Tak jakoś wyszło, że wątek o zapowiedzi Obcego 5 przeciągnął nam się w dłuższą dyskusję na temat OBCYCH, kina SF i filmów w ogóle, a zatem nie widzę przeciwskazań, aby kontynuować dalej ...
Witamy wszystkich "obcych" kinomaniaków i zachęcam do stosowania nowej, międzygalaktycznej skali ocen filmów !!!
Najnowszy system OCEN FILMÓW powstał po długotrwałych medytacjach z moim alter ego oraz Waszymi obcymi umysłami, burzliwych konsultacjach ze specjalistami od cywilizacji pozaziemskich, po wysłaniu niezliczonych sond kosmicznych, przerażających podróżach w czasie oraz przestrzeni, a ostatecznie przy akceptacji wszechpotężnego mózgu pozytronowego, a także samego Króla ! Aby nie komplikować zbytnio życia, proszę o korzystanie z narzędzia "twoja ocena", które udostępnił niedawno GOL !
10 – Perfekcja (Absolutna rewelacja)
9 – Bliski ideału (Świetne kino)
8-7 – Bardzo dobry (Solidne filmidło)
6-5 – Przyzwoity (Wart obejrzenia z kilku powodów)
4-3 – Przeciętniak (Nic specjalnego, można obejrzeć jeśli nie ma nic lepszego pod ręką)
2-0 – Beznadzieja (Szkoda czasu)
Poprzednia część wątku:
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=13195417&N=1
Porażające, szokujące i obrazoburcze alternatywne zakończenie PREDATORA 2 !!!
Oglądacie na własną odpowiedzialność !!!
http://film.org.pl/a/znalezione-w-sieci/predator-2-alternatywne-szokujace-zakonczenie-56171/
Chyba nie linkowałem tekstu o "Czarownicy": http://shadowmage.nast.pl/2014/06/czarownica-recenzja/
Zaskakująco przyjemne kino, spodziewałem się czegoś znacznie gorszego, np. w stylu "Królewny Śnieżki i Łowcy". Tutaj też przerabiana jest klasyczna baśń, ale bez przesady - ot tyle, żeby dodać coś nowego i zmienić akcenty na bardziej nowoczesne (szarości zamiast czerni i bieli). No i dobre aktorstwo Jolie - nawet jeśli w jednej stylówie ma tak podkreślone kości policzkowe, że można by nimi kroić chleb :D
300: Rise of an Empire - genialne. Pół punktu urwane tylko za brak charyzmy Temistoklesa.
Byłem wczoraj na nowych X-Menach...dawno się tak nie wynudziłem...:(
CROSSBONES Odcinek 1 ====> Kolejny serial o piratach, który rozczarowuje i zabija nudą :( Niestety, nie ratuje go nawet Malkovich. Z racji bitwy morskiej na dużo słabszym poziomie niż w Black Sails daję jeszcze niższą notę.Czuję, że temat serialu o piratach zniknie na jakiś czas. Ja Crossbones odpuszczam.
Yans => a ja sobie pozwole sie nie zgodzic - chyba!. Pierwszy odcinek Crossbones bardzo mi sie podobal - poniekad bardziej niz Black Sails - no ale zobaczymy dalej. 2gi juz jest :) wiec moze za kolejne dwa odcinki bede w stanie ocenic - narazie bez oceny ;)
Tzymische ====> Mnie nie przekonało. I tak, jak Penny Dreadful chwyciło mnie już przy pierwszym odcinku, tak Crossbones zupełnie nie. A miałem nadzieję, że zmyje pomyje po Black Sails.
Cóż, pewnie zaraz dostanę burę, bo o tym filmie już z pewnością pisaliście i na dodatek wieszając na nim psy, ale jestem tu pierwszy raz, a noob ma swoje prawa :D
SNOWPIERCER
Cała koncepcja filmu jest dość mało przekonująca. Oto następuje katastrofa, nadchodzi nowa epoka lodowcowa, a niedobitki ludzkości znajdują schronienie w specjalnym pociągu, który stanowi samowystarczalny ekosystem.
Każdy, nawet mało rozgarnięty gimnazjalista, znajdzie na dzień dobry mnóstwo dziur w tak przedstawionej dystopii. Kilku motywom można zarzucić brak logiki, a mimo wszystko film się broni i działa na wyobraźnie. Od bardzo dawna nie oglądałem tak bezkompromisowego kina. Do tego dochodzi świetny montaż i praca kamery. Kilka oryginalnych i pomysłowych ujęć. Oraz to nieuchwytne coś, co zawsze znamionuje twarde SF, a jest połączeniem epickości, nutki absurdalnego szaleństwa oraz przede wszystkim symboliki.
No i jest jeszcze Tilda Swinton. Ciągłe powtarzanie, że to niesamowita aktorka, zaczyna być już nudne, ale znowu stworzyła tu kreację, która przykuwa uwagę. Jej postać jest tak niezwykle groteskowa, że zapada w pamięci na długo.
Grand Budapest Hotel
Fantastyczny film. Ciezko mi w sumie okreslic gatunek - taki troche pure nonsens, troche rozrywkowy - troche komedia, troche dramat.
Ale napewno genialnie zagrany - KAZDA postac jest majstersztykiem -
Ralph Fiennes - rewelacyjny, do tego kazdy kto sie pojawia - od Tildy Swinton, przez Adriana Brody poprzez Edwarda Nortona czy Billa Murraya i Jeffa Goldbluma - po genialne role Harveya Keitela i Willema Defo.
Do tego fantastyczne one-linery i kupe interesujacego humoru rodem z za zelaznej kurtyny.
goraco polecam.
NajPhil ====> Gwoli ścisłości, to katastrofa nie następuje sama tylko ludzie sobie ją sprytnie sprokurowali ;) I wcale nie wieszamy psów na Snowpiercerze, ponieważ na przykład ja dałem dokładnie taką samą ocenę (8) jak Ty w tej części wątku:
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=13142634&N=1
PS. Witamy wśród OBCYCH ;)
Tzymische ====> DZIĘKI !!! Moja małżonka mnie usilnie namawia na ten film, a ja podchodziłem do niego jak do jeża ;) Teraz muszę go przesunąć, gdzieś na początek kolejki :D
a nawet Willem Dafoe ;P
Yans => ja podchodzilem z jakas taka niechecia - ale nie moglem sie oderwac :) i nawet nie czytalem w trakcie ogladania co mi sie rzadko zdarza :P
Paudyn ====> Właśnie dlatego, bo często jak się nie ma pomysłu na film, to ładuje się ze dwie tony topowych gwiazd do niego i liczy, że to wystarczy.
Ja też omijałem jakoś ten film. No ale może się zdecyduję :)
Obejrzałem pierwszy odcinek Crossbones. Nie zaciekawił mnie, więc sobie daruję.
Paudyn ====> The Counselor - Ridleya Scotta
Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.
Obejrzałem ostatnio dwa seriale, które chyba tylko przypadkowo nosiły ten sam tytuł.
