Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 kwietnia 2008, 13:12

autor: Katarzyna Michałowska

eXperience112 - recenzja gry

eXperience 112 to przygodówka inna niż wszystkie. Nie zbierasz i nie gromadzisz żadnych przedmiotów, nie łączysz ich i nie głowisz się nad tym, co komu wręczyć, by pozyskać potrzebną rzecz czy informację. To co w ogóle jest tam do roboty? Sprawdź...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

W nie do końca wiadomym miejscu i czasie, gdzieś w zatoczce na oceanie stoi opuszczony tankowiec. Poza olbrzymimi rozmiarami nie wygląda imponująco. Stan rujnacji, w jakiej się znajduje i panosząca się na nim bujnie roślinność sugerują, że tkwi tam od bardzo dawna i że jego załoga opuściła go wiele lat temu. Ale czy aby na pewno? Oglądasz olbrzymi obiekt z lotu ptaka, po czym zapuszczasz się do środka, pobieżnie rejestrując stan zniszczeń. Wreszcie pojawia się oko kamery, nakierowane na... młodą śpiącą kobietę. Podłączona jest do czegoś w rodzaju kroplówki i najwyraźniej zaczyna wybudzać się ze snu. Kim jest? Jak długo trwała w stanie letargu? Czy to możliwe, żeby...? Naprawdę...???

Podczas przygody z eXperience112 spotka Cię sporo zaskoczeń. Pierwsze i zasadnicze z nich – nie Ty jesteś bohaterem (a w zasadzie bohaterką) gry. Lea Nichols nie jest postacią, w którą wcielasz się, by znaleźć się w centrum akcji. To całkowicie samodzielny byt, postępujący według własnego planu i w zasadzie można rzec, że to bardziej ona kieruje Tobą niż Ty nią, prosząc Cię o pomoc w wykonywaniu różnych czynności, a w efekcie w rozwikłaniu tajemnicy tankowca. Kobieta przemieszcza się po statku, penetrując jego kolejne pomieszczenia i zdobywając bądź przypominając sobie ważne informacje. Ty siedzisz przy klawiaturze komputera, podglądasz ją dzięki rozmieszczonym w całym obiekcie kamerom i mając dostęp do systemu, na którym opiera się przeprowadzany na tankowcu projekt badawczy, przeglądasz niezliczone ilości plików, dokumentów i map.

To się nazywa kac gigant...

Oczywiście monitorujesz poczynania dziewczyny i tak jak ona podpowiada Ci, czym powinniście się zająć, tak i Ty sugerujesz jej, gdzie powinna pójść, zapalając w danym miejscu światło czy aktywując jakiś obiekt. Innymi słowy tworzycie tandem, w którym jedno nie jest w stanie działać bez drugiego. Musisz zaufać Lei, że wie, co robi, każąc Ci otworzyć jakieś drzwi czy uruchomić jakichś mechanizm. Ona także musi zaufać Tobie, gdy nakłaniasz ją do przeszukiwania zwłok czy prowadzisz w miejsca, w które nie bardzo ma ochotę się udać. Zresztą dziewczyna nie przyjmuje wszystkich Twych sugestii bez mrugnięcia okiem – dyskutuje, złości się, nawet buntuje, odmawiając wejścia gdzieś, gdzie wie, że nie znajdzie niczego ważnego, a czasem pomstuje trochę, po czym robi to, czego żądasz. Tradycyjnie też gdera przy każdym przestoju czy po kolejnym odpaleniu gry i w zależności od tego, jak długo ją ignorowałeś, marudzi, że czeka już kilka godzin/dni/tygodni i co Ty sobie w ogóle myślisz?!

Podczas dochodzenia do sedna wydarzeń nie zbierasz i nie gromadzisz żadnych przedmiotów, z tej prostej przyczyny, że to nie Ty przebywasz w środowisku gry. Nie robi tego również Lea, a przynajmniej nie w tradycyjny sposób, bowiem nie funkcjonuje tu w ogóle coś takiego jak ekwipunek. Owszem, dziewczyna znajduje np. klucze, które przydają się do odemknięcia niezliczonej ilości drzwi, jednak nie przechowuje ich w widoczny dla Ciebie sposób – po prostu wiadomo, że je ma. Znajduje także kartridże z ulepszeniami do kamer, które od razu instaluje w wewnętrznej sieci komputerowej statku. Dzięki temu możesz poprawiać ostrość widzenia, dokonywać zbliżeń, włączać tryb nocny czy nawet widzieć temperaturę obiektów. Lea natrafia również na czyjeś listy, zapiski bądź pliki z filmami, które wprowadza do systemu, czyniąc je dostępnymi dla Ciebie.

