Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mafia: Edycja Ostateczna Recenzja gry

Recenzja gry 24 września 2020, 17:00

Recenzja gry Mafia: Definitive Edition – Pan Remake przesyła pozdrowienia

Edycja ostateczna Mafii wzbudziła wśród fanów wiele emocji, wszak studio znane ze słabej Mafii 3 postanowiło ulepszyć grę, która zyskała status legendy. Efekt końcowy jest więcej niż zadowalający, choć do kilku rzeczy można się przyczepić.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedy ktoś bierze się za bary z legendą i zamierza ją ulepszyć, to zadanie wydaje się być z góry skazane na porażkę. Pierwsza Mafia, ukochane „dziecko” czeskiego studia Illusion Softworks, które dość niespodziewanie zrobiło zawrotną karierę nad Wisłą, jest takiej legendy przykładem. Już po publikacji wrażeń z prasowego dema kilka tygodni temu w sieci dało się usłyszeć okropny jęk zawodu, a obelgi rzucane przez rozczarowanych fanów skutecznie zagłuszyły nieliczne głosy aprobaty. A to twarze nie takie jak trzeba, a to strzelanie słabe i jeszcze te mityczne uproszczenia, choćby w postaci osłon dla „konsolowych leszczy”. Sytuacji nie poprawiał też fakt, że za zamachem na rzeczoną świętość stało studio Hangar 13, znane głównie z przeciętnej – przyznaję – Mafii 3. Osobiście cieszę się jednak, że ktoś z tej ekipy wpadł na pomysł, żeby ten remake zrobić, bo doskonały to on, owszem, nie jest, ale i tak była to jedna z najmilej spędzonych przeze mnie sesji z grą od dłuższego czasu.

Początek życia gangstera.

Opowieść, którą znacie

PLUSY:
  1. szacunek dla pierwowzoru – brak poważnych ingerencji w scenariusz, ale też dodatki w postaci nowych scen;
  2. bardzo dobrze wyreżyserowane cutscenki, nowi aktorzy dają radę;
  3. częściej pojawiający się bohaterowie drugiego planu;
  4. kapitalny klimat lat trzydziestych;
  5. świetne modele samochodów;
  6. wyścig wciąż potrafi dać w kość;
  7. epilog wreszcie spina „jedynkę” z „dwójką”;
  8. fantastycznie wykonane miasto...
MINUSY:
  1. ...które wymaga wypełnienia go treścią – brak aktywności pobocznych w kampanii;
  2. można było pokusić się o więcej dodatkowych scen, skoro i tak przygotowano je od zera;
  3. zdecydowanie muzyka.

Zacznijmy od odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Tak, remake Mafii jest wierny scenariuszowi, który od lat kilkunastu stanowi oczko w głowie fanów pierwowzoru. Wspinając się po przestępczej drabinie w rodzinie Salierich, Tommy pokonuje dokładnie te same szczeble, które zaliczał wcześniej – innymi słowy, autorzy odtworzyli absolutnie wszystkie wydarzenia, które wpłynęły na jego karierę, oczywiście w tych samych lokacjach. Mafijnych purystów, których w naszym kraju nie brakuje, z pewnością ucieszy też fakt, że nie ma tu żadnej poważnej ingerencji w materiał źródłowy, więc wyznaczeni do odstrzału bohaterowie giną dokładnie tam, gdzie ginąć powinni, i dzieje się wszystko to, co znamy już na pamięć. Reasumując, zero niespodzianek w rzeczach najbardziej istotnych, co nie oznacza, że w tych mniej ważnych zmian nie poczyniono w ogóle – wręcz przeciwnie.

Autorzy – co się chwali – dokładnie przestudiowali oryginalne misje i w mniej lub bardziej udany sposób rozwinęli wybrane wątki, dając więcej czasu antenowego postaciom potraktowanym po macoszemu przez pierwowzór. Świetny przykład stanowi tu Sarah, która nie jest już bohaterką jednej dedykowanej jej misji, tylko regularnie pojawia się też barze Salieriego i występuje również w innych przerywnikach filmowych, na ogół wieńczących krwawe wypady jej męża.

