Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 sierpnia 2010, 13:25

autor: Adam Kaczmarek

ArmA II: Operation Arrowhead - recenzja gry

Swojskie klimaty Europy Wschodniej w Operation Arrowhead ustąpiły piaskom Takistanu. Czy Czesi z Bohemia Interactive utrzymali w rozszerzeniu do Army wysoką formę?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Uwaga, „fanboy” pociera szklaną kulę i wróży – Operation Arrowhead może być najlepszym dodatkiem w tym roku. I nie jest to proroctwo całkiem pozbawione logicznych przesłanek. Bohemia Interactive zastosowała sprytny myk, otóż do odpalenia OA nie potrzeba podstawowej wersji gry. Jest to aplikacja samodzielna. Dla wiernych fanów przygotowano również opcję integracji zawartości ArmA II z Operation Arrowehad, tworząc tym samym jedyny na rynku militarny symulator z setkami jednostek, pojazdów i rodzajów broni. Wszystko opakowano w tradycyjny sandbox, przez jednych pożądany, a przez drugich wyszydzany. Robi wrażenie?

Doczepione do broni lasery pomagają namierzać wrogiejednostki i synchronizować ataki.

Pierwsza rzecz, rzucająca się w oczy po uruchomieniu dodatku, to totalna zmiana klimatu. Pamiętacie swojskie tereny Czarnorusi, lasy, łąki, pastwiska, zamki i porty? W Arrowheadzie tych elementów krajobrazu na pewno nie ujrzycie. Gracz ląduje w Takistanie, wirtualnym państwie, przypominającym współczesny Afganistan. Gorące piaski, pola naftowe, mnóstwo przełęczy, kamieni oraz wiosek – to od tej pory teren naszych działań. Z jednej strony to świetne urozmaicenie (zwłaszcza, że ArmA kojarzy się bardziej z klimatami Europy Wschodniej), z drugiej spore utrudnienie, gdyż o kryjówkę przed atakującym wrogiem niezwykle ciężko. Co najważniejsze, takistańskie plenery wcale nie nudzą. Zawsze znajdzie się w nich coś ciekawego, jakiś skrawek o indywidualnych walorach przyrodniczych i militarnych. Pospacerujcie sobie na przykład w okolicy miasteczka Feruz Abad i pobliskiej kopalni – kawał mocnych wrażeń gwarantowany. Druga z lokacji umieszczonych w dodatku to zdecydowanie mniejszy od Takistanu Zargabad, który – jak mniemam – będzie terenem skondensowanych walk na krótki dystans w strefie zabudowanej. Ostatnia z map nazwana została po prostu Pustynią i przeznaczona jest do testów różnorakich jednostek. Nie można jej jednak lekceważyć – dzięki kilku prostym zabiegom może przeobrazić się w tętniące życiem miasteczko.

W ArmA II wprowadzono pewną nowość zwaną „modułami”. Owe narzędzia zmieniały rozgrywkę w zależności od preferencji gracza – upraszczały system leczenia, tworzyły losowe patrole itd. W Operation Arrowhead zakres modułów powiększył się m.in. o generator terenów zurbanizowanych. Odpowiednia konfiguracja tej opcji może zaowocować naprawdę świetnymi rezultatami. Nowo powstałą mieścinę można dowolnie nazwać, nadać jej kształt, wielkość, stopień zagęszczenia budynkami itp. Ogólnie to bardzo ciekawa zabawka dla kogoś, kto dużo czasu spędza przy edytorze misji. Sporo poprawek wniesiono również do modułu ALICE, który symuluje codzienny żywot mieszkańców. Ludzie rozmawiają ze sobą, chodzą na spacery, wracają o zmroku do domów i tak w kółko, jak w szarej rzeczywistości zdominowanej przez rutynę. W gruncie rzeczy dzięki tym usprawnieniom społeczność zrzeszona wokół serii może kreować konflikty bardziej wiarygodne i klimatyczne.