Na czym więc polega zadanie gracza, skoro nie kombinuje z przedmiotami, nie łączy ich i nie głowi się nad tym, co komu wręczyć, by pozyskać potrzebną rzecz lub informację? Przede wszystkim na uważnym słuchaniu dziewczyny. W miarę rozwoju akcji Lea przypomina sobie coraz więcej faktów, przeważnie też wie, gdzie trzeba się udać i czego tam szukać. Do Ciebie należy zaprowadzenie jej we właściwe miejsce tzw. „systemem lampowym” (czyli gasząc i zapalając światło), skłonienie do przejrzenia zawartości biurek czy szafek, wskazanie kolejnego terminala bądź dźwigni, otwierającej przejście do innej strefy tankowca. Wszystko to czynisz, obserwując kobietę w obiektywach kolejnych kamer oraz w postaci niebieskiej strzałki na mapce i klikając zaznaczone na planie lampy, drzwi, komputery, roboty czy inne urządzenia (batyskaf, klimatyzator, mieszalnia, śluza, komora inhalacyjna i jeszcze parę).

Panie Profesorze, ale ja się naprawdę uczyłam... ja tylko głupieję przy tablicy...

Oczywiście w duecie tym spełniasz nie tylko rolę psa przewodnika dla błądzącej po mrocznych i opustoszałych pomieszczeniach kobiety. Lea porusza się po omacku również w sferze wspomnień, a co za tym idzie, nie pamięta (a niektórych po prostu nie zna) kodów do kajut i laboratoriów oraz haseł do plików swoich współpracowników. I tu zaczyna się Twoja niekiedy naprawdę żmudna praca w przekopywaniu się przez masę informacji i danych w systemie, i znajdowaniu tych istotnych w czyichś plikach osobistych lub chronionych (kolejnym hasłem, a jakże) bądź w mailach. Nieraz są to tylko wskazówki naprowadzające, a Ty musisz poskładać do kupy wypowiedzi dziewczyny i to co przed chwilą wyczytałeś, by np. odszyfrować jakiś kod lub odszukać go na ścianie pracowni sklerotycznego profesora, powiększając obraz z kamery.

Bez wątpienia jest to gratka dla osób lubiących czytać dokumenty, główkować, rozpracowywać szyfry i inne tego typu zagwozdki kryptologiczne. Ale nie tylko. Gracz musi wykazać się też spostrzegawczością, by nie przegapić niczego, na co warto zwrócić uwagę Lei lub np. zapisanego przez nią na tablicy hasła. Powinien także dysponować sporą dozą cierpliwości, niezbędnej przy typowo zręcznościowych zadaniach, jak sterowanie robotem czy batyskafem. Nie są to jakieś bardzo trudne misje, ale wymagają dokładności i czasem trwają (batyskaf) i trwają, i trwają... Wśród tych zadań niemalże jak perełka trafia się coś na kształt klasycznych puzzli, no... prawie klasycznych, niemniej nawiązujących do tradycyjnych przygodówkowych zagadek typu: wytęż wzrok.

Klimat rozgrywki jest niesamowity – począwszy od oprawy graficznej, z jednej strony niby nie robiącej wrażenia (dużo szarości, burości, ciemności i żadnych tam fajerwerków), z drugiej idealnie oddającej wnętrze tankowca, zdewastowanego przez czas, roślinność i to co się w nim wydarzyło. Wszystko jest tu bardzo przekonujące i prawdziwe. Lea porusza się wolniutko, co może irytować, ale równocześnie dobitnie świadczy o tym, że dziewczyna obudziła się z naprawdę długiego snu, niezbyt dobrze się czuje i sama jest przerażona i zdezorientowana tym, co wokół siebie widzi. Kamery obracają się pod różnymi kątami, niektóre automatycznie i trzeba je stopować kliknięciem, inne dzięki interwencji gracza, który próbuje śledzić kroki swej podopiecznej. Można uzyskać z nich obraz duży, średni i zupełnie malutki. Jedne pokazują go wyraźnie, inne jako skaczący czy lekko zamazany lub zupełnie nieostry. Lea bardzo często patrzy wprost na Ciebie, dopytuje się, czy dobrze ją zrozumiałeś, powtarza wskazówki. Informuje o kolejnych celach do zrealizowania, które zapisuje w specjalnie do tego założonym katalogu.

Nie patrz tak na mnie, kiedy jestem taka... nieumalowana...

Ty czujesz się, jakbyś naprawdę siedział w jakimś centrum monitoringu i miał dostęp do rzeczywistej bazy danych prawdziwego systemu. Logujesz się pod profilami kolejnych naukowców, czytasz ich korespondencję, przemyślenia zawodowe i osobiste, i coraz więcej dowiadujesz na temat prowadzonych przez nich badań, projektu Edehn, tajemniczej substancji zwanej hydrooksydryną, która może okazać się odkryciem o strategicznym znaczeniu i o wytwarzających ją jeszcze bardziej tajemniczych stworzeniach zwanych Tyriadami. Tu muszę zwrócić uwagę na fakt, że fabuła gry ma ogromne zaplecze w postaci dopracowanej do najmniejszego szczegółu dokumentacji, co jeszcze bardziej uwiarygadnia opowiadaną historię i osadza ją w konkretnych realiach.

