Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 25 lutego 2023, 11:30

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić?

Gry znane są z beztroskiego epatowania przemocą, ale to zaledwie jeden z ich grzechów. Wiele tytułów pozwala bowiem łamać międzynarodowe prawo dotyczące konfliktów zbrojnych. Jednak czy jest w ogóle możliwe, by przestrzegały takich zasad lub dawały nam wybór?

Źródło fot. Activision Blizzard
i

W kwietniu 2020 roku, czyli w czasie, gdy większość krajów wprowadziła właśnie pierwszy, ten najbardziej odczuwalny „lockdown”, związany z wybuchem pandemii COVID-19, i zmusiła ludność do siedzenia w domach, na Twitterze pojawiło się konto o nazwie „Can You Violate The Geneva Conventions?” (ang. „Czy możesz naruszyć Konwencje Genewskie?”). Screenshoty z Lemingów i Mario w grafikach profilowych od razu zdradzały, że jego założycielowi chodzi tylko o gry komputerowe i cel jest wyłącznie humorystyczny, a jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, rozwiewały się one po lekturze samych tweetów.

Autor jest zresztą powiązany z satyrycznym serwisem gamingowym z USA – Hard-Drive.net, zaś jego bezpośrednią inspiracją było inne popularne konto na Twitterze o nazwie „Can You Pet the Dog?”, wyliczające gry, w których można głaskać zwierzaki. O ile jednak mechanika bycia miłym dla psa czy kota zależy wyłącznie od chęci twórców, tak łamanie konwencji genewskich wydaje się dość oczywistym elementem w każdej grze, gdzie dominuje wojna czy przemoc.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #1
Twitterowe konto „Can You Violate The Geneva Conventions” zyskało sporą popularność.

Okazuje się nawet, że przykładów nieprawego zachowania można doszukać się w najmniej podejrzewanych o to tytułach, oczywiście biorąc poprawkę na satyryczny cel prezentowanych wpisów. Ale oprócz niewinnych kpin autor często zahacza o różne współczesne wydarzenia z pierwszych stron serwisów newsowych. Zaś najciekawsza rzecz, jaka z tego wynika, widoczna pomiędzy wierszami, to pytanie zupełnie odwrotne: czy gry komputerowe o wojnie i przemocy rzeczywiście mogłyby umożliwiać graczowi przestrzeganie konwencji genewskich? Uczulać na prawo konfliktów zbrojnych? Promować wiedzę o nim i piętnować przypadki jego łamania?

Konwencje genewskie w pigułce

Na początek przypomnijmy jednak, o czym mówią konwencje genewskie i jak wyglądają przykłady ich łamania w popularnych grach komputerowych. To szereg umów prawa międzynarodowego, zawieranych na przestrzeni lat już od połowy XIX wieku. Dotyczą one bezpośrednio zasad prowadzenia konfliktów zbrojnych, regulując, teoretycznie, sposób ich prowadzenia tak, by zapewnić jak największą ochronę potencjalnym ofiarom i uczestnikom.

Wśród wielu protokołów i traktatów znajdziemy takie podstawy, jak: zakaz atakowania ludności cywilnej, szpitali, dóbr niezbędnych do przetrwania ludności, zakaz deportacji, przesiedlania ludzi z terenów okupowanych, nakaz humanitarnego traktowania jeńców i nietykalność personelu sanitarnego. Z tweetów wynika również, że autor mianem „konwencji genewskich” dość ogólnie określił całe prawo konfliktów zbrojnych z licznymi innymi traktatami, które m.in. zabraniają używania broni chemicznej, biologicznej i zapalającej, amunicji kasetowej, broni powodującej nadmierne cierpienie, a także nakazują ochronę dóbr kultury w czasie wojny.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #2
Śmiejcie się do woli, ta latająca owca stanęła po latach przed robaczym trybunałem w Hadze (fot. Worms W.M.D, Team17, 2016).

Jak do tego wszystkiego odnoszą się gry? Oczywiście dość swobodnie. Czepialska natura autora konta „Can You Violate the Geneva Conventions?” kazała mu wspomnieć nie tylko o tytułach pokroju Call of Duty, lecz nawet o tak „pełnej przemocy” produkcji jak Animal Crossing!

