczytał już w życiu trochę, nie grafomańskiego, nie dla gimbusów, najlepiej w paru trzymających poziom częściach. Myślę od dłuższego czasu nad Niecnymi Dżentelmenami, a może macie coś lepszego???
well... wszystko zalezy w sumie.
Locke jest naprawde dobre - jesli lubisz te realia :)
Niecni Dżentelmeni to taka powieść z cyklu 'zabili go i uciekł' - mi do gustu nie przypadła. Chyba, że lubisz czytać o 'misternych planach' które zawsze się udają, nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności, ludziach urodzonych w czepku, itp.
NicK => PRECISELY! :) Tak jak napisalem - jesli lubisz te realia - bo to wlasnie taki swiat.
Ale jaja...
"W miniony weekend rozdano nagrody World Fantasy Award. Przy tej okazji organizatorzy nagrody ogłosili, że jest to ostatni rok, kiedy na statuetce przyznawanej za najwybitniejsze w danym roku dokonania na polu fantastyki widnieje podobizna H.P. Lovecrafta.
Choć w oficjalnym oświadczeniu nie podano przyczyny, wszystko wskazuje na to, że organizatorzy ugięli się pod wpływem zeszłorocznej kampanii zainicjowanej przez pisarza Daniela José Oldera. Wystosował on w Internecie petycję, w której nawoływał do zmiany patrona nagrody, ponieważ twórca mitologii Cthulhu był „zdeklarowanym rasistą” o „ohydnych poglądach”. Pod petycją podpisało się ponad 2 600 osób. Rada przyznająca World Fantasy Award wydała wówczas oświadczenie, że rozważy kwestię. Wynik dyskusji poznaliśmy w niedzielę."
Świat właśnie skierował się ku zagładzie, a Wielcy Przedwieczni właśnie się przebudzili !!!
PS. Rzygać się chce od tej ultrapoprawności na pokaz !!!
Mnie martwi co innego - skoro 2600 podpisow powoduje wymuszenie zmiany... to chyba niezbyt dobrze to swiadczy albo o nagrodzie - albo generalnie wskazuje slaba kondycje fantastyki...
Pytanie kiedy zaczynamy palic ksiazki majace cos wspolnego z Sokratesem, Platonem, Horacym, Homerem itp - gwarantuje ze wszyscy wspierali niewolnictwo.
Tzymische - też mnie ta liczba zaskoczyła... i uległość wobec nawet tak nikłego nacisku.
Co do postaci historycznych, to np Jerzy Waszyngton był zdeklarowanym zwolennikiem niewolnictwa i miał ich sporo na swojej plantacji... pewnie niedługo go wywalą z amerykańskiej historii jako rasistę o ohydnych poglądach :)
Shadow, Yans
Jak tak dalej pójdzie, to nasze "podkolanówkowe" spotkania mogą się okazać seksistowskie ;)
Co do liczby podpisów, to się nie zagłębiałem w to na razie, ale to mogło być zbierane wśród uczestników konwentu itp. Coś jak z Zajdlami - niby Polcony odwiedza kilka tysięcy, ale głosów jest kilkaset. A zmiany wprowadza forum fandomu, więc na dobrą sprawę kilkadziesiąt osób może zmienić status/regulamin.
Byłem ostatnio w wiadomej knajpie i wspominałem podkolanówkowe spotkania :)
el f => Whaaaat?Ojciec narodu? Wspoltworca jedynego wolnego kraju na ziemii? Niewolnikow? NIE-MO-ZLI-WE
Tzymische - jego kumpel, Tomasz Jefferson był jeszcze lepszy - niby potępiał niewolnictwo ale... sam miał ich najwięcej chyba w całej Wirginii i jakoś nie kwapił się z pozbywaniem swojej własności :)
Shadow - dla mnie sam fakt dyskusji już jest idiotyczny bo oderwany od realiów tamtego czasu.
W czasie urlopu w sierpniu byłem dwa dni w Warszawie i też sobie powspominałem :)
Nie mówię, że nie idiotyczny, a jedynie wskazuję, że przy różnych systemach panujących w środowisku nagrodowym niewielka grupa aktywistów może przy odrobinie szczęścia przeforsować cokolwiek. A że akurat oni mają tam w fandomie na to fazę (afera Hugo nie wzięła się z niczego), to i robią to, co uważają za słuszne.
Przeczytałem "Wodny nóż" Bacigalupiego. Pewne drobne zastrzeżenia mam, ale ogólnie niezła sf bliskiego zasięgu, trochę skręcona w stronę thrillera. Tak całościowo chyba lepsze od "Nakręcanej dziewczyny".
A ja się właśnie napaliłem na nowego Piekarę i jego inkwizytora :) Czekam tylko na 20 listopada, kiedy będzie premiera miękkiej okładki.
G... prawda ;) Misio jest ok. Choć szkoda, że autor wciąż gniecie stare dzieje, zamiast pociągnąć dobrze zapowiadającą się kontynuację ostatniej w serii powieści.
Trochę to wygląda na trzepanie kasy ze zgranego numeru (choć nie jest źle), to jednak przydałoby się pociągnięcie najnowszych wątków, a nie wciskanie na siłę (choć dobrej jakości) czegoś pomiędzy...
