Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Elex 2 Recenzja gry

Recenzja gry 28 lutego 2022, 17:00

Recenzja gry Elex 2 - znowu to zrobili!

Elex 2 to kolejny dowód na to, że „Piranie” potrafią tworzyć znakomite otwarte światy, które przyjemnie się eksploruje. To również najmniej „drewniana” gra niemieckiego dewelopera – idealna, by rozpocząć przygodę z jego dziełami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS5, XSX, PS4, XONE

PLUSY:
  1. eksploracja jeszcze przyjemniejsza niż w „jedynce” – głównie dzięki usprawnionemu plecakowi odrzutowemu i możliwości umieszczania na mapie własnych znaczników;
  2. pozytywne zmiany w systemie walki wręcz – zrezygnowano z paska combosów i zmniejszono znaczenie staminy;
  3. poprawione strzelanie – używanie kuszy i łuków oraz w mniejszym stopniu pistoletów stało się dużo przyjemniejsze;
  4. mniej „przykrywający” ekran, a jednocześnie bardziej czytelny interfejs;
  5. system frakcji z jednej strony nagradzający lojalność, a z drugiej umożliwiający zmianę przynależności;
  6. całkiem niezła oprawa graficzna – nie jest to obecny growy top, ale plenery są urokliwe i da się zawiesić na nich oko;
  7. klimatyczna muzyka i świetnie brzmiące odgłosy przyrody (niektóre pamiętające Gothica 2);
  8. dobra optymalizacja i w zasadzie brak błędów technicznych;
  9. mające znaczenie wybory – zwłaszcza na początku gry;
  10. całość wydaje się bardziej płynna, a mniej „drewniana”;
  11. zlepek stylistyk zwany Magalanem stał się nieco bardziej jednolity przy zachowaniu swojej różnorodności;
  12. przyzwoity, choć dość przewidywalny główny wątek fabularny...
MINUSY:
  1. ...który robi się jednak mocno liniowy w drugiej połowie gry;
  2. sporo nieciekawych zadań pobocznych, w tym frakcyjnych i misji towarzyszy;
  3. paskudne twarze większości postaci niezależnych (brrr!);
  4. wciąż trącące myszką animacje posługiwania się bronią białą;
  5. niewiele wnoszący wskaźnik stopnia zniszczenia;
  6. nadal dość przeciętne dialogi, choć mniej przegadane niż w „jedynce”;
  7. zbędne romanse – gra nic by nie straciła, gdyby nie było ich w ogóle;
  8. znów kulejący od strony reżyserskiej polski dubbing.

Studio Piranha Bytes „znowu to zrobiło” – opracowało kolejną grę bazującą na fundamencie Gothica, która wciągnie fanów na wiele godzin. W szczególności eksploracją całkiem ładnego i zróżnicowanego świata, nieco mniej fabułą, podpadającą pod kliszę science fiction, a na końcu usprawnionym, nie aż tak „drewnianym” jak ten z części pierwszej systemem walki. Generalnie liczba pozytywnych małych zmian jest tak duża, że drugi Elex może stać się dla „jedynki” tym, czym dla swojego poprzednika był Gothic 2. Casusu sequela Risena udało się więc twórcom uniknąć. Ponadto pokazali, że nie stoją w miejscu, a panujące w branży trendy nie są im obce.

Czy „Piranie” odrobiły pracę domową? Zdecydowanie tak. Czy ustrzegły się błędów? Zdecydowanie nie – są to jednak rzeczy, na które fani niemieckiego dewelopera od lat przymykają oko. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że część tych niedociągnięć nie będzie przeszkadzać również osobom mającym sceptyczny stosunek do gier „gothicopodobnych”. Ich wady i zalety nie są co prawda obce Elexowi 2, ale te pierwsze irytują jakby mniej, z kolei drugie – radują bardziej niż zwykle.

Chociażby eksploracja, która już w „jedynce” została zrealizowana znakomicie. Magalana chciało się przemierzyć wzdłuż i wszerz, a plecak odrzutowy przyjemnie rozleniwiał, pozwalając w mgnieniu oka znaleźć się u podnóża wysokiej góry i uniknąć mozolnego schodzenia na dół „z buta”. W sequelu gadżet ten powraca ze starymi i nowymi funkcjami.