Co warte podkreślenia, deweloperom udało się w tych dodatkowych scenach zbudować tę postać i nadać jej głębię, czego nie można powiedzieć o totalnie bezpłciowej wybrance serca Tommy’ego z oryginału. Mocno popracowano też nad postaciami Pauliego i Sama, dorzucając im wiele dodatkowych kwestii dialogowych, które – co tu dużo mówić – lepiej nakreślają ich charaktery oraz motywacje, istotne zwłaszcza w kontekście wielkiego finału. Nawet Salieri zyskał w tej grze, zmieniając się z typowego dla takich opowieści ojca chrzestnego w bardziej prężnego i aktywnego herszta bandy, który pewnie podejmuje kluczowe decyzje podczas mafijnej wojny, a czasem nawet potrafi pobrudzić sobie ręce. W kontekście tych usprawnień najbardziej żałuję braku ingerencji w postać dona Morello, który w remake’u wciąż jest tym samym bezwzględnym sukinsynem, ale na ekranie pojawia się tylko odrobinę częściej niż w pierwowzorze. Jest go zdecydowanie za mało.

Sarah dostała zdecydowanie więcej czasu antenowego niż w pierwowzorze.

Warto podkreślić, że modyfikacji uległy też postacie trzecioplanowe, które w 2002 roku zaliczyły jedynie krótki gościnny występ. Pamiętacie Salvatore, czyli mafijnego Egona Olsena, eksperta od sejfów? W pierwowzorze był to wyjątkowo małomówny typ – jego wypowiedzi można było policzyć na palcach obu rąk. W remake’u nie tylko dodano mu nowe kwestie dialogowe, ale też sprawiono, że jegomość posługuje się głównie językiem włoskim. Prowadzi to do zabawnych sytuacji już w samej willi, bo kiedy przedzieramy się przez okalający ją ogród, Salvatore dokładnie wyjaśnia plan naszemu podopiecznemu, wskazując, gdzie znajduje się ich cel i jakie czyhają w związku z tym niebezpieczeństwa. Z racji tego, że Tommy nie jest w stanie zrozumieć tego bełkotu, nie rozumiemy go również i my, bo kwestie te nie są tłumaczone. Na swój sposób jest to bardzo urocze.

Powyższe przykłady dość dobrze obrazują to, czym remake Mafii jest u samych podstaw: wiernie odtworzoną historią Tommy’ego, która miejscami doczekała się różnych i – co tu dużo mówić – potrzebnych usprawnień. Dzięki nim udało się wzbogacić całą fabułę i sprawić, że poszczególne rozdziały bardziej łączą się ze sobą. Ta gra prosiła się jednak o więcej tego typu ingerencji. Choć jestem wielkim fanem pierwowzoru, nie uważam fabuły „jedynki” za opowieść kompletną – zawsze wydawało mi się, że wojna rodzin przebiega tu w zbyt szybkim tempie, a końcowy epizod jest nieco oderwany od reszty. Studio Hangar 13 miało świetną okazję, żeby to zmienić, ale nie chciało lub nie miało odwagi tego zrobić. Kilka nowych misji z pewnością by tej grze nie zaszkodziło.

Don Morello to jedna z najlepszych postaci w tej grze. Szkoda, że pojawia się tak rzadko.

Nie ma czasu na zwiedzanie

W głównym wątku zabrakło mi też tego, na co po cichu liczyłem, testując kilka tygodni temu prasowe demo. W żaden sposób nie zmieniono struktury gry i nie dano nam pomiędzy misjami czasu wolnego. Remake serwuje więc misję za misją i nie pozwala bezstresowo pozwiedzać bardzo ładnie wykonanego miasta. Trochę szkoda, bo wzorem drugiej Mafii wystarczyłoby Tommy’ego wysyłać po robocie do domu (zwłaszcza że Angelo faktycznie takowy w grze posiada) i umieścić na mapie markery rozpoczynające kolejny epizod.