Tu możesz naruszać wszelkie prawo

W tym luźnym podejściu nie ma niczego zaskakującego. Gry mają przecież dostarczać przede wszystkim rozrywki, a liczba mechanik, jakie można w nich zawrzeć, jest dość ograniczona. Bazują na naszych podstawowych instynktach, nawet tych ukrytych, i głównie chodzi w nich o to, żeby zgładzić przeciwnika, najlepiej jak najszybciej i przy zużyciu jak najmniejszej ilości zasobów, a nie by negocjować poddanie się, dbać o humanitarne przekazanie do obozu jeńców czy rozważać ewentualne konsekwencje naruszenia prawa wojennego.

Gry beztrosko i nagminnie łamią konwencje genewskie już w tak trywialnym elemencie jak oznaczenie przedmiotów do leczenia. Okazuje się bowiem, że symbol czerwonego krzyża na białym tle jest zarezerwowany wyłącznie do niesienia pomocy ofiarom konfliktów wojennych i używanie go w innych przypadkach stanowi naruszenie prawa. Z tego powodu twórcy Among Us jakiś czas temu „przekolorowali” w swojej grze czerwone krzyże na jaśniejsze. W grach, np. Battlefieldzie, możemy również bez żadnych konsekwencji strzelać do medyka reanimującego właśnie kogoś na polu bitwy lub dobijać rannych – choć w tym przypadku zwykle, gdy leżą, zaczynają mierzyć do nas z pistoletu. Wszędzie też zostawiamy za sobą stosy ciał poległych, zamiast zadbać o przekazanie ich do kraju pochodzenia żołnierzy.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #3
Twórcy Among Us po czasie zareagowali na fakt, że ich gra kolorem czerwonym łamała prawo międzynarodowe.

Twitterowe konto podaje za to nieco więcej oryginalnych przykładów bezdyskusyjnego łamania konwencji genewskich. Dostało się m.in: Cywilizacji, gdzie można plądrować miasta; BioShockowi – za możliwość „utylizacji” Małych Siostrzyczek zamiast zapewnienia im opieki należnej nieletnim; Animal Crossing: New Horizons i Pokemon Go – za opcję uwięzienia zwierząt w małych przestrzeniach; Simsom – za mnóstwo okazji do torturowania cywilów czy Star Wars: Squadrons – za strzelanie do fregaty medycznej. Strzelanki naturalnie trafiały na tę listę niemalże domyślnie.

Wśród tych i wielu innych na stronie mniej lub bardziej humorystycznych przykładów są również i te dość niedwuznacznie nawiązujące do praw regulujących konflikty zbrojne. Te najbardziej oczywiste przypadki to używanie białego fosforu przez gracza, zwłaszcza przeciwko cywilom, w szokującej sekwencji ze Spec Ops: The Line oraz jako killstreak w multiplayerze Modern Warfare. Przy tym ostatnim przykładzie dodano zresztą złośliwą uwagę, że graczowi zapewne nie grożą za to żadne konsekwencje, zważywszy na fakt użycia tej broni przez armię amerykańską w czasie bitwy o Faludżę.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #4

Temat Faludży powrócił w 2021 roku przy okazji sensacyjnego ogłoszenia powtórnego zamiaru wydania gry Six Days in Fallujah, którą wycofano z planów wydawniczych Konami w 2010, w atmosferze wielkich kontrowersji i protestów. Powróciły również te same obawy i głosy sprzeciwu, zwłaszcza że w jednym z wywiadów udzielonych przez Petera Tamte – CEO nowego wydawcy, firmy Victura – wypłynęło, iż gra ma całkowicie pominąć fakt użycia białego fosforu przez Amerykanów i unika zadawania pytań o sens obecności żołnierzy w Iraku. Twórcy stali na stanowisku chęci pokazania losów marines w tych wydarzeniach, ich trudu przetrwania w walce, ale bez zmuszania graczy do popełniania zbrodni wojennych. Podkreślali, że nie trzeba tego robić, by przekonać odbiorcę o rozmiarach ludzkich strat w tej bitwie.

Czerwony Krzyż chciał strzelanki z konsekwencjami

Potrzebę uczulania graczy na kwestie zbrodni wojennych widzi za to Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża z siedzibą w Genewie. W 2013 roku organizacja ta wyszła z planem stworzenia gry komputerowej, która dawałaby wybór w tych kwestiach i odpowiednio, oczywiście wirtualnie, nagradzała gracza za przestrzeganie prawa konfliktów zbrojnych lub karała za jego łamanie. Według Czerwonego Krzyża współczesne gry FPS za bardzo trywializują wojnę, sprawiają, że gracze zaczynają traktować jako coś normalnego zabijanie cywilów, atakowanie personelu medycznego, dobijanie rannych czy egzekucje więźniów.