Po zainstalowaniu odpowiedniego ulepszenia oprócz standardowego wzbijania się w powietrze możliwe staje się także latanie na długie dystanse. Żałowałem, że zdecydowałem się na ten upgrade stosunkowo późno, bo jest on niezwykle przydatny – i to nawet nie w przemieszczaniu się z miejsca na miejsce (od tego są teleporty), a w błyskawicznym pokonywaniu mniejszych odległości i... w walce. Widząc na horyzoncie punkt, do którego trzeba dreptać przez kilkadziesiąt sekund, wystarczy zrobić „ziuuuuuum!” – i już się jest na miejscu. Kiedy zaś jakieś starcie przestanie przebiegać po naszej myśli, próżno szukalibyśmy lepszego manewru odwrotowego, pozwalającego złapać oddech i uleczyć postać.

Jeśli w tej chwili pomyśleliście, że Elex 2 jest diabelnie wymagający, to spokojnie – nie jest. Studio Piranha Bytes przyzwyczaiło nas do dających w kość początków, ale grając na średnim poziomie trudności, nie napotkałem większych problemów. Nie żebym ich na siłę szukał i porywał się z motyką na słońce – to jest z metalową rurką na oznaczonego czaszką trolla – ale często zapuszczałem się w rejony, w które powinienem udać się później (na przykład w głąb ośnieżonego Ignadonu), i wcale nie wracałem stamtąd z podkulonym ogonem. Spora w tym zasługa towarzyszy, pomagających nie tylko zeskrobywać paski zdrowia przeciwników, ale również skutecznie absorbujących ich uwagę. Jeśli zaś jakaś bestia okazywała się nazbyt trudna, oznaczałem ją sobie symbolem na mapie – czyż nie napisałem, że Piranha Bytes się rozwija? – by za jakiś czas ponownie stawić jej czoła. Podobnie robiłem z zamkniętymi skrzyniami i sejfami, gdy brakowało mi odpowiednich umiejętności.

Pomyślana w ten sposób eksploracja wraz z poprawionym systemem walki – w końcu przyjemnie się strzela: zrezygnowano z paska combosów i nieco ograniczono znaczenie staminy – oraz z fabułą porównywalną do tej z pierwszego Elexa wystarczyły, żebym wkręcił się w nową grę „Piranii”. Czy jednak nie było to zbyt mało, aby wstrzymać się z ziewaniem do momentu ujrzenia napisów końcowych? Trochę, niestety, tak.

Więcej na temat gry Elex 2 znajdziecie w naszym hubie.

Czy my się przypadkiem nie znamy? Oczywiście. Ty…

Elex 2 w pigułce, czyli krótkie FAQ

Zdaję sobie sprawię, że wyszukiwanie w tekście odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania może być frustrujące. Dlatego postanowiłem ułatwić Wam życie i zebrać je w jednym miejscu. Mam nadzieję, iż wyczerpałem pulę.

Ile jest frakcji?

Z zapowiedzi mogliście się dowiedzieć, że w Elexie 2 znajdzie się pięć ugrupowań. Obok występujących w „jedynce” Albów, Berserków, Banitów i Kleryków pojawia się nowe stronnictwo znane jako Morkoni. Czy da się przyłączyć do każdej z tych frakcji? Tak – choć nie od razu. Na początku można zasilić jedynie szeregi Albów (wreszcie!), Berserków i Morkonów. Pozostałe dwie grupy przyjmą nas dopiero na późniejszym etapie gry. Ja opowiedziałem się po stronie miłośników magii i miecza – wydawało mi się to najbardziej kanoniczne – a później mogłem porzucić ich na rzecz Banitów. Zakładam więc, że droga do Kleryków wiedzie przez Albów.

Czy da się przejść grę bez dołączania do jakiejkolwiek frakcji?

Początkowo wydawało mi się, że – mimo szumnych zapowiedzi – nie jest to możliwe i gra wymusi na mnie wybór którejś ze stron, bym mógł kontynuować wątek fabularny. Po ukończeniu Elexa 2 wczytałem jednak wcześniejszy „sejw”, aby to sprawdzić. Ku własnemu zdziwieniu mogłem przejść dalej, nie podejmując stosownej decyzji w momencie, gdy wydawało się to nieuniknione. Nie jestem więc pewien na sto procent, czy da się w ten sposób zaliczyć całą grę, ale wydaje się to całkiem prawdopodobne. Tak czy inaczej, wybór będący brakiem wyboru jest raczej mało opłacalny, gdyż automatycznie pozbawiamy się dostępu do najlepszych pancerzy czy choćby magii, nie wspominając o zadaniach frakcyjnych.

