Jak to jest w tych akademikach? Jak wygląda tam życie i warunki? Na prawdę jest tak jak w tych slynnych filmach czy jest czas na nauke?
Nie ma czasu - zabierają książki..
Przychodzi sesja, to są "białe noce" w akademikach. Proste. ;d
<= [2]
Zależy od towarzystwa w pokoju. Trafić na imprezowiczów i obiboków nietrudno.
Ja nie wyobrażam sobie mieszkać z kimś obcym. Lepiej wynająć gdzieś pokój.
O akcjach w akademiku śmiało będziesz mógł opowiadać wnukom, no chyba, że nie jesteś zwolennikiem rozrywkowego trybu życia...
Czasem bywam w akademikach na imprezach, ostatnio rzadziej i generalnie atmosfera jest tam fajna, domyślam się, że mają masę legendarnych akcji, takie całoroczne kolonie, ale ja - jestem jedynakiem - na pewno nie dałbym psychicznie rady mieszkać przez cały rok w takim akademiku, zwłaszcza, że czasem lubię się zaszyć sam i nie odbierać telefonu ;)
A grzyb taki, ze sie moze dokladac do czynszu.
Ale ja tam tych swoich przeakademikowanych 5-lat nie zaluje. Nie zamienilbym na nic.
Pewnie zależy jaki akademik. Zależy jak dużo czasu musisz i chcesz poświęcać na naukę czy przygotowywanie prac. Kolega mój nie wytrzymał. Prace jakieś trzeba było przynosić codziennie u nas, a tam nie mógł normalnie pracować. A generalnie żeby się powyrabiać to każda wolna chwila była potrzebna przez pierwsze 2 lata.
Stramaccioni --> U mnie to samo. Odwiedzałem ale wytrzymać bym nie wytrzymał. z tych samych względów, mimo że jedynakiem nie jestem ;)
W akademiku jak w akaemiku. Jasne, że są imprezy, jasne, że czasem nocuje się u kumpla w pokoju "na dziko" po imprezie albo ewakuuje się oknem w razie czego ale akademiki mają swoje dobre strony. Blisko uczelni to raz, jak się trafi na dobrą ekipe to i uczyć jest się przyjemniej i poimprezować jest z kim. Oczywiście najlepiej trafić w pokoju na ludzie ze swojego kierunku.
Ja żyłem w akademiku przez 2 miechy, i powiem tak:
- marihuana,
- co wieczór libacje z alkoholem, piwo, w nocy jeden koleś grał na gitarze..
- kilka nerdów, nie wychodzących z pokoju
ja na szczęście poszedłem tam z 2 znajomymi, jeden zrezygnowął po 2 dniach... poznałem dużo osób, graliśmy w karty itp. pilismy
"czy jest czas na nauke"
W szkole wyzszej się nie uczysz, tam się studiuję. Jak już będziesz po paru semestrach to dopracujesz sztukę studiowania do perfekcji :)
W szkole wyzszej się nie uczysz, tam się studiuję
True, true
Tzn się tak, przez 8 miechów siedzisz i się opierzielasz od czasu do czasu przychodząc na ćwiczenia na które trzeba bo jest lista obecności a uczyć się zaczynasz w maju przed sesją.
Limbo92 no tak to wygląda :) Najwazniejszy jest 1 semestr bo często po nim następuje przysłowie "swięta swięta i po studiach" (oczywiscie patrząc standardowym trybem że 1 semestr zaczynamy od pazdziernika).
Acha i jeszcze jedno bo tak sie utarło i pierdoły potem powtarzają.
Tylko na studiach są SEMESTRY, na semestr trzeba sobie zasluzyc.
Nie obchodzi mnie nowomowa - podstawowki, gimnazja, srednie mają PÓŁROCZA.
Wlasnie, zeby na studiach zaliczyc semestr, to do kazdego egzaminu trzeba sie uczyc jeden dzien. Zeby zaliczyc polrocze z przedmiotu w liceum to czesto trzeba zapier,dalac codziennie.
Wlasnie, zeby na studiach zaliczyc semestr, to do kazdego egzaminu trzeba sie uczyc jeden dzien.
OK...naucz się za mnie 300 stron historii GBR i USA(oczywiście w całości po angielsku), że nie wspomnę o gramatyce opisowej, gramatyce praktycznej, wiedzy o akwizycji i nauce języka ucząc się dzień przed egzaminem. Życzę powodzenia
Dobry trolling nie jest zły...
Uwielbiam słuchać cierpień studentów:). 5 lat mniejszego lub większego opieprzania się oraz imprezowania. Tyczy się szczególnie kierunków humanistycznych.
