Lost Planet 2 - przed premierą
Druga część Lost Planet zaserwuje niemal zupełne odejście od znanego z "jedynki" arktycznego klimatu. Czy tropikalne lasy i spalone słońcem pustynie będą ciekawsze i pomogą grze w odniesieniu sukcesu?
Przeczytaj recenzję Lost Planet 2 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Bywa tak, że gra, która była dobra i w dużym stopniu spełniła nasze oczekiwania, wymaga poważnych zmian. Choć teoretycznie funkcjonowała doskonale, w praktyce, przy rozbiciu na czynniki pierwsze, widzimy, że nie wszystko zagrało tak, jakbyśmy tego chcieli. Motyw z jednostajnymi, dosyć nudnymi lokacjami trącił myszką, gra aktorska niedomagała, fabuła również nie była dopięta na ostatni guzik. Co wówczas zrobić? Do kogo zwrócić się o pomoc? Firma Capcom w przypadku marki Lost Planet wybór miała tak naprawdę tylko jeden – telefon do Juna Takeuchiego, ojca serii Resident Evil (ostatnio pracował nad świetną „piątką”) i Onimusha, który przy dewelopingu części pierwszej pełnił rolę raczej drugoplanową. Takeuchi swoje zadanie zaczął realizować od początku bardzo ochoczo. Z tego też względu na efekty nie musieliśmy czekać zbyt długo.
Wizja Takeuchiego była konkretna. Wspólnie z Kenjim Oguro rozgrzał planetę E.D.N. III do czerwoności i zadecydował, że obrośnie ona dżunglą. „Że co?” – powiedziała zapewne większość z Was. I miała po temu podstawy. Ujawnienie informacji, że akcja Lost Planet 2 w dużym stopniu będzie rozgrywać się w wilgotnych i gorących lasach tropikalnych, zaskoczyło zarówno nas, jak i wiele innych redakcji. Odejście od śnieżnych klimatów było odważnym krokiem i nie zmieni tu niczego fakt, że już pod koniec części pierwszej mogliśmy zaobserwować pewne niemrawe jeszcze zmiany klimatyczne. Z rozpędu Takeuchi postanowił również wysłać nas na obszary pustynne, opanowane przez gigantycznych przedstawicieli rasy Akridów, przy których najwięksi przeciwnicy znani z Lost Planet: Extreme Condition prezentują się jak ubodzy krewni. Od samego początku musiał jednocześnie zabiegać o poparcie fanów i mediów. Częste sesje Q&A utwierdzały nas coraz bardziej w przekonaniu, że finalny produkt zostanie pozbawiony wad poprzednika. Gwarantem jakości ma być m.in. pieczołowicie dobrany i doświadczony zespół, z grafikiem Yoshiaki Hirabayashim oraz programistami Satoshi Ishidą i Masaru Ijuuinim na czele.
Fabułę drugiej części Lost Planet zdecydowano się osadzić 10 lat po wydarzeniach znanych z Extreme Condition. Dla jednych to długi okres, dla drugich wręcz przeciwnie – planecie E.D.N. III udało się w trakcie dekady przejść wiele zmian. Przede wszystkim poznała na własnej skórze znaczenie terminu „globalne ocieplenie”. Zwrot, którym straszy się w przedszkolach niegrzeczne dzieci, przyniósł znany już efekt – lody i śnieg ustąpiły, odkrywając dżunglę, a w niektórych miejscach obszary nawiedziła nawet permanentna susza, zamieniając mroźne tereny w rozległe pustynie (niemniej w grze nadal występują regiony pokryte wieczną zmarzliną). Pożegnanie z zimą nie zniechęciło jednak Śnieżnych Piratów, którzy w dalszym ciągu działają na E.D.N. III i w części drugiej odgrywają główną rolę. Wayne odejdzie tym razem w niepamięć – bohaterów będzie bowiem sześciu. Każdy z nich jest reprezentantem jednej z frakcji Śnieżnych Piratów. Dzięki temu zabiegowi autorzy przedstawią sześć przeplatających się historii. Główny wątek zostanie oczywiście powiązany z działalnością korporacji NEVEC (NEo-VEnus Construction) oraz jej walką o T-ENG (Thermal-ENerGy), czyli energię zapewniającą przetrwanie w nieprzyjaznych warunkach panujących na E.D.N. III. Fabularna zmiana nie była oczywiście pierwszą ani też ostatnią nowością.