Podczas rozgrywki wielokrotnie przychodziło mi na myśl skojarzenie z serią Myst – z powodu osamotnienia bohaterki, specyficznego nastroju i właśnie ze względu na dobudowanie tej całej otoczki uwierzytelniającej świat, do którego mamy okazję zajrzeć. Muszę zapewnić przy tym wszystkich nieprzepadających za mystycznymi klimatami, że mimo owych skojarzeń eXperience112 jest jednak opowieścią zdecydowanie mniej fantazyjną i filozoficzną, za to znacznie bardziej bliską ludzkim emocjom. Choć Lea znajduje się na tankowcu sama (no... prawie...) z jej słów, przebłysków wspomnień i z czytanych dokumentów wyłaniają się zdecydowane, intrygujące, wzbudzające sympatię lub odrazę typy charakterologiczne. To jest aż dziwne, bo na dobrą sprawę w tej grze oprócz szur, szur dziewczyny po kolejnych pokładach nic specjalnego się nie dzieje, a równocześnie dzieje się tak wiele.

Nie bez znaczenia jest z pewnością doskonała oprawa muzyczna. W zasadzie od czasów Dreamfall, zdarzyło mi się tak naprawdę zachwycić ścieżką melodyczną dopiero przy Overclocked. Teraz przytrafiło mi się to po raz drugi. Niepokojące, wyciszające się i narastające kaskadami ambientowych dźwięków utwory pojawiają się dokładnie wtedy, kiedy zaczyna się odczuwać ich brak. Przejmujące zaśpiewy, dziwaczne odgłosy, stukoty, szelesty, trzaski i przepiękna kojąca hipnotyczna miniatura w samym menu. Jestem oczarowana tą muzyką idealnie pasującą do niebanalnej, zaprezentowanej w nowatorskich sposób historii, która – podejrzewam – wywoła spory oddźwięk zwłaszcza wśród osób otwartych na nowości, spragnionych innowacji i ceniących kreatywność.

Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal...

eXperience112 to naprawdę gra w znacznej mierze inna niż to, w co grałeś do tej pory. Ja jestem nią niemalże zachwycona, jednak każdemu konserwatyście polecam najpierw przetestować demo. A dlaczego niemalże? Nie potrafię dojść, czemu program czasem utrudnia przygodówkowiczowi życie i okna, które teoretycznie można przestawiać na pulpicie według własnego uznania, uciekają bezczelnie w inne miejsce. I żeby było jeszcze bardziej niefajnie, dość często występują problemy ze ściągnięciem gry na pasek. Jeśli nie masz naprawdę porządnej karty graficznej, w krótkim czasie dostaniesz też wariacji z powodu sterowania. Przez chwilę myślałam nawet, że jest to efekt zamierzony. Polegający na tym, że kiepski obraz w uruchomionej kamerze ma wpływ na precyzję i czułość myszki. Zaobserwowałam też, że im więcej otwartych okien z podglądem tankowca na ekranie, tym trudniej wcelować w obiekty na mapie. Co za ciekawy zamysł pomyślałam (he, he, he) przez moment, potem już tylko zgrzytałam zębami. Prawda jest jednak taka, że – nic właśnie. Zmuszona przez grę do zakupu nowej karty graficznej zasiadłam wreszcie przed ekranem pozbawionym niepożądanych pseudospecjalnych efektów. A zatem, potencjalny nabywco, zwróć uwagę na wymagania, w tym wypadku to naprawdę istotne.

Tytuł pojawił się na polskim rynku w wersji całkowicie spolszczonej, co ostatnio wcale nie jest tak częstym – a zatem tym bardziej wartym docenienia – zjawiskiem. Insza inszość, że w zasadzie wymagało to podłożenia głównie głosu samej Lei. Głosu wcale przyjemnego i moim zdaniem bardzo przyzwoicie radzącego sobie z emocjami bohaterki. Istnieją wręcz opinie, że polski dubbing przebił angielski. Nie można też nie docenić pracy, jaką musiano włożyć w przetłumaczenie całej bazy danych systemu Edehn oraz w opracowanie na nowo niektórych zagadek, których rozwiązania są inne dla wersji polskiej, angielskiej, jeszcze inne dla francuskiej. Czy oryginalne dzieło studia Lexis Numerique rzeczywiście spotka się z entuzjastycznym odzewem ze strony przygodówkowiczów? Niebawem się przekonamy, a na razie... zamknij oczy... odpręż się... pływasz w morzu pomiędzy delfinami... woda jest ciepła... fale kołyszą Cię do snu... pozwól, żeby spokój natury...

Katarzyna „Kayleigh” Michałowska

PLUSY:

  1. przygodówka inna niż wszystkie;
  2. bardzo przyjemna zabawa w deszyfranta;
  3. dwa sposoby przedostawania się przez zamknięte drzwi (klucz lub hasło);
  4. sporo różnorodnych rzeczy do zrobienia;
  5. ciekawe miejsce akcji;
  6. kapitalny nastrój;
  7. emocjonalny związek z bohaterką;
  8. przepiękna muzyka;
  9. niezłe spolszczenie;
  10. fajne funkcje kamery;
  11. uwaga! Ten produkt wciąga.

MINUSY:

  1. spore wymagania sprzętowe;
  2. nie dla każdego;
  3. czasem testuje naszą cierpliwość;
  4. dość ponura kolorystyka;
  5. ograniczona liczba save'ów;
  6. można utknąć i to na dłużej.
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.