Limbo92 ja mogę tak naprawdę polecić tylko jedną rzecz - polecam wykuć na blachę Prawo Administracyjne.
Kurrrr... miałem psychopatę wykładowcę, na pamięć każdy paragraf, przypis i "zabawa" w zależności pomiędzy kolejnymi ustawami... makabra to mało powiedziane, kułem je chyba z dwa miesiące (oczywiście na poprawkach zdane dopiero)
Limbo92 - widzisz, tyle sie bedziesz nauczyl, a w szukaniu pracy i tak ci to nie pomoze.
Skonczylem sgh, a nigdy sie nie uczylem dluzej niz jeden dzien do egzaminu.
Prawo administracyjne to pikuś w porównaniu do postępowania cywilnego czy karnego. Ale dużo zależy od wykładowcy i na każdej uczelni jest jakaś kosa. Czasem 1 dzień naprawde wystarczy. O egzaminie z post cywilnego dowiedziałem się 18h przed i po przerobieniu kilkuset testów z egzaminów na aplikacje udało się zaliczyć a miałem też książke 600 stron + skrypt 200 stron + kodeks. Ale mimo wszystko wole zaczynać nauke dużo wcześniej i podchodzić do egzaminu przygotowanym.
jarekao wierze :)
Ja drugiego tak porypanego prowadzącego jak ten od administracyjnego chyba bym nie przezył. Po prostu psychopata :(
[18] No to podziwiam twój geniusz mistrzu. Wybacz ale ja nie potrafię wkuć 300 stron tekstu A4 przez dzień :)
Zenedon-->przyznaję i przyznałem to wcześniej. Przez 8 miesięcy studia to dyndanie, picie, dyndanie, kserowanie, dyndanie, okienka, ćwiczenia, okienka, dyndanie. Ale do sesji przygotować się trzeba...
Limbo92 -
dlatego studiujesz to, co studiujesz. Jak sie bez sensu wkuwa slowko po slowku, to owszem, nie da rady. Jak sie potrafi wybrac najwazniejsze informacje, zrozumiec sens, to idzie szybciej.
Jak ktos spedza dni nad nauka do jednego egzaminu, a studiuje kierunek ktory nie jest stricte inzynierski, badz ewentualnie, zwiazany z prawem, to marnuje mase czasu, ktory moglbym wykorzystac sto razy lepiej.
Limbo -> Heh mam te same przedmoty ale u mnie jest chyba luźniej po cały pierwszy semestr z historii GB zmieścił mi się na 5 stronach :P A 2 semestr - Hameryka to jeszcze mniej ;) Gramatyka opisowa - 1 strona... A tryb nauki mam taki że... A nie własciwie ucze się na kilka godzin przed snem kiedy następny dzien to zaliczenie :P I tak na dzień dzisiejszy skompletowałem połowe wpisów na koniec tego semestru...
Mnie w akademiku zawsze budziło bzykanie dobiegające z sąsiedniego pokoju. Nawet budzika nie potrzebowałem, bo łóżka strasznie skrzypiały. ;]
[23] No ja niestety na historie musze znać w całości książki MCDowalla i O'Calleghana więc nie jest różowo :p
Z gramatyki opisowej jest luźniej...
Wygląda to tak, że historii uczę się już od początku maja bo egzaminy u mojego wykładowcy są zajebiście szczegółowe i gość uwielbia usadzać.
[12]
Za przeproszeniem, pitolicie Panie.
Sesja sesją, ale na takiej polibudzie, masz kolokwia w trakcie semestru, masę laborek(wejściówki), mniej lub bardziej czasochłonne sprawozdania, także nie ma opieprzania się :P
Ok ale umówmy się na kolosy idzie się nauczyć dzień przed i to na lajcie, przynajmniej na filologii :D
Yeah, kolejna ściana płaczu, jakie to studia są ciężkie i wyczerpujące. Oboszebosze, jak wy sobie dacie później radę..
Owszem, niektóre koła się zalicza od ręki, na niektóre wystarczy dzień, na inne trzeba poświęcić więcej czasu. Ot, studia mają swoje mniej i bardziej pracowite okresy, czy też całe semestry. Jednakże powiedzieć, że studia to tylko sesja i wakacje, to lekkie nadużycie :)
4 lata mieszkałem w akademiku i osobiście Ci powiem, że to są najlepsze lata mojego życia.