Nowe zabawki dla missionmakerów zapewne nie zainteresują przeciętnych graczy, którzy najczęściej czekają na gotowe misje. W moim mniemaniu Bohemia postąpiła perfekcyjnie, stawiając na ich różnorodność. Kampania przykładowo pozwala wcielić się w pilota śmigłowca Apache, dowódcę oddziału specjalnego Delta i czołgistę w trakcie inwazji na reżim pułkownika Aziza. Scenariuszy jest dziewięć, przy czym nie zawsze dostąpimy zaszczytu udziału w każdym z nich. W trakcie wykonywania zadań widoczne są rozgałęzienia, kierujące fabułę na inne tory. Jedyne wady, jakie mógłbym wytknąć kampanii, to przeszarżowana końcówka i długość. Całość można ukończyć w jeden wieczór, ale w dobie *szybkich* superprodukcji jest to zarzut wagi lekkiej. Świetnie natomiast rozwiązano misje treningowe, przygotowujące żółtodziobów do właściwej rozgrywki. Twórcy zamieścili samouczki dowodzenia oddziałem, skoków spadochronowych, udzielania pomocy rannym czy nawet korzystania ze wsparcia. Dzięki temu z pozoru skomplikowana obsługa Arrowheada staje się po treningu łatwa i pomijając kilka czynników, przypomina raczej kontrolę nad bohaterem w typowej strzelaninie. Jest to niezmiernie ważne, gdyż za serią ciągną się dziwne mity, opisujące Armę jako grę wymagającą podłączenia naraz trzech klawiatur i pięciu myszek. To oczywiście bzdura do kwadratu.

Najlepsza metoda szpiegowania – latający UAV z FLIR-em.

Operation Arrowhead wprowadza również cztery nowe strony konfliktu: armię Stanów Zjednoczonych, oddziały NATO (złożone z czeskiego KSK oraz niemieckich speców z Bundeswehry), wojska Takistanu oraz lokalną bojówkę. Oczywiście nietrudno zgadnąć, że znowu mamy do czynienia z kiepskim wyważeniem sił. Jankesi dysponujący solidnymi czołgami typu Abrams z palcem w nosie pokonują siły Takistanu, które mają na wyposażeniu stare i wyżyłowane T-55. Tak samo zresztą prezentują się pojazdy lekkie – Humvee w pustynnym kamuflażu i ze wzmocnionym pancerzem zamieniają w pył UAZ-y z karabinami maszynowymi czy nawet zagrabione Land Rovery partyzantów. Oczywiście można sobie utrudnić zadanie i zatrzeć braki w balansie umiejętnym rozłożeniem liczby jednostek. Inna bajka to ich graficzna jakość, a ta jest bardzo dobra. Nie ma chyba w OA pojazdu, który odstawałby wizualnie od reszty. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik i dopracowane w najdrobniejszych detalach. Dotyczy to także nowych rodzajów broni, zwłaszcza SCAR-ów, które wymodelowano do najmniejszej śrubki.

Silnik graficzny i fizyczny jest oczywiście taki sam jak w ArmA II. Jednakże w procesie developingu udało się zaimplementować kilka nowości. Przykładowo po raz pierwszy w serii pojawia się niepowtarzalny (tu gromkie brawa), a przede wszystkim działający realistycznie system termowizyjny FLIR, występujący się nie tylko w pojazdach z grubym kalibrem, ale również w orężu na wyposażeniu zwykłych piechurów. Wykrywanie rozgrzanych, wrogich patroli ze sporego dystansu sprawia niesamowitą frajdę i częściowo niweluje niedostatek terenów zielonych na obszarze Takistanu. Wcześniej człowiek po prostu zwiewał przed pociskami za drzewa, a teraz może zadbać o to, by wymiana ognia w ogóle nie doszła do skutku.

Zmodyfikowano także oświetlenie i pozbyto się tandetnych snopów z ulicznych lamp. Na dodatek fizyka zniszczeń została przeniesiona na niemal wszystkie budynki, ale nie jest to festiwal latających cegieł rodem z Bad Company 2, aczkolwiek ma swój urok. Wszystko prezentuje się niebywale estetycznie, w ogóle Operation Arrowhead trudno zarzucić, że jest brzydkim dodatkiem. To kawał rzemieślniczej roboty pozbawionej taniego efekciarstwa.