Przyczyna tego stanu rzeczy tkwi zapewne w tym, że w Lost Heaven nie ma po prostu co robić. Mapa nie sprawia wrażenia niewielkiej, ale samo miasto okazuje się mało interaktywne – nie uświadczymy w nim żadnych sklepów, do których można by wejść i coś kupić, nie weźmiemy też udziału w jakichkolwiek aktywnościach pobocznych, nie licząc kolekcjonowania aut dla Lucasa Bertone’a, ale tych wozów jest raptem kilka. Ludzie, którzy wcześniej nie zetknęli się z „jedynką”, nie będą nawet wiedzieć, że w remake’u działają stacje benzynowe, gdyż gra nigdy nie zmusza nas do tankowania pojazdów. Taka sztuka dla sztuki, bo choć trudno nie docenić ogromu pracy włożonego w stworzenie tej wirtualnej metropolii, to zapomniano wypełnić ją jakąkolwiek treścią poza kiepskimi znajdźkami.

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Mafia: Definitive Edition - ilustracja #4

W Mafię: Edycję ostateczną grałem z głową pełną wspomnień z oryginalnej wersji, którą w 2002 roku byłem kompletnie oczarowany. Zamiast więc czekać na kolejne zwroty akcji, skupiałem się głównie na porównaniach i różnicach, co zrobiono lepiej, a co słabiej. Ale gdybym poznawał na świeżo tę czeską wersję Ojca chrzestnego, nadal byłbym pod wrażeniem niezłej fabuły, bohaterów, ciekawych misji i świetnie wykreowanego klimatu.

Sam remake ogólnie się udał. Zachował wszystkie zalety oryginału i na szczęście nie dodano żadnych udziwnień na siłę. Wszystko w sumie rozbija się o detale. Spodobały mi się lepiej napisane dialogi i voice acting, a także nowy Tommy czy poprawki w niektórych misjach. Rozczarowało nieco szybsze tempo, bo twórcy wycięli parę „dłużyzn”, które w oryginale fajnie budowały klimat i napięcie. Szkoda też, że strzelanie wyszło drętwo, głównie przez fatalne udźwiękowienie. Takich technicznych detali na plus i minus można by wymieniać wiele, ale na tle pozostałych dokonań studia Hangar 13 i tak jest nieźle. Pierwsza część Mafii pozostaje najlepszą odsłoną całej trylogii.

MOJA OCENA: 8.0/10

Dariusz Matusiak

W trybie swobodnej jazdy czekają na nas nowe, z reguły fikuśne samochody.

Owszem, wzorem pierwowzoru gra oferuje tryb jazdy swobodnej, gdzie czekają na nas różne wyzwania inicjowane w budkach telefonicznych, ale równie dobrze można było je też wrzucić do kampanii w charakterze przerywników. W trybie opowieści nie można nawet przebrać Tommy’ego w inne wdzianko, mimo że wyposażono go w co najmniej 21 kompletów strojów (tyle udało mi się odblokować – możliwe, że jest ich więcej). Da się to zrobić wyłącznie we wspomnianym module swobodnej jazdy, korzystając z szafy ulokowanej nad barem Salierich.

Szkoda również, że studio Hangar 13 kompletnie zignorowało tereny wiejskie. W kilku misjach (np. już na początku kampanii w „Uciekinierze”) możemy sami zerwać się ze smyczy i wyjechać z miasta, ale w sumie nie ma tam czego szukać poza znajdźkami. Większość domostw jest zrujnowana i opuszczona, ludzi brak, a jakiekolwiek przejawy życia obserwujemy jedynie w postaci przejeżdżających od czasu do czasu samochodów. Dla odmiany w Lost Heaven ruch uliczny okazuje się naprawdę spory i świetnie to wygląda, chyba że akurat musimy kogoś ścigać w misji. W takich przypadkach większość aut i tramwajów w magiczny sposób znika i robi się tak pusto, jak po wprowadzeniu obostrzeń w polskich miastach z powodu koronawirusa.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Który element pierwszej Mafii jest dla Ciebie najistotniejszy?

Klimat i miejsce akcji
21,8%
Detale
1,2%
Realizm
2,3%
Tryb jazdy ekstremalnej
2,8%
Warstwę audiowizualną
1,2%
Fabułę
69,5%
Postacie
1,2%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.