Graliśmy w Ancestors Legacy – krwawą strategię w historycznych realiach
Najnowsza produkcja studia Destructive Creations zapowiada się na bardzo rzetelną, nawet jeśli nieszczególnie odkrywczą strategię. Po dwóch przeciętnych grach deweloperzy wreszcie znaleźli gatunek, w którym czują się pewnie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Ancestors Legacy – Polanie, wikingowie i błędy
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- trzeci projekt gliwickiego studia Destructive Creations, znanego z kontrowersyjnego Hatred;
- klasyczny RTS bez rewolucyjnych rozwiązań;
- gra starająca się przedstawić prawdziwe, mroczne realia wczesnego średniowiecza;
- strategia mocno skupiona na zabawie dla jednego gracza (choć pojawi się też multiplayer);
- przystępna produkcja, która jednocześnie powinna przypaść do gustu bardziej doświadczonym miłośnikom gatunku.
Nie ukrywam, że idea zyskiwania rozgłosu na kontrowersjach, jaka najwidoczniej przyświecała studiu Destructive Creations przy jego pierwszych dwóch produkcjach, nigdy do mnie nie przemawiała. W portfolio gliwickiego zespołu znajdowały się jak dotąd raczej niezbyt udane pozycje: średnie i bardzo głośne Hatred oraz do bólu monotonne IS Defense. Ale trzeci projekt deweloperów, strategia czasu rzeczywistego Ancestors Legacy, wreszcie wygląda na grę, która zapadnie nam w pamięć za sprawą czegoś innego niż jedynie kontrowersyjnej tematyki.
Po półtorej godziny – tyle czasu bowiem spędziłem z nadchodzącą produkcją Destructive Creations – trudno tak naprawdę stwierdzić, czy na początku przyszłego roku otrzymamy grę rzeczywiście bardzo dobrą. Jedno jest natomiast widoczne już teraz – to tytuł tworzony z pomysłem i dbałością o najmniejsze szczegóły. A przede wszystkim – z wyraźną pewnością siebie, która bardzo dobrze mu wróży.
Po pierwsze: realizm
Rozgrywkę w Ancestors Legacy z pierwszych trzech misji, jakie dane mi było przetestować, mogliście zobaczyć podczas pokazu na naszym stoisku w trakcie tegorocznych targów Warsaw Games Week. Trwający kilkadziesiąt minut materiał jest wzbogacony o komentarz Tomasza Gopa, a obejrzycie go pod tym adresem.
Zacznijmy od tego, co rzuca się w oczy najbardziej. Ancestors Legacy nie idzie tropem wielu innych przedstawicieli wydającego się dogorywać gatunku RTS-ów i stawia mocno na ponure realia wczesnego średniowiecza. Nie uświadczycie tu magii i walki z potworami – ta strategia proponuje wyłącznie potyczki między ludźmi. Walka jest zdecydowanie najważniejszym elementem i do jej zaprezentowania przyłożono się na medal.
Zero efektownych kombinacji ciosów, skakania, machania mieczem na wszystkie strony – starcia są długie, ciężkie i nastawione na realizm, a nie efekciarstwo, zaś towarzyszące im animacje (szczególnie ciosów kończących) zostały dopracowane w najmniejszych detalach. Jest też krwawo – co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę poprzednie dokonania studia. Deweloperzy ci lubią prezentować stosy trupów, wymordowane kupieckie karawany czy palone wioski, co buduje niepokojący klimat mrocznego, bezwzględnego świata.
Ancestors Legacy od pierwszych minut pokazuje, że to gra nastawiona na przedstawienie najazdów wikingów takimi, jakimi były. Jest więc wyjątkowo brutalnie, krwawo i mrocznie.
Atmosferę tę nieco psują wszechobecne, kolorowe ikonki i wskaźniki – tak jak realia Ancestors Legacy są nieprzyjemne i ponure, tak w interfejsie użytkownika występują wszystkie kolory tęczy. Ale choć rzeczywiście nie służą one klimatowi, trudno na ten element narzekać, bo dzięki niemu produkcja Destructive Creations jest przejrzysta. Duże ikony pozwalają łatwo orientować się na polu bitwy (a uwierzcie, gdy w zwarciu walczy kilka niemal identycznych oddziałów, potrafi to uratować życie) i podają w przystępny sposób najpotrzebniejsze informacje.
Wszystko to sprawia, że w Ancestors Legacy naprawdę łatwo się połapać – tak jak zapowiadali twórcy, ich dzieło to gra, w której odnajdzie się zarówno weteran gatunku, jak i kompletny nowicjusz. Takie podejście zdecydowanie się chwali, choć z drugiej strony potrzeba czynienia produkcji przyjazną dla mniej doświadczonych graczy jest momentami aż nadto widoczna. W trakcie półtorej godziny, jakie spędziłem z tym tytułem, przeszedłem trzy pierwsze misje w kampanii wikingów i w dokładnie każdej minucie czułem się prowadzony przez twórców za rękę. Nie mam wątpliwości co do tego, że w dalszej części historii swobody będzie zdecydowanie więcej, ale tak czy inaczej – spędzanie początkowych etapów na fabularyzowanym samouczku nie każdemu przypadnie do gustu.