autor: Borys Zajączkowski
Świątynia Pierwotnego Zła - testujemy przed premierą - Strona 3
Świątynia Pierwotnego Zła to gra z gatunku cRPG bazująca na klasycznym module Advanced Dungeons & Dragons (pen-and-paper) z 1985 roku zatytułowanym „The Temple of Elemental Evil”.
Przeczytaj recenzję Świątynia Pierwotnego Zła - recenzja gry
O „Świątyni Pierwotnego Zła” (dalej: ŚPZ) mówi się dużo i mówi się od dawna, a przy tym mówi się albo bardzo dobrze, albo bardzo źle – nie trafiają się fani gier fabularnych, którzy nie mieliby do powiedzenia nic. Źródeł faktu, że ta gra nikogo nie pozostawia obojętnym długo szukać nie trzeba. Oto firma założona przez twórców kultowego „Fallouta” – „Troika”, która zdążyła już stworzyć fantastyczny świat „Arcanum” – zabrała się za produkcję erpega osadzonego w świecie Greyhawka, bodaj jeszcze bardziej znaczącym dla miłośników tradycyjnych gier fabularnych, niż świat Fallouta dla nas, graczy komputerowych. Na dodatek ŚPZ zbudowana została na zasadach najnowszej edycji D&D – systemu, który również mocno dzieli graczy na dwa obozy: tych, których irytuje i tych, którym nie przeszkadza. W każdym razie materiał na dyskusje zdaje się być zapewniony przez niemały jeszcze czas.
Dziś, gdy mam już za sobą dwukrotnie ukończoną angielską wersję gry, a na moim pulpicie widnieje – obok tamtej – prasowe wydanie polskiej, postaram się Wam, drodzy czytelnicy, przybliżyć, czego po tej wyjątkowej grze możecie się spodziewać.
Hack’n’slash or die trying
Jednym z większych i bardziej grę krzywdzących nieporozumień, jakie wokół niej narosły, jest nazywanie ŚPZ hack’n’slashem. Tu i ówdzie już się na ten temat wypowiadałem oraz wdawałem się w poniekąd jałowe dyskusje na temat definicji hack’n’slasha i dungeon crawlera. Jasnym jest, że gatunki się ze sobą mieszają, a podziały pomiędzy nimi z czasem stają się coraz bardziej rozmyte. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że „Diablo” hack’n’slashem jest (no, Blizzard jakąś niepewność w sobie nosi, bo nazywa je: action-RPG), a „Fallout” nim nie jest. Generalnie piętno hack’n’slasha pojawia się na tych grach, w których rozwiązywanie problemów ogranicza się do zabijania i tym samym rozwój drużyny jest temu celowi całkowicie podporządkowany.
W „Świątyni Pierwotnego Zła” drugi poziom rozwoju swojej drużyny można uzyskać w ogóle nie sięgając po broń, a cała gra daje się ukończyć zmuszając po drodze do stoczenia zaledwie dwóch trudniejszych walk, jeśli dobrze do dwóch umiem liczyć. Wymaga to oczywiście nieco większej uwagi i zebrania od postaci neutralnych istotnych informacji, lecz właśnie na tym gra fabularna polega.
Z drugiej strony faktem jest, że gro graczy większość gry spędzi na eksploracji lochów, która tradycyjnie wiąże się z oczyszczaniem ich z wrogich stworzeń. Z tego powodu – jeśli już wszystko trzeba szufladkować – można by ŚPZ nadać miano oldschoolowego dungeon crawlera, gatunku hack’n’slashowi bardzo bliskiego, lecz mniej deprecjonowanego.
A prawda tak już do siebie ma, że zawsze leży gdzieś pośrodku. Jest w „Świątyni” kilkadziesiąt questów do wykonania z czego mniej niż połowa zmusza do rozwiązań siłowych. Jest sto kilkadziesiąt skłonnych do rozmowy postaci neutralnych. Są dwa miasta i jest również kilka poziomów lochów do zwiedzenia. Większość walk da się ominąć sposobem, lecz przeciwnicy, których możemy napotkać są bardzo różnorodni i walka z nimi nie tylko bywa dużym wyzwaniem, lecz jest również bardzo atrakcyjna.