Pierwszy z nich to Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D. odcinki 1-15. Nuda, sztampa, klisze, kompletne niewykorzystanie potencjału i poziom siódmego sezonu Smallville (jeżeli ktoś nie dotrwał – to bardzo słaby sezon). Oglądałem, z każdym kolejnym odcinkiem tracąc wiarę w Jossa Whedona. A już kompletnie zniechęcało mnie rozpaczliwe wrzucanie do fabuły motywów, które miałyby rację bytu koło trzeciego sezonu, czyli zróbmy odcinek „jesteśmy jak rodzina i skaczemy za sobą z samolotu bez spadochronów” w momencie, kiedy grupa bardzo źle napisanych postaci zna się kilka tygodni. Przetrwałem to tylko siłą woli i wiarą w Jossa, wciąż głowiąc się, jak można było to tak zepsuć.
Drugi serial też nazywa się Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D., tyle że ma numery odcinków 17-22. Lista płac może sobie mówić, co chce – jestem pewien, że robili go zupełnie inni ludzie. Serial jest świetny, doskonale napisany, trzyma w napięciu, ma ciekawe postacie, co chwila robi zmyłkę (odcinek 17 nawet nazywa się „Turn, turn, turn”), tu puści oczko, tam zrobi inteligentne nawiązanie i najzwyczajniej w świecie ogląda się go z przyjemnością. Rękę Whedona czuć na kilometr (bo wszystko, co dobre, to na pewno od niego). Twórcy walnęli nawet w wywiadzie coś w stylu „te pierwsze kilkanaście odcinków było tylko podprowadzeniem i od początku planowaliśmy taki numer”, co próbowali uwiarygodnić jeszcze tym, że z wielkimi zmianami celowali w premierę nowego Kapitana Ameryki, ale nieoznakowane groby poprzednich scenarzystów sugerują coś innego. Mistrzostwem jest dla mnie takie zmienienie najbardziej nieznoszonej przeze mnie postaci, że nagle zacząłem się zastanawiać, czy te wszystkie rzeczy, które robiła na początku sezonu nie były jedną, wielką ściemą, żeby tylko lepiej wypaść w tym drugim serialu.
(odcinek 16 pominąłem, bo nie pasował mi do tezy, ale jak patrzę po szalonym wzroście ocen na tv.com, to ludzie uważają go raczej za część serialu nr 2)
Pierwszy serial – słaba czwórka. Drugi – podchodzi pod ósemkę (w kategorii nerdowska rozrywka dla nastolatków, ale jednak). Średnia 6, ale Whedon ma +1 za całokształt.
czyli to nie tylko moje wrazenie ze ten serial produkowaly dwie rozne grupy ludzi ;)
Obejrzałem kiedyś pierwszy odcinek i dałem spokój. Ja już naprawdę zaczynam rzygać superbohaterami. Dodatkowo mam wrażenie, że ludzie zafascynowani komiksami są jacyś bezrefleksyjni i nie za bardzo umieją już odróżnić chłam. Ja nie czytam graficznych powieści, ale sporo moich znajomych to rajcuje i co i raz słyszę o jakimś zeszycie, który jest świetny, mroczny, w którym traktuje się czytelnika jak dojrzałego i samoświadomego odbiorcę, w którym jest dramat i moralne rozterki godne "wyboru Zofii".
I ja wierzę, że są wartościowe rzeczy w tym komiksowym świecie, ale przy każdej ekranizacji - czy filmowej czy telewizyjnej - nic z tego nie widać. Zostaje tania kolorowa popelina, scenariusze pisane na gimnazjalistów i wszystkie do siebie podobne. Ja w tych masowo już produkowanych dziełach widzę tylko kolesi w żenujących strojach, w których nawet wojujący transwestyta wamp by się wstydził chodzić. I rozterki typu - "och, ona mnie kocha, ale ja mam obowiązki względem ludzkości", "straciłem swoje moce, co robić", "ten zły jest taki silny, muszę w sobie znaleźć pokłady dobra, bo dobro zawsze zwycięża", "gdzie jest, kuźwa, mój beret?!".
NajPhil => well, po 1 - ten serial to ciezko nazwac serialem o super bohaterach. Pierwsza czesc (1-15) to idiotyzm traktujacy o bandzie kretynow, druga czesc (16-22) to w sumie miejscami niezly serial akcji osadzony w czyms na ksztalt swiata Marvel. - i tyle.
Po 2 - jesli dla ciebie komiks = superbohaterowie - to w sumie ciezko tu dyskutowac , bo pomijasz co najmniej 50% tresci komiksow, ktore o superbohaterach w zaden sposob nie traktuja.
Nie wspominając o tym, że od dłuższego czasu większość "superbohaterskich" komiksów to praktycznie dekonstrukcja gatunku. Wprawdzie z różnym skutkiem, ale nijak ma się to do dawnych lat. To jakby oceniać Bondy z Craigiem po obejrzeniu tylko tych z Moorem.
Paudyn ====> A dlaczego nie ? Sporo topowych gwiazd, a film średni. Ja z kolei mogę podać jako przykład "Tajne przez poufne". Część obsady nawet się pokrywa z GBH.
[25] Ale ja tu piszę o wysokobudżetowych ekranizacjach, które głównie sięgają bo temat superbohaterów.
Watchmen było genialne i to na wielu płaszczyznach. Jak wyszła wersja rozszerzona, to obejrzałem ją dwa razy. Tym bardziej mi żal, że takie perełki to tylko jakieś rzadkie przebłyski czegoś ambitniejszego w temacie.
Akurat ekranizacja Watchmenów spłyciła historię i rysy postaci niesamowicie. Z oryginału została otoczka i szkielet historii. Końcówka Tales of the Black Freighter idealnie pokazuje, jakie podejście do tematu miał Snyder. Biorąc pod uwagę materiał źródłowy, już taki TDK podszedł do tematu w bardziej dojrzały sposób.
Mephistopheles => mozna polemizowac, mozna sie czepiac braku osmiornicy itp. Ale jednak - byla to dobra ekranizacja - i jesli chocby jedna osoba siegnela po komiks po obejrzeniu - to jestem zadowolony.
Trzeba pamietac ze pewnych rzeczy nie da sie przelozyc idealnie. Dla mnie z Watchmenami jest jak z LotR filmem - nie wazne czy wyszlo super idealnie (bo nie wyszlo) wazne, ze dzieki temu filmowi duzo ludzi siegnelo po ksiazki (lub komiksy)
Ośmiornica na ekranie by się nie spisała. To nie jej brak doskwiera najbardziej.
spoiler start
- Rorschach, który z jebniętego faszysty zabierającego Molochowi ostatnie leki "bo niedozwolone, a teraz zdychaj" zamienił się w Punishera
- naładowana symboliką przemiana Rorschacha zmieniona w rzeźnię, "żeby głupim widzom nie kojarzyło się z Saw"
- Ozzy, który nie miał najmniejszych wątpliwości co do słuszności swojego planu
- Comedian, któremu wycięto najważniejszą kwestię w budowie jego postaci ("I'm sorry.")