Ilu jest towarzyszy? Czy można romansować?

W trakcie swojej przygody spotkałem siedem postaci, z którymi mogłem iść ramię w ramię przez fabułę. Część z nich to starzy znajomi z „jedynki”, więc nie będę Wam psuł niespodzianki. Dość powiedzieć, że każdy gracz powinien znaleźć kogoś, kto idealnie uzupełni jego styl gry. Jeśli zaś chodzi o romanse, opcje są trzy – same kobiety – po jednej na każdą z podstawowych frakcji, czyli Albów, Berserków oraz Morkonów. Wymieniając je, znów musiałbym Wam jednak nieco popsuć zabawę, więc ograniczę się do tego, że można powrócić w objęcia Kaji. Relacje protagonisty z tymi postaciami zależą od podejmowanych przez niego decyzji, ugrupowania, do którego należy, a także od stopnia zniszczenia (wskaźnika odpowiadającemu oziębłości z części pierwszej).

Ile zajmuje przejście Elexa 2?

Elex 2 to ogromna gra na dziesiątki, a nawet setki godzin – jeśli chcemy poznać wszystko, co ma do zaoferowania. Ja spędziłem ich z tym tytułem pięćdziesiąt pięć. Trochę się spieszyłem, więc z pewnością ominąłem część zadań pobocznych. Myślę, że na doświadczenie wszystkiego, co oferuje pojedyncza przygoda, potrzebowałbym kolejnych dziesięciu, może nawet piętnastu godzin.

Czy można grać w Elexa 2 bez znajomości „jedynki”?

Wydaje mi się, że tak, choć przyznaję – nie jestem odpowiednią osobą do oceniania tej kwestii. Głównie dlatego, iż pierwszego Elexa przeszedłem dwa razy i znam go w sumie na wylot. Twórcy dość sprawnie przypominają jednak wydarzenia z „jedynki” – na niektóre z nich możemy teraz spojrzeć w innym świetle – a powracający NPC w kilku słowach wyjaśniają, skąd protagonista ich zna. Jeśli więc od części pierwszej się odbiliście, i tak możecie dać „dwójce” szansę – a nuż Wam się spodoba?

Jak wypada polska wersja językowa?

Tłumaczenie jest w porządku – nie zauważyłem jakichś większych błędów. A co do dubbingu... cóż, momentami ciężko się go słucha. Rodzimi aktorzy – jak to często bywa – nagrywali poszczególne kwestie osobno, nie znając kontekstu. W konsekwencji nie da się zliczyć sytuacji, gdy intonacja danej wypowiedzi rozmija się z jej sensem albo akcent pada nie na tę część zdania, na którą powinien. Po zmianie wersji językowej gry na angielską jest o niebo lepiej. Tylko że wiecie co? Ostatecznie i tak wolałem grać po polsku. Może to zasługa swojskich przekleństw, których jest tu bez liku. Chyba miały one dodać nieco „humoru” średnim dialogom – na szczęście przegadanym znacznie mniej niż w „jedynce”.

Niebo spada

Wybrałem ją ze względu na kanon.

Studio Piranha Bytes tworzy swoje gry według prostego schematu – zaczynamy nic lub niewiele znaczącym żółtodziobem bez ekwipunku, by za chwilę zostać zasypani masą zadań, stanowiących idealną okazję do zdobycia zarówno punktów doświadczenia, jak i wszelkiego wyposażenia. Niespiesznie wykonujemy owe questy – małe i duże, ważkie oraz błahe – stopniowo odkrywając świat gry, jego niuanse i zasady. A kiedy w końcu stajemy się kimś i nabieramy trochę mocy, wydarzenia zaczynają przyspieszać, by ostatecznie pędzić na łeb na szyję – aż do rozwiązania w wielkim finale. W drodze do niego natrafiamy zaś na coraz mniej misji pobocznych, które niejako zastępują kolejne fale wrogów.