Nie jestem jednak do końca zadowolony, a to z powodu zaniedbania przez BIS sfery trybu wieloosobowego. Z punktu widzenia pojedynczego gracza OA to spełnione marzenia – kilka chwil spędzonych w edytorze, wybranie interesujących nas modułów, parę modyfikacji i można bawić się w nieskończoność dostępnym arsenałem w jednym z najlepszych sandboksów na PC. Multiplayer z kolei uwypukla – delikatnie rzecz ujmując – olewactwo Czechów. Nie wiem, z czego to wynika, może z braku funduszy na dobrych testerów, niemniej jednak podstawowe ficzery tj. helikopter bezzałogowy ULB, nie działają na serwerach dedykowanych. Szokujący jest też brak „tracerów” w trakcie nocnych potyczek, które były jednym ze znaków rozpoznawczych ArmA II. Naprawdę wielka szkoda, że tak banalnych kwestii nie udało się załatać przed premierą. Oczywiście nadchodzące patche to naprawią i za 3 - 4 miesiące Operation Arrowhead będzie jeszcze lepsze. Tylko, że ja wolałbym mimo wszystko posiadać towar pierwszej klasy już w dniu premiery. Dla wielu osób sporą przeszkodą będą wymagania sprzętowe. Teoretycznie dodatek chodzi płynniej niż podstawka, zwłaszcza na pozbawionym roślinności Takistanie. W praktyce i tak zakosztujemy spadków animacji, walcząc na ulicach Zargabadu.

Efekty działania artylerii widać gołym okiem.

Pomysł wydania Operation Arrowhead urodził się, zanim jeszcze wyszła na świat ArmA II. To dało twórcom ponad półtora roku spokojnej pracy. I jeżeli miałbym rozpatrywać wartość dodatku tylko pod tym kątem, to sukces uważam za nie do końca pełny. Niewątpliwie rozszerzenie przynosi bardzo wiele ciekawych rzeczy. Świetne pojazdy, broń, masa jednostek, duże i ładne mapy, usprawnienia silnika graficznego to bezdyskusyjne zalety nowej produkcji Bohemii. Słaba kompatybilność wielu aspektów gameplayowych z trybem wieloosobowym ujmuje jej jednak nieco plusów. I co z tym fantem zrobić? Kupować? Jak najbardziej. I poczekać na patche, a następnie dać się ponieść militarnej fantazji.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • przede wszystkim – zawartość!
  • świetna jakość nowych pojazdów i jednostek;
  • opcja integracji z ArmA II;
  • usprawnienia silnika, m.in obsługa technologii FLIR i nowe efekty oświetlenia;
  • misje treningowe;
  • różnorodna i intensywna kampania;
  • klimat.

MINUSY:

  • jak zwykle – spora liczba mniejszych i większych błędów;
  • wciąż wysokie wymagania sprzętowe.

Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2. Ninja Theory stworzyło arcydzieło, ale wątpię, czy to ocali studio przed Microsoftem
Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2. Ninja Theory stworzyło arcydzieło, ale wątpię, czy to ocali studio przed Microsoftem

Recenzja gry

Siedem lat produkcji przełożyło się na grę, która trwa raptem siedem godzin (mniej więcej). Krótko? Owszem, ale prawdopodobnie nie zapomnę ani sekundy z tych siedmiu godzin przez następne siedem dekad swojego życia. Hellblade 2 to arcydzieło.

Hades 2 - recenzja gry we wczesnym dostępie. Król roguelike'ów powrócił i pozamiatał
Hades 2 - recenzja gry we wczesnym dostępie. Król roguelike'ów powrócił i pozamiatał

Recenzja gry

Hades 2 od Supergiant Games zadebiutował znienacka i zamieszał, zmuszając mniejsze tytuły do przełożenia premiery. I nic dziwnego, bo już teraz gra posiada ogromną ilość zawartości i pozwala wsiąknąć na długie godziny. A to dopiero wczesny dostęp!

Recenzja gry V Rising - to nie jest kraj dla samotnych krwiopijców
Recenzja gry V Rising - to nie jest kraj dla samotnych krwiopijców

Recenzja gry

V Rising po dwóch latach opuścił Early Access. Wampirzy survival kusi soczystą rozgrywką, klimatem oraz elementami sieciowymi. Nie jest to jednak tytuł dla samotnych krwiopijców, tylko dla całych klanów gotowych na żmudny grind oraz wymagających bossów.