- bezsensowna podmiana kwestii Dr. Manhattana i Silk Spectre pod koniec filmu, która psuje całe założenie "Nothing ever ends."
- ten nieszczęsny Black Freighter, z którego Snyder ewidentnie ni chuja nie zrozumiał
spoiler stop
I tak dalej... To nie są rzeczy, których nie dało przenieść się na ekran. Tym bardziej, że sporo innych zbędnych scen jakoś się tam znalazło (półgodzinne ruchanie NO i SS, śmieszne bijatyki z teledyskowym montażem). A to, że każdy z wymienionych elementów jest szczegółem, nie ma najmniejszego znaczenia. Największym atutem oryginału była konstrukcja, w której każdy element miał swoje znaczenie. Powiedziałbym nawet, że suma tych szczegółów wpływa na odbiór Watchmenów w dużo większym stopniu niż historia jako taka.
Czy film sam w sobie jest "zły"? Pewnie nie. On jest - jak to ładnie ujmuje się językiem Szekspira - "dumbed down". Miejscami dość mocno "dumbed down". To samo w sobie pewnie i bym zdzierżył, gdyby nie fakt, że od chwili premiery film służy w internecie za bałwochwalczy przykład "ambitnej" ekranizacji komiksów, mimo że ambicja Snydera kończyła się na przeniesieniu na ekran kolorowych obrazków i dialogów, których nawet nie zrozumiał.
Yans - jesli 2, w porywach 3 to sporo, to ok, ale i tak nie ma startu do Budapesta :>
I potwierdzam - Tajne przez Poufne to doskonaly film :P
Mephistopheles => a nawet kilka innych brakuje rzeczy - i sie zgadzam. Wiesz relatywnie patrzac to na tle perelek typu Daredevil ;) czy nawet Iron Meny - to jest ambitna ekranizacja - ja osobiscie uwazam to za dobra ekranizacje. Ale mowie - mnie zalezy zeby ludzie siegali po ksiazki i komiksy - i nawet Przygody Sama Gamgee aka LotR maja dla mnie wysoka jakosc wlasnie z tego wzgledu - ze sa ludzie ktorzy siegneli po ksiazki (albo komiksy) :) a ze Snyder zrobil co zrobil? no coz... nie spodziewalem sie niczego innego (ale ja goscia po prostu nie lubie :P )
Yans => W sumie jesli Burn After Reading ci sie nie podobalo - to nie wiem czy sieganie po Grand Budapest to dobry pomysl - te filmy, mimo zupelnie roznych scenariuszy, historii, zupelnie roznych rzeczywistosci wbrew pozorom sa sobie bardzo bliskie :D
Z tą zachętą do sięgnięcia po komiksy, to akurat fakt. Do dziś uważam, że to jedyna dobra rzecz, jaka wynikła z popularności tej telewizyjnej szmiry, jaką jest TWD.
Co do Snydera - wystarczy obejrzeć z nim jakikolwiek wywiad. To dzieciak w ciele dorosłego. Powinni zakazać mu kręcenia czegokolwiek, co miałoby zaangażować używanie szarych komórek podczas seansu. Bo napierdalanki (300, większość MoS) wychodzą mu akurat dobrze.
Zanim obejrzałem TWD byłem absolutnie przekonany, że dobry serial musi mieć dobrą fabułę, ciekawe postacie i dobry scenariusz. Ale TWD wyleczyło mnie z tych młodzieńczych przeświadczeń. Scenariusz jest koszmarny, postaci żenujące, wszystko działa jak sklejone na ślinę, a od ekranu nie mogłem się oderwać.
Komiks TWD to znakomita rzecz, ale z serialem ma wspólny tytuł, założenia początkowe i imiona postaci :)
Watchmeni filmowi - tu mam zgryz, bo mnie ekranizacja zwyczajnie znudziła. Nie przeszkadzały mi specjalnie uproszczenia, ale może dlatego, że nie miałem żadnych złudzeń, co do Snydera. Ot, ze świetnego komiksu zrobił przeciętny film z kilkoma ładnymi wizualnie scenami. Toczka w toczkę jak z "300".
Z TWD już zupełnie dałem sobie spokój, bo szkoda nerwów, czasu i szarych komórek. Dla mnie film / serial może być sobie głupi, może mieć irytujących bohaterów, słabe dialogi itp. Po prostu wtedy ocenię go nisko. Ale jeśli tylko konstrukcja trzyma się kupy, akcja ma jakieś tam (nawet i głupie) uzasadnienie, a kolejny odcinek nie jest retconem poprzedniego, da się to zdzierżyć. Choćby po to, żeby móc później wyżyć się na forum (bądź co bądź, ze znęcania się nad takim Prometheusem, miałem spory ubaw). Domęczyłem do końca Prison Break, Heroes, czy Dextera, mimo że każdy z tych seriali robił się pod koniec już żenujący. W walce z TWD poległem w finale trzeciego sezonu. Po prostu... nie...
ja sie przyznam bez bicia ze poleglem na 2 czy 3 odcinku. Jakos po prostu mi nie podszedl serial - aczkolwiek, wynika to glownie z tego ze jak slysze 'zombie' to mi sie niedobrze robi. A odcinki ktore widzialem byly pelne 'zombie'.
A propos TWD, to na pewno ucieszy Was poniższy news :)
Za Hatakiem:
"The Walking Dead" planowany na 12 sezonów
David Alpert - producent wykonawczy "The Walking Dead" uważa, że jego serial pozostanie w ramówce AMC przynajmniej przez kilka kolejnych lat.
Podczas panelu "Produced By", w którym wzięli udział producenci seriali "The Walking Dead", "Detektyw", "Homeland" i "Hannibal", jeden z twórców serialu AMC - David Alpert ujawnił plany związane z długością emisji najpopularniejszego amerykańskiego serialu o zombie.
- Uwielbiam pracować nad materiałem źródłowym, a przy "The Walking Dead" tak własnie robimy. W tej chwili mamy świetne pomysły i wiemy o czym opowiadał będzie 10. sezon. Mamy też rozpisaną historię na 11. i 12. serię. Koncept jest gotowy, podobnie jak kluczowe momenty w fabule. Mam nadzieję, że będziemy mieć tyle szczęścia, by tam dotrzeć - powiedział Alpert.
O ile oglądalność "The Walking Dead" będzie dopisywać (a obecnie jest znakomita), to produkcja AMC nie musi martwić się o swoją przyszłość. "The Walking Dead" w ramówce powinien gościć wiele lat, podobnie jak jego spin-off, którego premiera planowana jest na 2015 rok. Z piątą serią "The Walking Dead" powróci w październiku.
