autor: Maciej Jałowiec
Homefront - już graliśmy! - Strona 2
Wybraliśmy się do Londynu, by zobaczyć, jak prezentuje się wersja pre-alpha trybu wieloosobowego w grze Homefront. Zapraszamy do lektury artykułu, w którym opisaliśmy nasze wrażenia.
Przeczytaj recenzję Homefront - recenzja gry
Gdy ktoś zapowiada grę, w której Korea Północna dziesiątkuje armię amerykańską, nie sposób przejść obok tego faktu obojętnie. Tak właśnie w telegraficznym skrócie przedstawia się Homefront. Szczegóły trybu dla pojedynczego gracza znane są już od dawna, a zapoznać się z nimi możecie w naszym wcześniejszym artykule. Pod znakiem zapytania stał do tej pory multiplayer. Dzisiaj możemy o tym trybie powiedzieć dużo więcej, a to za sprawą prezentacji, którą twórcy zorganizowali w Londynie, by pochwalić się swoim nowym dziełem.
Demonstrowany kod to pre-alpha i dotyczył wyłącznie trybu sieciowego. Pokaz rozpoczął się od tradycyjnego omówienia – czym jest Homefront, o co chodzi w fabule i dlaczego multiplayer w tej grze jest jedyny w swoim rodzaju. Słuchając o ewoluującym polu bitwy, epickich walkach i szybkiej akcji, myślałem tylko o tym, by sprawdzić to wszystko w praktyce, na jednej z trzydziestu dwu konsol ustawionych w pokoju obok.
Po rozpoczęciu rozgrywki przekonałem się, że szeroko reklamowany dotychczas patos i kuriozalność fabuły w ogóle nie mają powiązania z trybem wieloosobowym. Gdyby mi tego nie powiedziano, w życiu bym nie pomyślał, że to ten sam Homefront, o którym było głośno do tej pory. Oczywiście nadal mamy dwie strony konfliktu – Koreę i USA – lecz w multiplayerze Amerykanie to doborowa armia, a nie ruch oporu. Koreańscy żołnierze według założeń producentów dysponują podobnymi lub wręcz tymi samymi zabawkami.
Homefront wygląda jak mieszanka pomysłów znanych z serii Battlefield, Enemy Territory i Call of Duty. Zacznijmy od trybu rozgrywki, w którym mogliśmy się pobawić. Nazywa się Ground Control, a jego zasady to wymyślna wariacja na temat tego, co widzieliśmy w wymienionych wyżej grach. Gracze podzieleni na dwa zespoły walczą o zajęcie i utrzymanie umieszczonych na mapie trzech punktów kontrolnych. Może to być zbombardowany kościół, blokada drogowa lub obora, w zależności od planszy. Gdy jedna z drużyn zdoła zająć wszystkie trzy posterunki, włącza się licznik, który przyznaje wygrywającemu zespołowi punkty za każdą sekundę sprawowania kontroli nad mapą. Gdy ekipa osiągnie określony wynik, uruchamiane są kolejne trzy lokacje do zajęcia i utrzymania. Znajdują się one w innej części mapy, co automatycznie zmienia teren działań wojennych. Jeżeli zespół zdoła powtórzyć swój wyczyn, wygrywa cały mecz.
Nauczenie się zasad to kwestia zaledwie kilku sekund. Co więcej, reguły zabawy wyglądają bardzo sensownie i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś w przyszłości wzorował się na tym rozwiązaniu. Zanim zasiadłem do gry, bałem się że ujrzę istny miszmasz, chaotyczną mieszankę tego, co najlepsze w słynnych przedstawicielach gatunku FPS-ów. Tak się, na szczęście, nie stało. Choć łatwo połapać się w zasadach, to obsługa wszystkich zabaweczek dostępnych w Homefroncie wymaga trochę więcej czasu.