Gra, która posiadałaby odpowiednio zintegrowane mechaniki nagrody i kary za różne czyny, miałaby przede wszystkim promować wiedzę o międzynarodowym prawie wojennym i ogólnie o niesieniu pomocy humanitarnej. Oczami wyobraźni widziano rozgrywkę przypominającą chyba złożone RPG – takie, by gracz nie czuł się wybijany z immersji przez jakieś komunikaty, informacje o prawnych paragrafach, tylko robił wszystko spontanicznie, intuicyjnie. Grający mieli stanąć przed identycznymi dylematami jak prawdziwi żołnierze na polu bitwy – miejscu, gdzie następują znacznie bardziej skomplikowane wydarzenia i podejmuje się znacznie cięższe decyzje niż tylko pociąganie za spust. A to w sumie nieco pokrywa się z późniejszymi zapowiedziami twórców Six Days in Fallujah.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #5
Twórcy Six Days in Fallujah chcieliby „zjeść ciastko i mieć ciastko”, unikając jednych kontrowersyjnych tematów, ale poruszając przy okazji inne (fot. Six Days in Fallujah, Victura).

Czy gracza da się „ukarać”?

Idea przyświecająca ludziom z Czerwonego Krzyża była rzeczywiście godna pochwały, ale widać w niej trochę wad i brak znajomości realiów środowiska graczy oraz ogólnie gier komputerowych. Pierwsza rzecz, jaka od razu przychodzi na myśl, to stworzenie okazji do wybierania i pokazywania tych najbardziej patologicznych i okrutnych ludzkich zachowań. Nie ma się co łudzić, że gracze potulnie poczuliby winę i wyrzuty sumienia za złamanie prawa wojennego. Dużo bardziej realistycznym scenariuszem jest raczej to, że wielu z nich prześcigałoby się w jego naruszaniu, testując granice gry i możliwości twórców, a jednocześnie chełpiąc się tym w filmikach wrzucanych do sieci.

W różnych grach istnieje przecież możliwość zastrzelenia osoby postronnej, cywila, ale jeśli nie chce się dawać graczowi okazji do robienia istnej masakry na ekranie, jedyną skuteczną karą za takie zachowanie jest plansza z napisem „Game Over” i zmuszenie do powtórki etapu, już lepiej dobierając cele. Taką mechanikę zastosowało chociażby Infinity Ward w restarcie Call of Duty: Modern Warfare z 2019 roku. Devowie nie bali się nawet tak kontrowersyjnego motywu jak niemowlę w roli przypadkowej ofiary, ale rzecz jasna bez możliwości dalszej rozgrywki w razie otwarcia ognia. Czy Czerwony Krzyż miałby tu pomysł, jak inaczej – wciąż wyłącznie wirtualnie – „ukarać” gracza za taką zbrodnię?

Taka gra oczywiście nie musiałaby się posuwać do aż tak dramatycznych obrazów. Mogłaby przedstawiać kwestię zbrodni wojennych i przestrzegania prawa konfliktów na nieco innych przykładach. Jako pojedynczy tytuł, nastawiony właśnie na takie erpegowe mechaniki konsekwencji za popełniane czyny, byłaby z pewnością wyjątkową i wartą uwagi pozycją. Próba przeszczepienia takiej rozgrywki do większości strzelanek opartych na realistycznych konfliktach jednak by się nie powiodła.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #6
Czy dałoby się przekonać graczy, by w multiplayerowych bitwach nie strzelali do medyków przy pracy (fot. Battlefield V, EA, 2018)?

A biorąc pod uwagę fakt, że przez tyle lat gry od Czerwonego Krzyża jeszcze nie dostaliśmy, wygląda na to, że istotnie nie jest łatwo ją stworzyć. Warto też pamiętać, że pomysł pojawił się, gdy jeszcze panowała moda na autentyczne settingi w tytułach FPP. W pierwszej dekadzie XXI wieku nie było roku bez strzelanki dziejącej się na Bliskim Wschodzie, w czasach drugiej wojny światowej czy w Wietnamie. Po kontrowersjach związanych z Medal of Honor pokazującym wojnę w Afganistanie i klęsce mniej realistycznego MOH: Warfightera twórcy woleli jednak odejść od tego typu tematyki na rzecz klimatów futurystycznych lub ogólnie luźno traktujących historię i realia. Takie gry nie wywoływały oburzenia opinii publicznej, łatwiej było też przemycić do nich nowe mechaniki. Dopiero restart cyklu Modern Warfare znowu podchwycił temat współczesnych konfliktów zbrojnych.