Owszem zdarzają się oszołomy, które piją przez pierwsze 3 miesiące semestru, ale są też normalni ludzie. Ja jako anty-społecznik miałem na początku ciężko, ale potem jak się ludzie do siebie przyzwyczają to jest fantastycznie :) Dużo zależy od tego na kogo trafisz. Dziewczyny zwykle są w porządku, zdarzy się jakieś 5 czy 6 sztuk na piętro rozbrykanych, reszt cicha, z chłopami różnie, jak to w życiu bywa.
Jak dla mnie życie w akademiku na +.
Studiuje infe na polibudzie i pracy jest jak dla mnie dużo więcej niż w liceum - w liceum opierdalałem się w zasadzie codziennie z małymi wyjątkami, a na koniec przyszła matura, z okazji której uczyłem się miesiąc non-stop, żeby dostać się na polibude. Na studiach jest w sumie podobnie, z tym, że taka matura jest co pół roku - w sensie, ok. 1-1,5 miesiąca mam okres non-stop nauki, czyli kolokwia zaliczeniowe i egzaminy.
Jeśli chodzi o akademik, to nie wiem jak jest na filmach, ale tutaj w rzeczywistości akurat nic specjalnego - libacje są dość rzadkie (raz na tydzień-dwa), non-stop granie w LOLa, nie spanie do późna, raz po raz leci skądś muzyka. Zależy w dużej mierze, kto ci się trafi w pokoju.
samodzielny pokoj w normalnym mieszkaniu lepszy, mozna benderowac spokojnie bez ryzyka, ze jakis karaluch z puszka imperatora sie przypaleta
Sam nie mieszkałem w akademiku, ale bywałem na imprezach i gadałem ze znajomymi - American Pie się nie spodziewaj :)
Warunki to zależą od akademika, ale po tym co widziałem w niektórych to nikomu takich warunków nie życzę. Łazienka i kuchnia to była jakaś masakra, wielki grzyb, wszystko popękane, woda ledwo leci, brud i smród. Pewnie idzie się przyzwyczaić, ale było naprawdę źle. Za to w odnowionych naprawdę przyjemnie.
non-stop granie w LOLa
U kolegi na korytarzu było 4 takich, co jak razem zaczęli grać w WoW to wszyscy jak jeden mąż uwalili co się tylko dało :)
Obrzydliwych maszkaronów zazwyczaj. No, ale jak kumple nie widzą to w sumie nie ma problemu... :D
Zenedon oj nie bądz taki wybredny ;)
Cum był? był. Odstresowany? odstresowany. Jak dziewczyna czysta, wie co to higiena to dla "małego-zenedona" zadna róznica czy ładna czy nie ;)
ps. "Mały" tak potocznie, nic nie sugeruję ani nie chce wiedzieć! :D
Jak pisali inni - zależy od akademika. W wielu przypadkach są strasznie niedofinansowane, a studenci, zwłaszcza pierwszoroczni, to w dużej mierze dzieciaki nie potrafiący nieczego uszanować (a w akademiku panuje zasada dobra wspólnego - jeżeli ktoś nie posprząta po sobie to syf zostaje). Warunki gorsze niż w koszarach, bo w tych ostatnich przynajmniej jest porządek :) Ale jak trafisz na dobry, nowy akademik to spodziewaj się standardu taniego hostelu (żadnych rewelacji, ale jest schludnie).
Z uczeniem się bywa różnie, ale w sumie akademik jest od mieszkania. Uczyć się można w czytelniach, bibliotekach i pracowniach. Po to są. W sumie wszystkim polecam pomieszkać w akademiku - niech sam oceni, czy podoba mu się takie klimaty. Osobiście jestem zdania, że najlepsze są pokoje jednoosobowe (masz spokój do uczenia się i miejsce do balowania za ścianą), ale w Polsce to raczej egzotyka, albo pokoje w normalnym dużym mieszkaniu (żeby ekipę sensowną dało się zebrać) w połowie drogi między biblioteką a piwopojem (tzw. złoty środek :)
@Limbo92
Ok ale umówmy się na kolosy idzie się nauczyć dzień przed i to na lajcie, przynajmniej na filologii :D
Nie da rady. Jeżeli człowiek idzie na studia, żeby balować, to w życiu nie będzie w stanie, chyba że kolos jakiś banalny. Ale jeżeli interesuje go to, co studiuje i sobie coś tam od czasu do czasu podczytuje (bo w przeciwnym razie po cholerę wybierał ten kierunek) to wystarczy mu, że ułoży sobie wiedzę, którą w międzyczasie zdobył.
