Homefront - zapowiedź
w 2027 roku Korea Północna zaatakuje Stany Zjednoczone w Homefront, nowej grze twórców Frontlines. Czy warto czekać na ten tytuł?
Przeczytaj recenzję Homefront - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Wyznam szczerze, że gdyby nie odgórne polecenie, to raczej nie zainteresowałbym się Homefrontem. Ot, kolejny wojenny FPS, a takich ostatnio ci u nas dostatek. Tymczasem okazuje się, że nowa gra twórców Frontlines (coś lubią chłopaki umieszczać ten front w tytule) ma szansę okazać się bardzo rzetelną produkcją zapewniającą kilka(naście) godzin niezłej zabawy. Megahitem raczej nie będzie, ale poczytać o niej warto. Usiądźcie. Posłuchajcie.
Jest niedaleka przyszłość (dokładnie rok 2027, ale czy to ważne?) i jest źle. W końcu, gdy dzieje się dobrze, to nie ma szans na efektowną wojenną opowieść. A zatem – jest źle, ale tym razem zło odważyło się zapukać do drzwi samego Wuja Sama. Złem jest Koreańska Armia Ludowa, a jej celem jest skuteczne i ostateczne zmiażdżenie siedliska zepsucia, jakim są Stany Zjednoczone. Jak do tego doszło, zapytacie? Cudownym (acz niewyjaśnionym) zbiegiem okoliczności Korea Północna urosła w siłę, a po śmierci Kim Dzong-Ila jego syn zajął południowego sąsiada oraz praktycznie wszystkie dalekowschodnie państwa, tworząc coś na wzór wielkiej wkurzonej Super-Korei. Pod przykrywką szerzenia pokoju i dostępu do technologii Koreańczycy umieszczają na orbicie satelitę, a u wybrzeży Kalifornii wielki statek. Rachu-ciachu, z orbity nadlatuje absurdalnie potężny impuls elektromagnetyczny, wyłączający prąd na terenie całych Stanów, a ze statku wyłazi sroga banda uzbrojonych facetów, która momentalnie zajmuje wszystkie najważniejsze miejsca na zachodnim wybrzeżu USA. Mijają dwa lata, a kraj coraz bardziej poddaje się naporowi skośnookich najeźdźców. Armia i rząd sobie nie radzą. Radzić muszą sobie obywatele. Ruch oporu. Ty. Tak przedstawia się (mało prawdopodobne, ale przecież nie o to chodzi) tło fabularne gry Homefront, a ludzie z Kaos Studios bardzo wyraźnie podkreślają, że zależy im na pokazaniu niezwykłości sytuacji, gdy wojna przychodzi pod nasze własne drzwi. Gdy trzeba walczyć na ulicy, po której jeszcze miesiąc temu spacerowało się z ukochaną. Rzecz dla Amerykanów nie do pomyślenia, ale stanowiąca w sumie niezły punkt wyjścia do efektownej strzelaniny.
Od razu warto zaznaczyć, że gra ma w dużo większym stopniu przypominać podobne klimatem fragmenty Modern Warfare 2 niż średnio udane zabawy w alternatywną historią pokazaną w Turning Point. A skoro już jesteśmy przy rzucaniu tytułami produkcji autorstwa zupełnie innych osób – Homefront ma stać się czymś w rodzaju wybuchowego połączenia Half-Life 2 (brak cut-scenek, niemy bohater, silne zaakcentowanie historii) z Ghost Recon Advanced Warfighter (Ty i koledzy na polu bitwy, niedaleka przyszłość, futurystyczne, acz prawdopodobne zabawki). Wizja maluje się bardzo przyjemnie, a pikanterii dodaje fakt, że przy tworzeniu gry pomagają dwie ważne osobistości: Kim Tae, były agent CIA, specjalizujący się w sprawach obydwu Korei (nie pytajcie o nic więcej, bo będzie musiał Was zabić) i John Milius, hollywoodzki specjalista od filmowej wojny, twórca scenariuszy do m.in. Czasu Apokalipsy i Stanu Zagrożenia. No i pięknie. Wszystkie składowe, by stworzyć mocny, męski, mięsisty tytuł są na miejscu. Teraz wystarczy tylko umiejętnie to połączyć i zrobić dobrą grę. Pestka.