12 sezonów
Niewiem co ludzie widza w TWD dlamnie to poprostu Dynastia z zombie theme, wymieklem po paru odcinkach :P
Na skraju jutra - zaskakująco przyzwoite. Dużo naparzanek, mało smętów, scenariusz jako-tako się trzyma, bzdur logicznych (jak już zaakceptujemy pomysł Dnia Świstaka wywoływanego przez obcych) stosunkowo niewiele. Jest akcja, jest tempo, jest Cruise na koturnach i kilka powtórzeń zgrabnie się wyginającej Emily Blunt.
No cóż, odwaga, żeby nie rzec brawura - ja oglądam TWD :D
Kiedy reklamowano ten serial przed premierą, mówiono, że będzie to realistyczna wizja człowieka w obliczu globalnej katastrofy. Brałem te przechwałki z przymrużeniem oka, bo wiele już takich zapowiedzi słyszałem.
Jednak to jest jedyny serial, który spełnił te obietnice. Jedyny, w którym moralne rozterki nie przesłaniają pragmatyzmu. Jedyny, w którym nie wkurzam się na głupotę bohaterów. Są mocniejsze i słabsze odcinki, jednak wszystkie trzymają pewien poziom, nie obrażają inteligencji widza, nie słodzą odbiorcy i nie tworzą sztucznych problemów tylko po to, by ukazać szlachetność głównych bohaterów, z tym pokutującym humanistycznym przekonaniem, że świat wokół może się walić i palić, ale my musimy zachować człowieczeństwo.
Cała otoczka - czyli zombie - absolutnie nie jest tu ważna. To tak naprawdę mogłyby być golasy z widłami zamiast penisa albo dziewczynki atakujące pierogami. To jest tylko tło, które ma usprawiedliwić apokaliptyczną wizje świata oraz być nieustannym i realnym zagrożeniem dla wszystkich bohaterów. Dlatego większość miłośników zombie odpadła po kilku odcinkach. To co najważniejsze, czyli opowieść o ludziach ich przemianie, zatracaniu wartości, traumach, decyzjach, mierzeniu się z konsekwencjami własnych czynów, twórcy przedstawili w sposób niezwykle przekonujący, odważnie mierząc się z tematem. A do tej pory nikt nawet nie próbował tego robić.
Ja też oglądam The Walking Dead i nie wieszam psów :p Po części zgadzam się z NajPhilem (nie zgadzam się, że zombie nie są ważne, bo dla mnie najważniejsze :) W kilku ostatnich odcinkach byłem naprawdę zaskoczony, że twórcy serialu zdecydowali się na bardzo brutalne i politycznie niepoprawne rozwiązania.
Są mocniejsze i słabsze odcinki, jednak wszystkie trzymają pewien poziom, nie obrażają inteligencji widza
Chyba oglądaliśmy różne TWD, bo w tym "moim" bohaterowie co chwilę podejmowali idiotyczne decyzje, łazili bez celu z kąta w kąt, a ich zachowanie było tak irracjonalne, że wypadało się zastanowić, jakie substancje zażywali wcześniej scenarzyści. Jakoś nie doszukałem się "pragmatyzmu" w odcinku, w którym Rick i ten koleś udający Gubernatora przez godzinę siedzieli przy stole tylko po to, żeby rozejść się jak para dżentelmenów ze stwierdzeniem, że idą na wojnę. Nie wspominając już o tym, że twórcy mieli w dupie spójność historii i świata przedstawionego (na początku zombiaki zachowywały wspomnienia, biegały, wspinały się itp.), a tempo akcji ma tylko dwa biegi - napierdalanka lub pół godziny nudnych dialogów o niczym.
To jest tylko tło, które ma usprawiedliwić apokaliptyczną wizje świata oraz być nieustannym i realnym zagrożeniem dla wszystkich bohaterów. Dlatego większość miłośników zombie odpadła po kilku odcinkach. To co najważniejsze, czyli opowieść o ludziach ich przemianie, zatracaniu wartości, traumach, decyzjach, mierzeniu się z konsekwencjami własnych czynów, twórcy przedstawili w sposób niezwykle przekonujący, odważnie mierząc się z tematem. A do tej pory nikt nawet nie próbował tego robić.
Eee... Nie.
Miłośnicy zombie znają to wszystko od 1968 i to właśnie takie produkcje cieszyły się wśród nich zawsze największym uznaniem. To zupełne świeżaki nagle (z niemal półwiecznym poślizgiem) odkryły, że filmy o zombie nie muszą być tylko o waleniu trupów łopatą po ryju i od premiery serialu z zapałem neofity rozgłaszają to światu.
Wszystko, o czym piszesz istnieje w komiksie TWD, który wychodzi już od ponad 10 lat i liczy sobie ponad 120 zeszytów. Serial ma się do komiksu jak wspomniana ekranizacja Watchmenów do oryginału. Albo nawet nie - o filmie Snydera jednak trochę dobrego można powiedzieć.
O wielki, o mądry, o wszechstronnie zapoznany z wszelką wiedzą na temat zombie, częściowo zapewne też z autopsji. Nie śmiem teraz zabierać głosu i przerywać Twojej tyrady, bo wszak wiadomo żem tylko skromny neofita, który nie ma nic do powiedzenia.
A nie, moment... Jakbym, kuźwa, nie czytał wstępu do tego wątku, nie ma tam słowa o tym, że jest to coś dla komiksiarzy. Pomijam więc wszelkie odniesienia, że TWD w wersji papierowej zjada ekranizację na śniadanie, bo to medium zupełnie mnie nie interesuje.
Ja oceniam tylko i wyłącznie serial i dla mnie nie ma innego telewizyjnego show, które by tak odważnie, tak bezkompromisowo, z tak dużym zacięciem opisywało zmianę ludzkich postaw w obliczu zagłady, odrzucenia na nic się już nie przydającej moralności na rzecz pragmatyzmu, a wszytko to podane w bardzo surowym sosie.
Nie czerpiesz przyjemności z oglądania tego serialu? To Twój problem.
Komiksu przeczytałem całkiem dużo (3/4 pierwszego tomu kompendium): fajny był, ale do czasu - później już powtarzane były te same zagrania. Przy serialu wymiękłem po kilku losowych odcinkach. Słabizna.
Miłośnicy zombie znają to wszystko od 1968 i to właśnie takie produkcje cieszyły się wśród nich zawsze największym uznaniem.
NajPhil ====> Serial TWD jest na podstawie komiksu TWD i nie da się tego odseparować. To tak, jakbyś chciał zupełnie odseparować ekranizację LOTRa od książek.
Dla mnie, pierwsze kilka tomów komiksu były naprawdę fajne, a później wszedł na jakieś mielizny pseudopsychologiczne, % udział zombie spadł do granicy krytycznej i odpuściłem sobie. Z serialem chwilami jest podobnie ale zawsze trafi się jakiś lepszy odcinek i jakoś tak go ciągnę dalej. Ale żeby goście dociągnęli do 12 sezonu, to nie chce mi się wierzyć ?!?! Chyba by musieli wymienić niedługo całą ekipę i wziąć jakichś zombienapalonych świeżaków !