@Mastyl
No ja nie wiem. Może się nie znam, ale uważam, że w mieszkaniu znacznie lepiej. Zwłaszcza jak się ma własny pokój :)
Wszystko zależy od akademików. Ja miałem do czynienia tylko z KUL-owskimi - tam był porządek i spokój. Ale w akademcach prywatnych jest już Sajgon - i to potwierdzam ja, naoczny świadek. : )
5 lat mniejszego lub większego opieprzania się oraz imprezowania. Tyczy się szczególnie kierunków humanistycznych.
Przesada. Są humaniści i humaniści. Ja na przykład nie mogłem sobie pozwolić na lenistwo, bo raz - cisnęli, i to bardzo, a dwa - na roku panowała swego rodzaju rywalizacja pomiędzy studentami. Ci "humaniści", którzy liczyli na lekkie i przyjemne życie, odpadli po pierwszym roku. Dodam jeszcze, że studiowałem kierunek czysto humanistyczny (i nie żałuję, bo nie dość, że ciekawy, to jeszcze sporo profitów mi przyniósł).
Ok ale umówmy się na kolosy idzie się nauczyć dzień przed i to na lajcie, przynajmniej na filologii :D
I znowu. Wszystko zależy od uczelni - na ogół jednak na filologii jest trudno. Być może są ludzie, którzy uskuteczniają praktykę uczenia się tuż przed kołem - tylko po co im studia w takim razie? Przecież w ten sposób za chuja nie opanują języka. Właśnie tacy kretyni psują opinię tym prawdziwym humanistom.
To ja wam coś opowiem:
przez te dwa miechy miałem 3 współlokatorów, najpierw mój kumpel z technikum, zwiał po 2 dniach, nie mógł jakoś przeżyć w akademiku, potem z miech mieszkałem sam, potem przylazł jeden świr i pewnego dnia :
zebrał mnie i kolegów z pokoju obok, ( imprezowicz i kujon) i powiedział tak: jak nie będziecie sprzątać łazienki to każdy dostanie po wpierxxlu! i to nie na żarty, mięśniak typowy, ale po tygodniu wyniósł się, i trafił taki koleś co całe dnie w blenderze coś tam robił...
inna historia - mało co już na początku nie wyleciałem, wracałem o 23 do akademika ze sklepu z kumplem, ze schowanym browarkiem w plecaku, a tu woźny do nas, wyjmowac wszystko z plecaka, otwiera a tam browarki, to powiedział że będziemy pili póki nas nie wypiexxxxx.... i ze to ostatni raz, potem aż u dyrekcji akademika byłem, ale oko przymknęli
Tołstoj - ja zamierzam teraz iść na Filologię do Olsztyna, Polską oczywiście, interesuje mnie to, jak tam jest? można liczyć po tym na jakąś w miarę dobrą pracę?
Jedziemy do Gęstochowy - stary, nie wiem, bo tam nie studiowałem. Popytaj na forach związanych z uczelnią. Od siebie mogę tylko dodać, że jeżeli wybierasz się na kierunek stricte humanistyczny, to koniecznie idź na uniwersytet - unikaj wszelkich Wyższych Szkół Humanistycznych itp.
Z filologią polską sprawa jest bardziej skomplikowana, ale jeśli kierunek naprawdę cię interesuje, to uderzaj - pasja plus ciężka praca zawsze przynoszą efekty. Aczkolwiek na kokosy bym nie liczył - na rynku pracy zasadniczo liczą się języki obce - i to wyżyłowane, przy czym zaznaczyć trzeba, że samym angielskim niewiele już zwojujesz. Znajomy lingwista twierdzi, że najbardziej pożądane uniwersalne combo to angielski+rosyjski+hiszpański/niemiecki/francuski + jakiś bardziej egzotyczny język (np. węgierski). Tak więc najogólniej mówiąc - studiuj to, co cię naprawdę interesuje, ale inwestuj też w języki obce. To, czy będziesz miał w miarę dobrą (dobrze płatną) pracę, zależy w sporej części od ciebie.
Ludzie którzy mieszkają w akademikach to jedna sprawa, a warunki i sposób życia to zupełnie inna sprawa.
Przecież tam pójście do toalety to jest jak wyprawa w jedną stronę na koniec świata :P. W akademiku do którego chodziłem (nie mieszkałem) meble do siebie nie pasowały. Jakieś kawałki drewna na ziemi leżały. Niektórzy ludzie byli normalni, ale please... siedząc tam czułem się jakbym był w domku letniskowym nad morzem.
Być może są ludzie, którzy uskuteczniają praktykę uczenia się tuż przed kołem - tylko po co im studia w takim razie? Przecież w ten sposób za chuja nie opanują języka.
