autor: Kacper Kieja
Literackie korzenie gier komputerowych
Zadaniem poniższego tekstu będzie: po pierwsze opisanie dotychczas zrealizowanych programów, opartych na wątkach znanych z literatury, po drugie zastanowienie się nad tym, dlaczego ...
Aby być w zgodzie ze stanem faktycznym należałoby raczej zatytułować ten artykuł „Brak korzeni literackich w grach komputerowych”. I zadaniem poniższego tekstu będzie: po pierwsze opisanie dotychczas zrealizowanych programów, opartych na wątkach znanych z literatury, po drugie zastanowienie się nad tym, dlaczego autorzy gier nie sięgają po wielkie, czy też chociażby uznane pozycje literackie, no i wreszcie po trzecie próba spekulacji, jakie powieści, czy opowiadania dałoby się łatwo przełożyć na język gry komputerowej. Na początek zastrzeżenie natury formalnej. W artykule uwzględniam tylko i wyłącznie gry, które powstały na PC, gdyż nie ma chyba sensu zastanawianie się nad tym, co lat temu wiele można było zobaczyć na Spectrum lub Atari. Zwłaszcza, że programowanie i tworzenie gier nie było wówczas magiczną sztuką, dostępną jedynie wtajemniczonemu klanowi i proste tekstówki przygodowe mógł napisać prawie każdy. Co do rynku konsolowego, to nie mam po prostu odpowiedniej wiedzy, aby dokonać takiej, nawet najbardziej przybliżonej analizy, gdyż bardzo możliwe, że sporo gier na konsole nawiązuje tematycznie do utworów japońskich, których na rynku europejskim praktycznie nie znamy. Po drugie nie będę się zajmował produkcjami, które powstały na podstawie komiksów oraz systemów role-play, gdyż samo zaklasyfikowanie komiksów czy erpegowych systemów jako literatury byłoby już co najmniej lekko naciągane. Zresztą temat przenikania się systemów fabularnych i gier komputerowych jest na tyle obszerny, że z całą pewnością może stać się tematem osobnego artykułu. I wreszcie po trzecie nie brałem pod uwagę produkcji przeznaczonych dla dzieci, a więc między innymi gier, które wyszły ze stajni Disneya. Głównie dlatego, że mimo odwołań do bohaterów literackich bazują one na sukcesie filmów oraz z uwagi na fakt, że społeczność graczy (jeśli tak się można, hem, wyrazić) w zasadzie tych programów nie zauważa. Niechęć autorów gier do czerpania z literackiego dorobku wydaje się zupełnie irracjonalna. Zdawałoby się, że w dzisiejszych czasach sukces marketingowy książki powinien zostać natychmiast zdyskontowany poprzez powstanie po pierwsze filmu fabularnego (ewentualnie serialu), a po drugie gry komputerowej. Oczywiście zawsze można się tłumaczyć, że w tej chwili mało osób interesuje się literaturą, ale nie byłaby to prawda. Utwory, takich autorów jak King, Crichton, Clancy, czy Grisham sprzedają się niczym świeże bułeczki w komunistycznej Polsce, a mamy przecież jeszcze całą plejadę pisarzy zajmujących się fantastyką (Harrison, Dick, Asimov, Norton, Tolkien, Pratchett, Zelazny i dziesiątki innych), których popularność na rynku od lat utrzymuje się na co najmniej przyzwoitym poziomie. Oczywiście, że trudno sobie wyobrazić, aby na język gry komputerowej zostały przełożone niektóre literackie bestsellery, takie jak choćby utwory Coehlo (nawiasem mówiąc straszliwy nudziarz z tego pana, a jeszcze nawiasem mówiąc, to pracuje on w tej chwili nad scenariuszem gry Pilgrim), Grassa, czy Jonathana Carrola. A jak wygląda pod tym względem polski rynek? No cóż, odpowiedź może być tylko jedna: gorzej niż tragicznie. Powstające w Polsce gry w żaden sposób nie nawiązują do utworów rodzimych autorów. Jedynymi wyjątkami są Książę i Tchórz - przygodówka firmy Metropolis, której jednym z głównych bohaterów jest czarodziej Arivald, wzorowany na postaci z opowiadań Jacka Piekary oraz Ogniem i mieczem, gra strategiczna zrealizowana zresztą tylko jako pewne „dopełnienie” filmowego bestselleru, nakręconego według powieści Sienkiewicza. Najpopularniejsi polscy pisarze współcześni, Andrzej Sapkowski i Joanna Chmielewska, nie doczekali się uznania ze strony rodzimych developerów. Prawa do realizacji Wiedźmina zostały, co prawda, wykupione przez firmę Metropolis, ale gra z białowłosym bohaterem w roli głównej najprawdopodobniej nie powstanie. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Po pierwsze Metropolis po odejściu swego szefa, Adriana Chmielarza, i związanych z nim pracowników zostało znacznie osłabione. Po drugie, jeśli, co jest wysoce prawdopodobne, firma nie wykorzysta najlepszego okresu na realizację gry (premiera filmowa i związana z nią kampania reklamowa są wydarzeniami, o które każdy developer modliłby się całymi dniami), to trudno przypuszczać, że kiedykolwiek się za projekt zabierze. A szkoda, bo jak wiadomo, środowiska miłośników science-fiction i fantasy oraz gier komputerowych, w dużej mierze się przenikają. |