PS. Zawsze mnie wkurza, jak np. w filmie o zombie twórcy próbują udowodnić, że to pseudopsychologiczne pierdy są najważniejsze albo w filmie o Batmanie czy Supermania, to ich wewnętrzne rozterki są najważniejsze i robią z tego kiszkowaty melodramat ! Jak bym chciał coś takiego oglądać, to bym wziął nie TWD czy innego superbohatyra tylko "Przeminęło z wiatrem" czy inną "Dumę i Uprzedzenie" Amen :)
[55]
Pierwsze trzy akapity to jedno wielkie argumentum ad hominem, które nijak ma się do poruszonego tematu. Trochę dziwne, skoro sam nie masz problemu z wrzucaniem miłośników zombie do wora "dla nich TWD był zbyt ambitny".
Nie czerpiesz przyjemności z oglądania tego serialu? To Twój problem.
Problemem to może być rak żołądka, zepsuta pralka albo pies sąsiada srający komuś na trawnik. Słabość TWD to nie jest mój "problem".
[57]
Przypomnij sobie, jakie trzy filmy pewnego reżysera pojawiały się zawsze w rankingach najlepszych produkcji o zombiakach.
Organista lubi ogórki, a ksiądz organisty córki.
TWD (serial) ma mnóstwo, mnóstwo minusów, ale jeden zasadniczy plus - wciąga. Mef ma rację, że bohaterowie zachowują się irracjonalnie, a dziur w fabule więcej niż skwarek w dobrej kaszy. Ale pomimo to, nie przegapiłem żadnego odcinka. Więc COŚ muszą robić dobrze.
Mef --> Spójrz na to w ten sposób: nawet jak nie podoba Ci się TWD, to pomyśl, że dzięki niemu kolejny offowy twórca przychodzący ze scenariuszem na zombiehorror, będzie mógł powiedzieć "Patrzcie, to jak TWD, tylko lepsze" i łatwiej znajdzie kasę na produkcję. Win-win.
Ide o zaklad, ze trylogia w rankingach jest tam bardziej za sprawa bycia klasykiem i prekursorem, a nie dlatego, ze jest taka zajebista.
To dokladnie tak, jak z Wladca Pierscieni. Znajdzie sie w kazdym zestawieniu, ale po latach i przerobieniu masy innych dziel nie robi juz takiego wrazenia.
A zupelnie od siebie - Romero obejrzalem raz i moze kiedys kiedys do tego wroce, jak sie porzadnie nababluje, bo na trzezwo strasznie sie meczylem :D
..."Patrzcie, to jak TWD, tylko lepsze" i łatwiej znajdzie kasę na produkcję - Tego chyba nikt nie waży się podważyć !!!??? :D I generalnie,w kwestii TWD, zgadzam się z Kermitem w 99,99% ;)
PS. Ale nam zombiaki rozgrzały wątek !!! :D
[60]
Pojęcie guilty pleasure jak najbardziej rozumiem. Sam lubię od czasu do czasu obejrzeć jakiegoś pierda od Tromy. Ale Lloyd Kaufman nie wciska widzom kitu, że obcują z wyjątkowym dziełem, obrazującym ludzkie dramaty i w wiarygodny sposób przedstawiającym losy walczących o przeżycie jednostek, które miałyby służyć za komentarz społeczny. Gdyby po prostu poszli na całość i zrobili z serialu jedną wielką rzeź, TWD miałoby jeszcze mniej wspólnego z oryginałem, ale też zyskałoby sporo w kategorii czysto rozrywkowej (jak choćby odcinek 03x01, który był zadziwiająco dobry). Po prostu nie jestem w stanie zdzierżyć takiej dziwnej hybrydy jednej i drugiej postawy, która wykorzystuje niewiele zalet obydwu, ale za to kumuluje wszelkie ich wady.
[61]
Według mnie tamtej trylogii jak najbardziej należy się uznanie. Ale nawet abstrahując od poziomu "zajebistości", to wspomniałem o niej w kontekście filmów o zombie, w których nacisk kładziony jest na ludzką psychikę i walkę o przetrwanie. I faktu, że ten motyw towarzyszy zombiakom praktycznie od początku, odmówić nie sposób.
Witam wszystkich. Skoro jedziecie o Walking Dead, to dorzuce swoje 3 grosze. Nie znalem komiksu, ale duzo oczekiwalem od tego serialu. Za duzo najwyrazniej. Zamiast ciekawej fabuly i rozrywki otrzymalem przegadane flaki z olejem. O ile pierwszy sezon byl jeszcze jako-taki, to drugi mnie zameczyl na smierc i nie dobrnalem nawet do konca. Plusik za przemoc, nietuzinkowe akcje - smierc nie wybiera. Ale te pseudofilozoficzne problemy i egzystencjalne rozterki - do wyrzygania przesadzone. Mialo byc gleboko i emocjonalnie - wyszla kiszka. Dluzyzna, wychodze z kina.
Mef --> Jeżeli chcesz pogadać o guilty pleasure, to ja chętnie porozmawiam o "Pamiętnikach wampirów". Tam to dopiero jest przekroczenie oczekiwań - z głupawej opowiastki dla nastolatek błyskawicznie rozwijają się w serial, który co odcinek zabija kolejną postać. Czasami wielokrotnie, bo są sposoby na rezurekcję.
George Romero już dawno przestał być autorytetem. Wystarczy wspomnieć o tym, w jaki sposób potraktował swoje "dziecko" w filmie "Ziemia żywych trupów". Sam fakt bycia "ojcem zombie" tego nie zmieni, bo to tak, jak powoływać się na mądrości wychowawcze tego kolesia, co zostawił ostatnio córkę w samochodzie.
I powtórzę jeszcze raz, mnie zombie w tym serialu nie są do niczego potrzebne. Oglądam, bo po pierwsze cenię twórców za odwagę i moim zdaniem wiarygodne przedstawianie ludzkich postaw. Te wszystkie gadki, które tak Was nudzą, dla mnie są tu istotą sprawy. Po drugie za sceny, dramaty, wybory, których ze świecą szukać w innych serialach.
Nikt o późniejszym Romero nie wspominał. Poza tym LotD i tak w sprawach dotyczących zombie był bardziej konsekwentny niż sam pierwszy sezon TWD.
Te wszystkie gadki, które tak Was nudzą, dla mnie są tu istotą sprawy. Po drugie za sceny, dramaty, wybory, których ze świecą szukać w innych serialach.
Fakt. Nigdzie indziej nie widziałem czegoś takiego, jak na obrazku obok.
hehehehe
ta scena miała sens, pokazywała kilka prawd o ludzkim zachowaniu. Przyznać trzeba, że w dość łopatologiczny sposób, ale ukazał, że ludzie mogą się ze sobą dogadać, zawsze znaleźć odnaleźć wspólny mianownik dla własnych przeżyć, czy sposobu myślenia (rozmowy pomiędzy członkami obstawy), a u źródeł wybuchających konfliktów, czy to w skali mikro czy makro, często stoi ego osób dowodzących.
