autor: Marek Grochowski
Sacred 2: Fallen Angel - GC 2008 - Strona 2
Wygląda na to, że cztery lata prac nad Fallen Angel nie zostały zmarnowane i niebawem ujrzymy nader ciekawe RPG.
Przeczytaj recenzję Sacred 2: Fallen Angel - recenzja gry na PC
Po czterech latach developingu Sacred 2 jest wreszcie gotowe – to główne przesłanie grupy Ascaron Entertainment w związku z minionymi targami Games Convention. Jednak zamiast odkorkowywać butelki z szampanem, niemiecka grupa musi stale promować swój produkt, by udowodnić światu, że jeszcze tej jesieni w pełni trójwymiarowe Fallen Angel będzie w stanie wywołać wśród entuzjastów RPG spore ożywienie.
Tradycja zobowiązuje, a dwa miliony klientów, które kupiły pierwszą część Sacred, wierząc, że oto nadszedł pogromca Diablo, wciąż czeka, aż szumne obietnice producentów zostaną spełnione, a wszystkie błędy z „jedynki” – poprawione. W eliminacji bugów miały pomóc przeprowadzone niedawno betatesty. Rozwianiu wątpliwości co do odświeżenia segmentu hack’n’slashy i ponownym wdarciu się na czołówki list sprzedaży posłużyła konferencja prasowa, którą autorzy gry zorganizowali w Lipsku, dając jasno do zrozumienia, że to już ostatni, publiczny pokaz tytułu przed zaplanowaną na listopad premierą.
Uwagę skupiono zatem na głównych atutach produkcji, które mogą przesądzić o komercyjnym sukcesie Fallen Angel. Jednym z nich jest bezsprzecznie ogromny, różnorodny świat o powierzchni prawie 60 kilometrów kwadratowych, w skład którego wejdą takie lokacje, jak lasy, bagna, pustynie, dżungle czy też wulkaniczne wyspy. Nie zabraknie również osad ludzkich oraz lochów. Tych ostatnich pojawi się w grze aż 200, a wchodzenie i wychodzenie z nich nie będzie wiązało się z doczytywaniem nowych plików. Wszystko w Sacred 2 ma działać płynnie do tego stopnia, że gra będzie śmigać nawet na laptopach (ze wskazaniem na maszyny marki Dell, gdyż z tą właśnie firmą Ascaron zawarł marketingowy sojusz).
Nawigacja po ogromnym świecie nie powinna przysparzać trudności, gdyż wszystkie miejsca odnajdziemy bez problemu na stylowej, wirtualnej mapce, wyglądającej jak pogięta kartka papieru, ale sprawdzającej się doskonale w wyznaczaniu kierunku, jaki chcemy obrać. Krótkie wędrówki zaliczymy bez udziwnień – na własnych nogach. Do dłuższych eskapad przyda się wierzchowiec – lub cokolwiek z napędem na cztery łapy/kopyta, niewielkim zużyciem pożywienia i w miarę groźnym wyglądem, odstającym choć trochę od image`u kucyków z serii My Little Pony.