Jeżeli mam kolosa dajmy na to z conditionali czy z passiva i chodziłem na ćwiczenia=mam to opanowane to nie będę się uczył tydzień przed kolosem bo nie muszę. Wystarczy, że sobie przypomnę wieczorem dzień przed. Wiem, jestem zajebisty...
@Tołstoj
Warto jednak dodać, że jeżeli ktoś aspiruje do bycia tłumaczem, to musi znać i biegle posługiwać się przede wszystkim językiem docelowym (w przypadku naszego kraju będzie to polski) oraz posiadać wiedzę filologiczną, którą można zdobyć na dowolnym kierunku filologicznym. Nie dam sobie ręki uciąć, ale wydaje mi się, że najlepiej do tego celu nadaje się akurat filologia klasyczna.
Wbrew pozorom dobra znajomość angielskiego (tzn. potrzebna do pracy z językiem w tym języku, że się tak nieelegancko wyrażę) wcale nie jest tak powszechna, jak się wydaje. Niemniej do osiągnięcia poziomu same studia nie wystarczą - trzeba dużo działać samemu, bo język to takie zwierzę, które stale ewoluuje.
@Limbo92
No ale o to właśnie chodzi - skoro chodzisz na ćwiczenia, uważasz na nich i robisz zlecone zadania, to znaczy, że się uczysz przez cały czas. W przeciwieństwie do ludzi, którzy ignorują zajęcia, błądzą na nich myślami a potem szaleńczo starają się nadrobić wszystko dzień przed kolosem.
Mieszkam w akademiku od października, prywatny, należy do prywatnej uczelni informatycznej (ja studiuję na uniwerku). Chyba naprawde dobrze trafiłem, tutaj są tylko segmenty, do których wchodzi się z korytarza. W segmencie są dwa pokoje dwuosobowe, łazienka i taka mini-kuchnia która w zupełności wystarcza. Nie jest tutaj zbyt głośno, chociaż oczywiście zdarzają się duże imprezy, ale powiedzmy raz w miesiącu. Z portierami prawie wszystkimi idzie się dogadać, woda ciepła, jest dość czysto, w gniazdkach internet do którego się nie dopłaca (4 mega, jak zaczynałem tu mieszkać, było 512...teraz jest dużo lepiej, są pewne problemy ze ściąganiem, ale ogólnie na plus.) Tutaj piszą straszne rzeczy, ale byłem parę razy u znajomej na łódzkim Lumumbowie i faktycznie tam mają spartańskie warunki...
Limbo92 <---- Na jakiej uczelni studiujesz? Z ciekawości, bo też mam zamiar się wybrać na ten kierunek.
Limbo - chwała tobie. Ale ty się uczysz. A są tacy, którzy o nauce przypominają sobie dopiero przed kołem - i o nich pisałem. : ) A jak jest na filologii ang. wiem doskonale, wszak była moim drugim kierunkiem. : )
Dzikouak - filologia klasyczna to starożytna greka + łacina i na te właśnie języki kładzie się największy nacisk. Najwszechstronniejszym kierunkiem językowym zdaje się być lingwistyka (ale też nie dam sobie ręki uciąć).
Warto jednak dodać, że jeżeli ktoś aspiruje do bycia tłumaczem, to musi znać i biegle posługiwać się przede wszystkim językiem docelowym (w przypadku naszego kraju będzie to polski) oraz posiadać wiedzę filologiczną, którą można zdobyć na dowolnym kierunku filologicznym
Masz rację.
[47] PWSZ
Nie wiem jak wy trafiliście ale ja nie narzekam. Świetni ludzie, świetne imprezy. Uczysz się kiedy chcesz, nikt nie broni. Ogólnie lata akademickie to chyba te najlepsze w mym życiu.
@Tołstoj
filologia klasyczna to starożytna greka + łacina i na te właśnie języki kładzie się największy nacisk.
O to mi właśnie chodzi. To języki martwe, dość złożone i na ich przykładzie dobrze widać wiele mechanizmów lingwistycznych. To, co napisałem wcześniej oparłem na obserwacji, że na znanych mi kierunkach stricte lingwistycznych wykładało całkiem sporo łacinników.
Swoją drogą - łacina to świetna sprawa, jeżeli ktoś zamierza uczyć się języków romańskich, ale nie ma pewności, na który położy największy nacisk, albo chce się nauczyć kilku.
[53]
Co za wywłoki.
[53] Stare ale jare, pamięta czasy prehistorii internetu ale niech młodzież też poogląda :)
PWSZ to jest w kazdym mieście :P
Konin