A ich sztuczne i napuszone udawanie macho przed sobą nawzajem oraz swoimi ludźmi, fajnie się gryzło z ich późniejszym brakiem pewności i "samotnością przywódcy".
Nie mam pojęcia, czy ta scena była w komiksie, ale w serialu rzeczywiście trochę się dłużyła.
Dwa ostatnie ujęcia z obrazka wyraźnie pokazują, dlaczego cały odcinek sensu nie miał. I nie, prawdziwi ludzie tak się nie zachowują. W prawdziwym świecie jeden z dyskutantów leżałby martwy zanim zdążyłby się przywitać.
W komiksie niczego takiego nie było. Właśnie tam rządził pragmatyzm, o którym wspominałeś, a którego w serialu jest jak na lekarstwo.
Po stokroć bardziej wiarygodne były choćby postacie z Firefly, mimo że jednym z podstawowych założeń serialu było wykreowanie ekipy wykolejeńców, antybohaterów i zwykłych skurwieli, którzy z typową obsadą serialu nie mają nic wspólnego. Wystarczy nadmienić, że jedną z najbardziej przyzwoitych osób była tam dziwka.
i dlatego kochamy firefly a nie TWD a takze, dlatego tez Johnny Moron nie pokochal FireFly a kocha TWD.
Tzymische --> ...albo siedzimy okrakiem na barykadzie i cieszymy się tym, na co akurat mamy ochotę :)
Tzymische --> Raczej od tych wszystkich opinii, które trzeba w nią zmieścić, żeby w spokoju oglądać, co nam się żywnie podoba :)
NajPhil
ale ukazał, że ludzie mogą się ze sobą dogadać, zawsze znaleźć odnaleźć wspólny mianownik dla własnych przeżyć, czy sposobu myślenia (rozmowy pomiędzy członkami obstawy), a u źródeł wybuchających konfliktów, czy to w skali mikro czy makro, często stoi ego osób dowodzących.
Proszę cię, to brzmi jak z jakiejś maturalnej prezentacji.... Nie doszukuj się czegoś więcej w czymś co po prostu jest kijowe. Większość serialowych scenariuszy niestety cierpi na odkładaniu, bezsensownym modyfikowaniu lub w ogóle pomijaniu kulminacji wynikającej z konsekwencji poprzednich wydarzeń. Kurna nawet zajebiści Mad Meni na tym cierpią. Byle wypełnić minuty i odcinki czymś, żeby było zawsze np. 45 minut razy 24...
Mi TWD nie podszedl przez te moralne pierdy i pizdowatosc bohaterow, ktore nijak sie maja do rzeczywistosci, a ludzie to dzikusy co pokazuje historia i najlepiej to widac w starych SF np Madmax, Cyborg, Nemesis, nikt sie nie bedzie pierd... jak chodzi o zycie, wszystkie pacyfistyczne i mrolane mienty w swiecie postapokaliptycznym wygina w mgnieniu oka :P W przyrodzie wygrywa najsilniejszy zawsze tak bylo, jest i bedzie :)
Zarzuciłem sobie wczoraj The Machine. Całkiem, całkiem przyzwoity film w klimacie S-F lat 80tych. Czuć tu trochę Blade Runnera, Terminatora. Zwłaszcza gra świateł i muzykarobią fajny nastrój. Aktorstwo na wysokim poziomie. Co najlepsze widać, że to niskobudżetowy film, ale zrobiony perfekcyjnie. Mało CGI, ale jak już jest to masakruje:) Brakowało tylko tego "czegoś". Historia też jakaś super świeża nie była i może to był problem tego filmu. W sumie to się zastanawiam czy jeszcze mnie kiedyś coś (pozytywnie) zaskoczy w kinie:/
http://www.filmweb.pl/film/Maszyna-2013-659911
Bardzo mocne 6/10
A dzisiaj zarzuciłem wreszcie Europa Report za które zabierałem się od dłuższego czasu. Dupy nie urwało. Last Days on Mars mi się jakoś bardziej podobało pod względem klimatycznym (pomijając space-zombie :D)
Kupiłem za grosze w MM Coś i Dredd. Świetne filmy z klimatem. Oba 7/10.
Jak tak mają powstawać rimejki i prequele to jestem za.
Oglądaliście już The Raid 2? Trochę mnie przerażała jego długość - jedynka to była fajna rzeźnia, ale pod koniec już trochę męcząca - tutaj jak zobaczyłem te 2,5h to się złapałem za głowę. No ale przyznam, że minęło to całkiem szybko, choć bez kilku dłużyzn się nie obyło.
Generalnie film mnie trochę zaskoczył, może dlatego że kompletnie nic o nim nie wiedziałem przed seansem i zasiadłem do oglądania z przekonaniem, że będzie to podręcznikowy sequel spod znaku "więcej tego samego". A tu niespodzianka, bo jak jedynka była 100% kinem akcji, tak dwójka poszła zdecydowanie bardziej w stronę kina sensacyjnego. Rzecz jasna to czym zasłynął pierwszy Raid, czyli soczyste sceny naparzania po ryjach, też tu jest i nie wypada gorzej niż w poprzedniku. Kości się łamią, krew tryska aż miło, poziom brutalności utrzymuje bardzo wysoki poziom, ale nie ma żadnych wątpliwości, że proporcjonalnie do całości tych scen jest w sequelu znacznie mniej. Więcej jest za to gadaniny i różnorakich "długich ujęć" wyraźnie wskazujących na inspirację reżysera Only God Forgives. Mi się akurat OGF bardzo podobał więc nie narzekam, ale wydaje mi się że fani pierwszego Raida mogą kręcić nosem.
Ogólnie film okazał się, o dziwo, lepszy niż się spodziewałem (po części zapewne wynika to z tego, że oczekiwania miałem niskie i spodziewałem się kaszany lub zwykłego autoplagiatu). Choć skrócenie go o jakieś 0,5h na pewno by nie zaszkodziło.
NA SKRAJU JUTRA (Edge of Tomorrow) - Ekranizacja książki "All you need is kill" autorstwa Hiroshi Sakurazaka, to jeden z lepszych filmów SF jakie pojawiły się ostatnio na dużym ekranie. Mimo pochwał z różnych stron, nie spodziewałem się, że film aż tak bardzo mi podejdzie. Nie ma tu dużo pierdów, za to jest akcja i rozwałka ale nawet z sensem i całkiem zgrabnie zagranymi, zarówno głównymi, jak i pobocznymi bohaterami. Do tego mnóstwo sprzętu i wojska, mocno kojarzącego się (ale na plus) z Aliens, dobre sceny batalistyczne, szczególnie zrzut żołnierzy i lądowanie, naprawdę dobrze wpasowane scenki humorystyczne, nierozwinięty wątek miłosny, żadnych sprytnych, rozczulających dzieci, ani śmieszno-zabawowych Murzynów. Po prostu Żyj, Umieraj, Powtórz ! POLECAM !
