autor: Krzysztof Bartnik
Neverwinter Nights: Shadows of Undrentide - testujemy przed premierą
Shadows of Undrentide to pierwszy dodatek do Neverwinter Nights stworzony jest przez firmę BioWare oraz nowo powstałe studio FloodGate, składające się przede wszystkim z byłych członków zespołu Looking Glass Studios.
Przeczytaj recenzję Neverwinter Nights: Shadows of Undrentide - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
W czerwcu zeszłego roku do sklepów na całym świecie trafiła anglojęzyczna wersja Neverwinter Nights. W światku produkcji spod znaku komputerowego role-playing zawrzało - większość graczy wciąż była zajęta „konsumpcją” The Elder Scroll III: Morrowind (ukazał się w maju 2002), a na horyzoncie pojawiła się przecież kolejna nietuzinkowa pozycja. Bogactwo świata, dopracowany system rozwoju postaci (zasady trzeciej edycji AD&D), mnogość przedmiotów, spora liczba czarów, trzymająca poziom fabuła, trójwymiarowe środowisko czy zestaw rozbudowanych narzędzi edytorskich o nazwie „Aurora toolset” - czynników składających się na sukces NWN było wiele. Nic więc dziwnego, że zespół BioWare rozpoczął prace nad dwoma oficjalnymi dodatkami do oryginału. W chwili, gdy piszę te słowa, pierwsze rozszerzenie - noszące podtytuł Shadows of Undrentide - dostępne jest już na półkach zachodnich sklepów, zaś polscy gracze muszą cierpliwie poczekać do 21 sierpnia na premierę zlokalizowanej wersji. „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, jak mawiają górale znad Wisły, ale ileż można podziwiać opublikowane screeny czy przyswajać sobie opinie zagranicznych „braci po fachu”?! Naprawdę szkoda, że omawiany add-on nie wpadnie w nasze ręce troszkę szybciej. Lecz dość już marudzenia - w ostatnich dniach miałem bowiem przyjemność obcowania z beta-wersją Shadows of Undrentide. A teraz (już bez zbędnych ceregieli) spieszę z faktyczną relacją!
ZAPRASZAM DO UNDRENTIDE
Historia opowiedziana w dodatku nie ma nic wspólnego z miastem Neverwinter. Nasza przygoda rozpoczyna się na krótko po rozprzestrzenieniu się plagi znanej z oryginalnej produkcji, dlatego w żaden sposób nie zbliżymy się do murów powyższej metropolii. Początek fabuły kręci się wokół mistrza Drognana, zaś prowadzona przez nas postać marzy, żeby kiedyś dorównać mu umiejętnościami. Sielanka nie trwa jednak zbyt długo – Drognan pada ofiarą niecnego napadu koboldów, zaś z jego sakwy znikają cztery mistyczne artefakty. Musimy (a jakże!) odzyskać je za wszelką cenę i zwrócić prawowitemu właścicielowi, a przy okazji odkryć, kto jest sprawcą całego zamieszania. Przed nami długa droga...
Nowa kampania przewidziana jest na około 30-40 godzin rozgrywki i skierowana do postaci nisko- i średniolevelowych. Takie „wymuszenie” okazało się być konieczne – bohaterowie z Neverwinter Nights zbliżali się już do 20 poziomu doświadczenia, a dodatek nie przewiduje jego przekroczenia (w domyśle: w obrębie jednej profesji, bo można rozwijać kilka takowych równolegle). Dzięki podzieleniu gry na trzy większe rozdziały, możliwe jest oczywiście rozpoczęcie przygody od drugiego czy trzeciego etapu postacią importowaną z oryginału, aczkolwiek uważam, że lepszym rozwiązaniem wydaje się być granie od początku nowym herosem.
Podczas wykonywania kolejnych questów m.in.: pokonamy niebezpieczne wrzosowiska, trafimy do miasta Hilltop czy znajdziemy się na pustyni Anauroch, która powstała w wyniku zamierzchłych i bardzo zaciętych walk magów. W tym miejscu zrezygnuję jednak z omawiania szczegółów scenariusza Shadows of Undrentide, gdyż w końcu to właśnie fabuła odgrywa w cRPG olbrzymią rolę, a odkrywanie nowych wątków należy przecież do grupy ulubionych aspektów grania. Nudzić się nie powinniście.