Warhammer 40,000: Space Marine - zapowiedź - Strona 3
Twórcy cyklu Dawn of War szykują na przyszły rok grę akcji osadzoną w tym samym świecie. Czy okaże się ona równie dużym hitem jak jej RTS-owe poprzedniczki?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine
Uniwersum Warhammera 40,000 powstało w 1987 roku na potrzeby figurkowej gry bitewnej stworzonej przez firmę Games Workshop. W przeciwieństwie do sporej części popularnych licencji ta akurat miała sporo szczęścia do wirtualnych adaptacji. Zdecydowana większość produkcji bazujących na tej marce prezentowała co najmniej przyzwoity poziom. Sęk w tym, że były to głównie różnego rodzaju gry strategiczne. Znacznie gorzej wygląda sprawa, jeśli chodzi o pozycje zręcznościowe. Dostaliśmy co prawda wspaniałe dwie części Space Hulka, ale ostatnia z nich ukazała się kilkanaście lat temu. Z kolei w 1996 roku zapomniana już dzisiaj firma Mindscape szykowała się do wypuszczenia FPS-a zatytułowanego Warhammer: Dark Crusaders, ale jego jakość okazała się tak słaba, że praktycznie gotową już grę wyrzucono do kosza i jedyne, co z niej zostało, to scenki przerywnikowe, wykorzystane potem w strategii turowej Final Liberation. Od tego czasu wydana została jedynie strzelanka Fire Warrior, ale na nią lepiej litościwie spuścić zasłonę milczenia. Futurystycznej edycji Warhammera wyraźnie nie powodzi się w gatunku gier akcji, więc firma THQ (obecny posiadacz licencji) uznała, że trzeba w końcu coś z tym zrobić. By zagwarantować wysoką jakość projektu, postanowiono zaangażować do niego Relic Games, które tworząc cykl strategii Dawn of War, doskonale zaznajomiło się z realiami tego świata. Tak właśnie narodził się Space Marine, czyli projekt, mający dać wreszcie fanom zręcznościówkę, na jaką zasługuje marka tego kalibru.
Akcja gry będzie toczyć się w jednym ze światów podległych władzy Imperium Ludzkiego. Ta konkretna planeta jest o tyle cenna, że stanowi jedno z głównych przemysłowych centrów, zajmujących się produkcją uzbrojenia wojskowego. Dlatego gdy hordy orków rozpoczynają inwazję na jej powierzchnię, sytuacja robi się na tyle poważna, że rezultat starcia może zadecydować o przyszłości naszej rasy. Wcielamy się w Titusa z legionu Ultramarines, który wraz z podobnymi sobie wojownikami zostaje wysłany, by zatrzymać triumfalny pochód zielonoskórych. Kosmiczni Marines tacy jak on to zmodyfikowani genetycznie żołnierze, przeobrażeni w perfekcyjne maszyny do zabijania. Jak to wydawca ładnie określił, łączą oni wszystkie najlepsze cechy swoich ziemskich poprzedników – mają kondycje spartan, honor samurajów, determinację krzyżowców i zmysł taktyczny rzymskich centurionów. Dodajmy do tego wyposażone w egzoszkielety superwytrzymałe pancerze bojowe i otrzymujemy wojowników o sile rażenia małej armii.
Pierwszy rzut oka na Space Marine od razu przywodzi skojarzenia z Gears of War – biegamy po zniszczonych lokacjach żołnierzem o muskulaturze, której pozazdrościć mogliby mu nawet najbardziej oddani amatorzy sterydów. Kamera przez większość czasu pokazuje jego plecy, a gdy znajdzie się on blisko wrogów, potrafi wbić im w bebechy miecz łańcuchowy. Nie brzmi to zbyt oryginalnie, ale należy pamiętać, że to właśnie Warhammer 40,000 stworzył te odrobinę oklepane już dzisiaj schematy, więc narzekanie na nie ma taki sam sens, jak biadolenie, że Władca Pierścieni to typowe fantasy.