Gatunek: AkcjaSci-Fi
Produkcja: AustraliaUSA
Premiera: 6 czerwca 2014 (Polska), 28 maja 2014 (świat)
Reżyseria: Doug Liman
Scenariusz: Christopher McQuarrie, Jez Butterworth, John-Henry Butterworth
Za udział najwięcej wzięli:
Tom Cruise jako Cage
Emily Blunt jako Rita
Brendan Gleeson jako Generał Brigham
Opis promo:
Rasa obcych przypuściła bezlitosny atak na Ziemię i rozpanoszyła niczym pszczeli rój, obracając w ruinę całe miasta. Tylko żołnierz, który został zamknięty w pętlę czasu, może je unicestwić.
FRANK
Premiera 11.07, ale były przedpremiery... Krótko napiszę, bo więcej będzie na gameplayu za jakiś czas. Świetny, niebanalny film. Tytułowy bohater to śpiewający dziwne rzeczy Fassbender, który lideruje zespołowi o niewymawialnej nazwie (klimat: indie-rock-pop-electro-progressive :P) i próbuje stworzyć dzieło życia. Ale nie dajcie się nabrać, to rudy Domnhall Gleeson jest głównym bohaterem filmu - próbuje nagrywac własną muzykę, ale dopiero spotkanie z Frankiem i ekipą odmieni jego życie.
Świetne połączenie humoru (miejscami absurdalnego) i cakiem poważnej tematyki związanej z ludzkimi osobowościami i zaburzeniami. Kolorowa historia z dobrym soundtrackiem i umiejętnie utrzymanym tempem. Dla miłośników czegoś niebanalnego :)
Jak widać gusta są bardzo różne, bo mój brat twierdzi, że "Na skraju jutra" to niezłe badziewie. A nowe "Transformersy" to jeden z najgorszych filmów jakie widział :)
Ja od siebie polecam "Jak wytresować smoka 2", klimat i grafika jak w części pierwszej, ale tematyka trochę bardziej dla dorosłych niż dla młodych widzów. Ogólnie jak najbardziej godny polecenia, bo to kolejna świetna produkcja Dreamworks. Ocena:
Ogladalem Sabotage z Arnoldem podczas seansu pekly mi oczy
Mi Sabotage sie podobał :) Zupełnie niekonwencjonalny film jak na Arniego :)
InGen -> wlasciwie niepodobalo mi sie to ze z filmu wyszlo jakies kino akcji moralnego niepokoju i wydaje mi sie ze postacie byly stanowczo przerysowane, powiedzialbym karykatura "elitarnej" jednostki. Sam Arnold juz chyba scapial dokumentnie ze w takich filmach gra, bo sam pomysl na film byl calkiem niezly, ale wykonanie i postacie w to zamieszane to guano do potegi N. Nawet hamburgery nie przyswoily sobie tego czgos 5.9 na IMDB i 42 na metacritic = straszny kasztan od ogladania pekaja oczy i mozna dostac raka :P
spoiler start
Raczej watpliwe zeby amerykanska "elitarna" jednostka do walki z narkotykami wygladala jak banda pijakow, cpunow i psychopatow + pani crackwhore :P
spoiler stop
Need For Speed - ja pierniczę, masakra. Film był reklamowany jako taki, który w przeciwieństwie do serii Fast & Furious będzie bardziej wiarygodny i bez wszechobecnej animacji komputerowej. Co z tego, jak zrobiono żenującego gniota. Fabuła woła o pomstę do nieba, logika zdarzeń zakrawa na kpinę - najpierw się spieszą, więc pędząc autostradą korzystają z dolewania benzyny "w biegu" - już pomijam to, że to nie jest możliwe - chwilę później już się tak nie spieszą, bo mają czas się zatrzymać na stacji, pójść spokojnie do kibelka. Uwielbiam filmy, w których wymyślane są sztuczne problemy tylko po to, by bohaterowie mogli w jakiś efektowny i karkołomny sposób wybrnąć z sytuacji.
Policja usiłuje zablokować wyścig robiąc z własnych samochodów bezzałogowe tarany, które spuszczają z pobocza celując w pędzące 200km/h bolidy - WHAT!!!!
A to wszystko z udziałem Aarona Paula, który jest żenującym aktorem. Nieziemsko wręcz przecenianym przez fanów Breaking Bad.
Ten film nie powinien się nazywać NFS, tylko SNK - syf na kółkach. :D
Kilgur => musze to zobaczyc :)))
Pojawily sie preAir piloty Constantine i Flash. To drugie to taki Arrow z innym bohaterem. Constantine - wyglada jak extended wersja trailera. Generalnie trailer ma wszystko to co Pilot/Preair. Podejrzewam ze beda przemotowywac calosc. Narazie jest hmm tak sobie, ale moze cos z tego bedzie.
The Last Ship => zapowiada sie (jako serial) calkiem niezle. Szczegolnie po 2 pierwszych odcinkach. Po 3 - hmm troszke gorzej bo imho pojawienie sie bad guyow z dup..y troche zepsulo nastroj. Ale mimo wszystko polecam - moze sie rozkreci na cos fajnego :).
W serialu gra Rhona Mitra - ktorej imho botox troche zaszkodzil ;) ale jest tez Jayne Cobb (czy tam Adam Baldwin), ktory wyraznie przesadzil z maslem ;) - i ten koles ktorego twarz poznacie ale za ch... nie wiem jak sie nazywa ;).
Sabotage - może i coś by z tego było, gdyby ktoś to reżyserował. A tak wyszła niskobudżetowa amatorszczyzna. Ocena powinna być niższa, ale dodatkowy punkt za ostatnią scenę, która mnie rozbroiła :)
Reasumując: najsłabszy film Arniego po powrocie.
Noah - całkiem mi się podobał. Jako historia i wizualnie. Dobra robota panie Aronofsky.
Transcendence - kawał dobrego SF. Bardzo rzadko coś takiego się teraz kręci. Może trochę za powolne jak na dzisiejsze czasy.
OCULUS - Po film sięgnąłem głównie ze względu na Starbucks, tzn. Katee Sackhoff. Niestety, nawet ona nie ratuje tego filmu, a wręcz nasuwa się myśl, że jednak powinna trzymać się ról typu Starbucks lub Dahl z RIDDICKa. A przynajmniej mi tak pasuje. A sam film opowiada o wielkim, "starym w ryj" lustrze, które jest w śjakiś sposób nawiedzone i potrafi wypaczać ludzkie zachowanie, manipulować ludzkimi zmysłami i całkiem sprytnie broni się przed zniszczeniem. Film jest słaby, przewidywalny, chyba ani razu nie poczułem choć odrobiny gęsiej skórki i sam nie wiem jakim cudem obejrzałem go do końca ?! Czyżbym został zmanipulowany przez to cholerne lustro ?!?! Jak nie macie nic lepszego pod ręką lub chcecie obejrzeć "lajtowy" pseudohorrorek, to można obejrzeć,w innym razie szkoda czasu. Moja ocena 3/10.