Rzeczywistość gorsza niż gry

Na koniec pojawia się też dość smutny wniosek, że gra, w której możemy świadomie przestrzegać konwencji genewskich i prowadzić konflikt zbrojny zgodnie z regułami prawa międzynarodowego okazałaby się, niestety, niezbyt zgodna z prawdą czy wręcz fikcyjna. Żadna wojna nie jest „humanitarna”: nie da się jej prowadzić w sposób nieodczuwalny dla cywilów, osób postronnych, nie da się przewidzieć ludzkich zachowań pod wpływem długotrwałego stresu pola bitwy.

Przez ostatni rok nie było tygodnia, żeby nie docierały do nas informacje o tym, jak okrutnie postępują siły militarne Rosji na terenach Ukrainy. Atakowanie osiedli mieszkalnych, infrastruktury krytycznej dla funkcjonowania cywilów, egzekucje miejscowej ludności, tortury, wywożenie dzieci… Wszystko to robione jest celowo, ze świadomym, wręcz złośliwym, łamaniem umów prawa międzynarodowego.

To dotyczy nie tylko Rosji, bo podobne przypadki dzieją się w zapomnianej przez społeczność zachodnią i ignorowanej trochę Syrii oraz Afryce. Swoje za uszami ma też armia amerykańska, choć można się zgodzić, że tam przypadki łamania konwencji genewskich są bardziej incydentalne niż masowe. Jeśli jednak wierzyć słowom byłego członka Navy Seals, autora książki Przetrwałem Afganistan, przestrzeganie tzw. Rules of Engagement („zasady użycia siły”) dyscyplinuje nie tyle osobiste poszanowanie prawa, co strach przed wyjawieniem złego postępowania opinii publicznej przez dziennikarzy w USA i ewentualnym procesem sądowym, transmitowanym w telewizji.

Niech gry zostaną grami!

Gry komputerowe z systemem wirtualnych kar i nagród za przestrzeganie prawa międzynarodowego nie wychowają nowych, bardziej uczulonych na kwestie humanitarne pokoleń. Od trywializowania wojny i przemocy w popkulturowej papce nie da się uciec. I niekoniecznie nawet trzeba, bo od dekad jest to przecież obecne w filmach czy książkach. Warto oczywiście przyklaskiwać i wspierać ambitniejsze projekty, których twórcy chcą przekazać coś więcej niż tylko „pif, paf, bum”, ale nie ma co oczekiwać, że te ich bardziej „poważne” mechaniki przenikną do mainstreamu.

Łamiemy konwencje genewskie w grach. Ale czy można to zmienić? - ilustracja #7
Nie każda strzelanka chce opowiadać o horrorze wojny – a te, które celują w taki przekaz, potrafią go osiągnąć bez zagłębiania się w treść międzynarodowych umów (fot. Spec Ops: The Line, 2K Games, 2012).

Te wszystkie liczne i dość absurdalne czy wręcz naciągane przykłady domniemanego łamania konwencji na twitterowym koncie pokazują też, że nie jest to jakiś realny problem, na który cierpią gry, czy celowe działanie ich twórców. W tym samym tonie można by także rozważać, które produkcje z gatunku samochodówek pozwalają łamać kodeks drogowy, a przecież celem rozgrywki, czy to w jednym, czy w drugim gatunku, jest zupełnie coś innego. Pozwólmy grom pozostać grami, sposobem na rozrywkę, odpoczynek, oderwanie się od ponurych wiadomości na co dzień, a nie podręcznikami prawa. Chyba że ktoś rzeczywiście wpadnie na pomysł stworzenia czegoś naprawdę wyjątkowego i wartościowego o tej tematyce.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Gdybym miał do wyboru jedną z tych dwóch opcji w grze wideo, to wybrałbym:

Przestrzeganie prawa, prowadzenie przykładnego życia, pełen pacyfizm i humanitaryzm.
14,2%
Chaos, śmierć, zniszczenie!
85,8%
Zobacz inne ankiety