autor: Marcin Konstantynowicz
The Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena - test przed premierą - Strona 2
The Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena okazuje się być nie tyle remakiem ani nawet dodatkiem, a pełnoprawną grą. Przedstawiamy wrażenia po beta-teście!
Przeczytaj recenzję Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena - recenzja gry
Początkowo wydawało się, że The Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena będzie tylko remakiem świetnego Escape from Butcher Bay, z dodanymi kilkoma poziomami i nowym multiplayerem. Szybko jednak okazało się, że jest niejako na odwrót – tak naprawdę to całkowicie nowa gra, a pierwsza część dodana jest w sumie bardziej jako bonus.
Niedawno dostaliśmy betę i miałem okazję zobaczyć, jak prezentuje się kilka pierwszych godzin rozgrywki w Assault on Dark Athena na PlayStation 3. I muszę powiedzieć, że w momencie, kiedy gra się urwała, byłem bardzo zawiedziony… że to koniec. Przez pierwsze pół godziny, wyczulony na kilka denerwujących rzeczy, nie mogłem się zbytnio wciągnąć, ale potem klimat przebił się przez moją polską naturę zrzędy i zostałem pochłonięty przez grę.
AoDA podejmuje akcję niedługo po wydarzeniach z Escape from Butcher Bay. Riddick i Johns dryfują w kosmosie, zahibernowani w kapsułach. I w tym momencie następuje akcja rodem z klasycznego You Only Live Twice z Jamesem Bondem. Zostajemy wchłonięci przez obcy, większy statek. Z tą jedynie różnicą, że tam tekturowy model statku kosmicznego (w kształcie mniej więcej naboju do karabinu) połykał również tekturowy model satelity, tutaj natomiast świetnie wyrenderowany model tytułowej Dark Atheny przechwytuje nasz mały, ale też świetnie wyrenderowany stateczek.
Szybko okazuje się, że mamy do czynienia z kosmicznymi piratami i Riddick nie będzie mógł spać spokojnie. Na szczęście nasz bohater posiada rzadki dar, zwany szóstym zmysłem i kiedy budzi się na nocne siusiu, ma akurat tyle czasu, aby się schować. Niestety, jego towarzysz zostaje pojmany. Riddick zdąża jeszcze tylko ukraść spinkę do włosów pani kapitan (której głos podkłada Michelle Forbes, znana pewnie części z Was z roli admirał Cain w Battlestar Galactica. Nie da się ukryć, że aktorka dobrze pasuje do roli twardej baby, z którą lepiej nie zadzierać) i idzie – jak sam mówi – zapolować.
Postać Riddicka jest wciąż fundamentem, na którym opiera się gra. Ponownie wygląda on jak Vin Diesel i mówi jego głosem. Ci w Was, którzy go nie trawią, pewnie nie są tym zachwyceni. Dla mnie jest to niesamowita zaleta, bo uważam, że Diesel w oryginalnych filmach (i grze) sprawdził się znakomicie. Można o nim dużo złego powiedzieć, ale do postaci Riddicka pasuje idealnie.
Mamy więc świetnego Vina Diesla w świetnej roli. Autorzy po raz kolejny pokazali klasę i postarali się, byśmy od razu poczuli klimat znany z filmów. Charakterystyczny głos Riddicka wypowiadający w ciemnościach „czas, by zwierzyna zapolowała na myśliwego”, wywołuje na twarzy mimowolny uśmieszek i pozwala nawet największemu cieniasowi poczuć się, jakby miał cohones ze stali.
Szybko wprowadzamy słowa o zwierzynie w czyn i zabijamy pierwszego przeciwnika. Riddick już kiedyś pokazał, że można zabić i kubkiem, tym bardziej nie ma więc problemów ze spinką do włosów. Oczywiście nie jest to nasza jedyna broń i szybko zdobywamy nóż, pałkę, moje ulubione ostrza ulak, gazrurkę czy wreszcie broń palną. Ta ostatnia pojawia się około drugiej godziny gry i kompletnie zmienia jej charakter. O ile wcześniej musimy się czaić, atakować z ukrycia i chować, tak potem po prostu prujemy przed siebie, kosząc wrogów kolejnymi seriami z karabinu.
Nie wiem w sumie, który styl bardziej mi odpowiadał. Wiem natomiast, że animacje ataku bronią białą są fenomenalne! Jeśli zaatakujemy z ukrycia albo w momencie, kiedy wróg się odsłoni, Riddick zabija momentalnie. Ale za to jak! Naprawdę, to trzeba zobaczyć! I pewnie nie powinienem tak się podniecać sposobami zabijania przeciwników, ale co mi tam...