Oculusa aż tak nisko bym nie oceniał. Mam przesyt filmami z nawiedzonym domem i rodziną, której któryś członek zaczyna wariować, a tu, głównie dzięki temu zabiegowi z mieszaniem wspomnień, jakoś dotrwałem do końca.
Dzisiaj trafiłem na zapowiedź nowego filmu. Mam straszną słabość do wysokobudżetowych filmów katastroficznych, więc na pewno sobie obejrzę.
https://www.youtube.com/watch?v=O1Pvur_oP-g
Dla mnie, to mieszanie wspomnień i innych rzeczy służyło głównie ukryciu słabości scenariusza i braku logiki w postępowaniu bohaterów, a powinno budować nastrój i serwować mocne sceny.
A co do EPICENTRUM, to taki TWISTER tylko podkręcony kilka razy. Same sceny rozwałki pewnie będą fajne ale scenario, to już widać sztampa do 10 potęgi. Świat się wali, a ojciec pędzi uratować syna, eeee, no tak POJUTRZE było już tak dawno, że nikt nie pamięta takich szczegółów ;)
zakladam ze teraz wydawcy juz wogole nie zatrudniaja tlumaczy tylko robia google.com/translate ?
Divergent - kolejna ekranizacja powieści dla młodzieży, porównywana do Igrzysk śmierci. Młodzi bohaterowie, dystopia pełną gębą, romans, przyjaźnie, zdrady i rywalizacja. Ale i tak obejrzałem (pierwsze półtorej godziny nawet z zainteresowaniem), bo przynajmniej nie było superbohaterów, a w dzisiejszych czasach film SF bez kolesi w obcisłych wdziankach to taka rzadkość, że warto doceniać próby pójścia pod prąd.
Baaardzo powoli przybliża się premiera nowego MAD MAXa. Tym razem, pokazano pierwszy, oficjalny plakat. Dla mnie git !
Yans => no zobaczymy, trzymam kciuki mimo ze nie lubie Toma H. i nie chodzi o Hanksa ;). Koles jest strasznie mdly i smutny jak para brudnych gaci. ;-)
Tzymische ====> Niestety wiążę spore nadzieje z nowym MM, co zazwyczaj kończy się klapą. Oby tym razem ten mechanizm nie zadziałał. A obok coś odnośnie kolejnego filmu, an który czekamy ;)
"Crossbones" zakończone na 1. sezonie. Co było do przewidzenia. Kolejny serial o piratach poszedł na dno i chyba nikt prędko się nie weźmie za ten temat.
Carter i 20th Century Fox odgrzebują "Z Archwiwum X". Prawdopodobnie będzie to tak zwany reboot czyli zapominamy o starym ZAX i tworzymy nowe od początku.
@ LOBO
a mi przypomina smutnego chorego psychicznie gościa, któremu wydaje się, że jest batmanem :P Affleck to mógłby zagrać nażelowanego Supermana, a nie Batmana, ma za okrągłą szczękę i za bardzo przypomina miłego clooneya, który był najgorszym batmanem ever :P
HUtH => Kilmer byl tak samo dobry (albo raczej tak samo zly) jak Dzordz.
a Affleck to sie moze na batmana nadac - bedzie drewnianie i beznadziejnie :D (zupelnie jak w duzej czesci komiksow)
[109]
No tak w sumie to w stroju batmana każdy wygląda jak chory psychicznie.
Jestem spokojny o nietoperza, bo pamiętam podobne brzęczenie gdy okazało się że pajaca ma zagrać kowboj pederasta.
@ Tzymische
O Kilmerze to już zapomniałem... zupełnie nijaki
@ meelosh
haha, coś w tym jest, co za pomysł nosić maskę na połowę twarzy ze śmiesznymi uszkami, lol.
Nowego Batmana ocenię jak zobaczę, no ale muszę przyznać że ten podbródek z postu [107] trochę przypomina...dupę:-D ---->
Od skojarzenia do skojarzenia:
https://www.youtube.com/watch?v=qatmJtIJAPw
Hercules - zaskakująco przyjemna napierdalanka na lato z kinem. Aspiracji nie ma, za to sporo pojedynków, bitew i mało gadania. Do tego odrobina humoru i The Rock, który sprawdza się w roli greckiego herosa w średnim wieku całkiem nieźle.
Więcej: http://shadowmage.nast.pl/2014/07/herkules/
Gdyby nie Duncan Jones to bym się nie jarał, ale...
Warcraft concept art prosto z San Diego. Siakiś trailer by się przydał.
greckiego herosa w średnim wieku
ciekawy (pseudo)archetyp :P
spoiler start
siła wyrywania z kontekstu :)
spoiler stop
Nowy materiał z Mad Max: Fury Road prosto z Comic-Conu: https://www.youtube.com/watch?v=iO0jUAzOsV8# Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku. Dodatkowo reżyser twierdzi, że nie uświadczymy za wielu dialogów w filmie, a pierwsza wersja scenariusza była bardzo zaawansowanym storyboardem z tego właśnie powodu. Uspokaja też fakt, że reżyserem jest twórca oryginalnej trylogii. Chociaż trójką nie byłem zadowolony tak, jak chciałbym.
Na CC pokazano też materiał z nowych Avengersów, ten też może na dniach wypłynie do internetu.
[118]
Wizualnie piękne!
Fallout na dużym ekranie.
Ukłony w stronę drugiej, najlepszej, części.
Szkoda, że tak długo trzeba czekać.
[118]
Wow! Takich fajnych wastelandów nie widziałem od czasów (średniego przecież) "Book Of Eli". Wszystko cacy, oby tylko nie poszli w transformersowe efekciarstwo, bo CG jednak trochę tam widać.
Aen => do dzis nie rozumiem zachwytu nad jokerem by kowboj pederasta - ale generalnie nie rozumiem zachwytow nad ta wersja batmana - tyle ze dla mnie brak Gotham City, przekresla kazdego gacka.
Trailer MM ma swietny klimat i swietny falloutowy wasteland to fakt. Z tym, ze od poczatku nie bylem przekonany do Tomka H za bardzo, to po tym trailerze jestem jeszcze mniej przekonany co do niego...
Gotham u Nolana to dokładnie to samo Gotham z Year One, nawet jeśli w TDK widzieliśmy głównie jego "czystszą" część. TDKR mocno czerpał też z historii Cataclysm, Aftershock i - przede wszystkim - No Man's Land.
Tak czy inaczej - Gotham z ostatniej trylogii to jak najbardziej Gotham. A już na pewno bliżej mu do wersji komiksowej, niż temu z wizji Burtona.
Co do nowego Maxa - też czekam. Mimo że MM3 uważam za najsłabszą część serii, to trzeba przyznać, że od tamtego czasu nie trafił się inny film, który klimatem zbliżyłby się do trylogii. Same postapokaliptyczne pustkowia to jednak za mało. Może nowemu Maxowi w końcu się uda.