Dokładnie tak jest w Elexie 2. Jax, protagonista „jedynki”, od sześciu lat wiedzie samotnicze życie w niewielkiej chacie. Obrażony na wszystkie frakcje, które nie posłuchały jego ostrzeżenia w sprawie ataku najeźdźców z kosmosu, w zasadzie czeka, aż niebezpieczeństwo zapuka do jego drzwi. I puka – tyle że nie do drzwi, a w dach, roztrzaskując całą chatę na kawałki (niezbyt elegancki sposób pozbawienia postaci sprzętu, ale co tam). Kosmici, określani jako Niebianie, przybyli, by terraformować Magalana. Świat znów potrzebuje bohatera. Będzie jednak musiał trochę na niego poczekać. Jax zostaje bowiem ugryziony przez jednego z najeźdźców, przez co nabawia się dziwnej infekcji. Prolog wieńczy spadnięcie naszego herosa z klifu pozbawiające go oczywiście wszystkich umiejętności.

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Elex 2 - znowu to zrobili! - ilustracja #2

Piranha Bytes stworzyła wariację na temat Mass Effecta. Jestem zaskoczony – nie myślałem, że w szeregach niemieckiego studia znajdują się fani serii BioWare, którzy postanowią przerobić ulubione wątki wedle własnych upodobań. To źle, Elex 2 nie wytrzymuje tego porównania, a dialogi brzmią w nim jak z generatora losowych tekstów fantastyki naukowej. Kontrastowanych wulgarnym podejściem Jaxa, które na początku bawi, a potem już trochę nuży.

Zanim dotarłem do głównego wątku, miałem jednak mnóstwo przyjemności ze zwiedzania Magalana. Zawartość poboczna obfituje w wiele wyborów i pozwala łatwo wejść w świat Elexa 2 – poczuć się jego częścią oraz poznać panujące w nim relacje między mniejszymi i większymi stronnictwami. Zajmowanie się wewnątrzfrakcyjnymi problemami to najlepsza część gry i szkoda, że nie została bardziej rozbudowana.

Zazwyczaj najpierw wykonuję wszystkie zadania poboczne, dlatego zaliczyłem spore rozczarowanie, gdy wreszcie zająłem się główną opowieścią (wątki towarzyszy też bym w to wliczył – są strasznie pretekstowe). Liniowość, klisze i dużo sieczenia kolejnych wrogów – taki był pomysł twórców na podstawowe misje. Nie zaznałem rozrywki o równej jakości, niemniej jeśli miałbym dokonać krótkiego podsumowania, to bawiłem się całkiem dobrze, zwłaszcza że pod względem mechaniki Piranha Bytes odnotowała wyraźny progres.

Ocena: 7/10

Krzysztof Lewandowski

Na koniec świata i jeszcze dalej! W Elexie 2 to nie przenośnia.

Pomocy Jaxowi udziela niejaki Adam – jedno spojrzenie na jego twarz i fani pierwszego Elexa powinni wiedzieć, z kim mają do czynienia. Niemniej protagonista musi to dopiero odkryć, więc i ja oszczędzę Wam spoilerów. W każdym razie ów starszy jegomość wydaje się dość dobrze znać Bestię z Xakoru – na tyle, by wiedzieć, że tylko burkliwy łysy bohater będzie w stanie pogodzić zwaśnione frakcje Magalana i zjednoczyć je w walce z nowym wrogiem. Naszym zadaniem jest stworzenie Szóstej Siły – potęgi, jakiej planeta jeszcze nie widziała. W Bastionie, czyli siedzibie owej grupy, każdy jest mile widziany. Pytanie tylko, kto zechce walczyć w słusznej sprawie. Jax musi się tego dowiedzieć w pierwszej kolejności.

Od tego momentu mamy w zasadzie niczym nieograniczoną wolność w otwartym świecie. Ja najpierw odnalazłem Dexa, syna protagonisty i Kaji. Razem wybraliśmy się do grupy Morkonów (która napadła na Berserków) z towarzyską wizytą – wiecie, taką zakrapianą krwią. Potem, gdy pozbyłem się wreszcie trochę irytującego chłopca, a jego matka zgodziła się mi towarzyszyć, nie wyruszyłem do leżącej na południu siedziby Berserków, tylko na północ, gdzie natknąłem się na Kleryków, Banitów i Albów. Było to o tyle naturalne, że – inaczej niż w „jedynce” – nie zaczynałem obok wioski Berserków, będąc do niej na siłę wpychanym, a niejako pośrodku niczego.