Co do Piekary ... Przeczytałem ostatnio Wieże do nieba i muszę stwierdzić, że niestety w porównaniu do "starego" czworoksięgu to ziemia a niebo :D
Shadowmage, z tego co widzę Baciagalupi ostatnio pisał książki skierowane do nastolatków. To prawda? Tak samo jest Wodnym Nożem?
HutH +1 :)
tmk13-->"Złomiarz" i "Zatopione miasta" to faktycznie young adults (chociaż bardziej adults niż young), ale "Wodny nóż" to już rzecz całkowicie dorosła. Brutalna i pesymistyczna.
U mnie akurat Inkwizytor ma wysokie miejsce, choć rzeczywiście seria jest zdecydowanie za bardzo rozciągnięta na boki. Nie mniej wszystkie powieści trzymają w miarę przyzwoity poziom i dobrze je się czyta. Spokojnie można by ze 2 części ze środka wyjąć i na to miejsce dopisać dalszy ciąg po Łowcach Dusz.
"Od pewnego czasu Inkwizytorem to można co najwyżej napalać w piecu :P" - Niestety, zgadzam się i dodałbym jeszcze, że nie od pewnego ale od dłuższego.
No, mniej więcej od wzmiankowanych przez Nicka "Łowców dusz". Fakt, że wszystkiego późniejszego nie czytałem... ale to co czytałem, mi wystarczyło :P
Inkwizytora się fajnie czyta, lekka, zabawna, inteligentna opowiastka, ot po ciężkim dniu pracy lektura jak znalazł ;)
Także czekam na Kościany Galeon.
Panowie, znajdzie się coś w podobnym klimacie co Siewca Wiatru - Kossakowskiej? tj, anioły, demony, walka dobra ze złem :D
Kościany Galeon przeczytany. Jest nieźle. Jak zwykle lekko, przyjemnie, inteligentnie. Aczkolwiek zaczyna nieco nużyć kręcenie się wkoło za własnym ogonem ;) Jeśli wyjdzie (podobno zapowiadana) część, w której mamy cofnąć się do czasów Jezusa, to chyba już się poddam i będę czekał tylko na kontynuację najświeższych wątków.
Z tej wielkiej retrospekcji chyba Piekara zrezygnował już na dobre, ale nie jest powiedziane, że jeszcze gdzieś w środku serii nie wstawi kilku tomów. Przecież kończenie definitywne przygód Mordimera zupełnie mu się nie opłaca :)
Najbardziej martwi to, że styl dobry, lekkie pióro, ale fabuła coraz cieniej...
Czytał ktoś może nową serię Joe Abercrombie? Przeczytałem Pierwsze Prawo, Bohaterów, Zemstę i nawet fajne. Takie w stylu Kresa i może Wegnera. Czy ta nowa trylogia to coś w typie starej? Są jakieś nawiązania do Pierwszego Prawa?
I czy są jakieś wieści na temat kolejnej książki o Niecnych Dżentelmenach Lyncha? Od Republiki Złodziei minęło trochę czasu, a seria jak dla mnie to jeden z jaśniejszych punktów nowszej fantastyki.
A "Czerwoną krainę" czytałeś? Też w tym samym świecie. Na wiosnę będzie jeszcze zbiór. Nowa seria, "Morze Drzazg" to coś zupełnie niezależnego. Młodzieżowe w założeniach, ale czyta się nieźle. Może mniej klną i prostsza fabuła jest, ale wchodzi.
Lynch ma niby być w połowie przyszłego roku na zachodzie - są szanse, że u nas by wyszło równoległe. Niby, bo z nim nigdy z nim nic nie wiadomo, bo może znowu dostanie depresji i nie skończy na czas. W planach jest też zbiór/łączne wydanie dwóch nowel. Po angielsku wiosną, u nas jeszcze nie wiadomo.
Czerwoną Krainę czytałem. "Morze Drzazg" zobaczę, bo na Wichry Zimy to chyba się nigdy nie doczekamy...
Spokojnie - Wichry Zimy wyjdą już w marcu, przynajmniej w Ameryce, a co do polskiego wydania to nie wiem kiedy, ale pewnie szybko się uwiną i będziemy mieć 6 tom w maju/czerwcu :)
Matmax_57==> Tak... na pewno w marcu:)
Do mnie dotarł świąteczny pakiet egmontu. Ostatnio na komiksy wydaje więcej niż kiedykolwiek w życiu. Złote czasy dla komiksiarzy nastały i bardzo mroczne dni dla ich portfeli.
A masz może i czytałeś już Coutoo? Bo mam słabość do Andreasa, chociaż potrafi strasznie namotać w fabule (Cirus. Mil był już lekkim przegięciem).
Niestety nie. Jako fan superhero topie pieniądze w tej gałęzi kolorowych obrazków co jest wystarczająco wymagające dla mojego portfela.
Nasz ulubiony kawalarz stwierdził właśnie, że w szybkim pisaniu przeszkadza mu serial - bo go na wyjazdy zapraszają, skoncentrować się nie może i ogólnie to nie on jest winny :D
Ja stanąłem na drugim odcinku ostatniego sezonu i spróbuję pociągnąć dalej w Nowy Rok ;)