Własne znaczniki to świetna sprawa – powinny stać się standardem w grach RPG.

Co nie znaczy, iż warto wałęsać się bez celu na wczesnym etapie zabawy. „Piranie” dały nam nieskrępowaną wolność, ale im szybciej trafimy do jakiejś społeczności, tym lepiej. W terenie nie znajdziemy bowiem zbyt wielu zadań, przez co gra może wydać się odrobinę nudna, a jej świat – pusty. Dotarcie do ludzkich enklaw pozwala szybciej i łatwiej nabrać doświadczenia, a także zapewnia dostęp do nauczycieli, handlarzy i towarzyszy. Dlatego warto jak najszybciej odwiedzić wszystkie frakcje. Raz, że pozwala to dość sprawnie przejść do drugiego rozdziału gry, tym samym przybliżając się do poznania odpowiedzi na pytania dotyczące najeźdźców i infekcji Jaxa, a dwa – bardziej angażujemy się w ten sposób w przygodę. Co ciekawe, nie trzeba odwiedzać wszystkich ugrupowań, aby zaliczyć postęp fabularny, bo na temat niektórych można zdobyć informacje z drugiej ręki.

Zadania w zadaniach

Niezależnie od obranej ścieżki, natykamy się tu na szereg zadań głównych i pobocznych, które w bardzo naturalny sposób przeplatają się ze sobą. Na przykład pomagając członkowi Albów w dochodzeniu, musiałem przejść wraz z nim spory kawałek mapy, aby dostać się w pobliże zamku zamieszkiwanego przez Kleryków. Zdecydowaliśmy się skrócić sobie drogę, idąc przez stary tunel. Wbrew przewidywaniom mojego towarzysza okazał się on zamieszkały – i to przez bandę łupieżców, w których zasadzkę wpadliśmy niczym dwie śliwki w kompot. Można było negocjować, ja jednak sięgnąłem po broń. Po niełatwym starciu ruszyliśmy dalej. Ostatecznie jednak trud się opłacił, gdyż w siedzibie Kleryków mogłem poinformować kogo trzeba o rozwiązaniu problemu grasujących w okolicy łupieżców, za co zostałem sowicie wynagrodzony.

Elexowy odpowiednik wiedźmińskego: „wcale nie jest was więcej. To taki matematyczny paradoks i wyjątek od reguły”.

Tego typu nieoczywistych zakrętów fabularnych jest oczywiście znacznie więcej. Za każdym razem, gdy się na nie natykałem, wiedziałem, że czeka mnie trudna walka lub niełatwa decyzja do podjęcia. Szkoda tylko, iż zostały one ograniczone w zasadzie do wątku głównego. Przytoczony powyżej przykład to nic innego jak zadanie rekrutacyjne do frakcji Albów – jest więc złożone i ciekawe. Większość questów pobocznych natomiast sprowadza się do prostych akcji: znajdź X, pozbądź się Y, przynieś Z. Na ogół wykonuje się je przyjemnie, więc nie chcę za bardzo narzekać, ale tutaj akurat studio Piranha Bytes może jeszcze sporo poprawić. Gdy wybrałem się na koncert Billy’ego Idola, by po prostu wysłuchać jednego kawałka i odhaczyć nic niewnoszącą, pozbawioną ciągu dalszego „misję”, jedynym towarzyszącym mi uczuciem było zażenowanie.

Szykuje się kolejny mord. Ksywka zobowiązuje, co? Drab?

Jeszcze gorzej wypadają questy towarzyszy. Niemal wszystkie zadania, w których pomagałem banicie Drabowi, polegały na zabijaniu. W ogóle rola kompanów wydaje się dość ograniczona – owszem, bywają przydatni w walce, ale poza nią ich znaczenie jest marginalne, a historie, które dzięki nim poznajemy, nie należą do najlepszych. Podobnie romanse – jak dla mnie mogłoby ich nie być. Zaskoczyła mnie za to rola, jaką odgrywa w fabule Dex. Ostatecznie chłopak okazuje się co prawda środkiem do osiągnięcia pewnego z góry założonego celu, ale to i tak więcej, niż początkowo zakładałem. Byłem bowiem przekonany, że został on wprowadzony na siłę, ot, żeby Jax wydawał się bardziej ludzki, a graczowi łatwiej przychodziło utożsamianie się z nim.

Magalan w ruchu

Uwierzcie – w ruchu to wygląda znacznie lepiej…

Na koniec pozwolę sobie krótko wspomnieć o oprawie wizualnej, która – choć jakoś wyjątkowo nie zachwyca – to jednak ma pewien urok. Różnica między wizualiami pierwszego i drugiego Elexa jest naprawdę duża – żeby jednak to docenić, trzeba zobaczyć „dwójkę” w ruchu, bo statyczne obrazki nie oddają surowego piękna Magalana. Długie, niemal jadowicie zielone źdźbła trawy kołyszące się na wietrze. Połyskująca w słońcu woda, leniwie biegnąca wąskimi korytami rzek i strumieni. Ogień wesoło trzaskający w ogniskach, dających otuchę nocą. To wszystko w grze prezentuje się naprawdę nieźle.

Ponadto do minimum zniwelowano chwilowe zaciemnianie się widoku przy wchodzeniu do pomieszczeń, które potrafiło irytować w „jedynce”. Wciąż robi się wyraźnie ciemniej, gdy wkraczamy do wnętrz słabo oświetlonych budynków, ale nie do tego stopnia, aby źrenice musiały mieć chwilę na dostosowanie się.

…i to też!

Dobrego słowa nie jestem za to w stanie powiedzieć o animacjach posługiwania się bronią białą, a także o twarzach NPC. Nie są one może gorsze niż w pierwowzorze, ale konieczność patrzenia na nie przez kilkadziesiąt godzin to nic przyjemnego. O ile planeta Magalan stała się nieco bardziej spójna stylistycznie – jednocześnie zachowując swoją różnorodność – o tyle oblicza postaci wydają się pamiętać Górniczą Dolinę. Oczywiście nieco przesadzam, ale zakładam, że rozumiecie, o co mi chodzi.

Nie za wysoko?

Rozwój postaci, hakowanie, handel – te elementy nie uległy większym zmianom. Karton papierosów wciąż jest cenny źródłem kryształków.

Trochę ponarzekałem, więc możecie być zdziwieni oceną. Chciałem jednak, aby wyrażała ona progres, jaki „Piranie” poczyniły od premiery pierwszego Elexa, któremu dałbym „oczko” albo pół mniej. Twórcy nie zmarnowali tych ponad czterech lat i jak na około trzydziestoosobowy zespół wykonali kapitalną robotę. „Drewno” wciąż jest obecne w Elexie 2, ale niemal na każdym kroku czuć, że zostało wyheblowane znacznie lepiej niż w „jedynce”. Co więcej, na pięćdziesiąt pięć godzin zabawy tylko raz przytrafił mi się błąd skutkujący wyrzuceniem do pulpitu, a nie licząc sporadycznych drobnych spadków, gra cały czas utrzymywała sześćdziesiąt klatek na sekundę przy wysokich ustawieniach graficznych. W czasach, gdy duzi deweloperzy potrafią karygodnie zaniedbać ten aspekt, studio Piranha Bytes pokazało, iż da się uniknąć technologicznego bubla. I choćby za to Elexowi 2 należą się drobne fory. Ale takie naprawdę drobne – bo to po prostu dobra gra jest.

O AUTORZE

Z produkcjami „Piranii” jestem w zasadzie od początku, bo od Gothica 2. Nie licząc drugiego i trzeciego Risena, wszystkie przeszedłem co najmniej dwukrotnie. Najwyżej oceniam pierwsze dwie przygody Bezimiennego. Na trzeci stopień podium załapuje się zaś Gothic 4... to znaczy Risen. Elexa 2 umieściłbym tuż za nim.

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Jaki typ gier RPG lubisz najbardziej?

Klasyczne, takie jak za dawnych czasów
28,1%
Action-RPG
45,2%
RPG w stylu Dark Souls
6,2%
Hack'n'slashe
4,5%
Taktyczne RPG
7,6%
jRPG
4,2%
Roguelike'i
1,1%
MMORPG
2%
Inne
0,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.