autor: Maciej Makuła
Killzone 3 - już graliśmy!
Killzone 3, Amsterdam, dziwne wrażenia wzrokowe – czyli pomysły Sony na przedłużenie żywota PlayStation 3.
Przeczytaj recenzję Killzone 3 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
Wybierając się do siedziby studia Guerilla Games na tajemniczy pokaz, a miało to miejsce, zanim Killzone 3 zostało zapowiedziane, ciężko było się nie domyślić, o jaką grę może chodzić. I – szczerze mówiąc – jako osoba, której pozostałe produkcje z serii jakoś szczególnie tętna nie przyspieszały i która zna specyfikę sequeli, nastawiałem się na w miarę sztampowe spotkanie. Tymczasem, ku mojemu miłemu rozczarowaniu, okazało się, że Sony znalazło sposób, by PlayStation 3 nadal mogło nas zaskakiwać.
W poprzednim odcinku
Killzone 3 należy do grona kontynuacji spod znaku „więcej, lepiej itd.”. Mamy osadzony w realiach twardego science fiction sympatyczny konflikt pomiędzy dobrymi chłopcami z ISA a złymi z planety Helghan. ISA to, ogólnie rzecz ujmując, sojusz planet lojalnych w stosunku do naszej kochanej Ziemi, z którego jedna, Vekta, zaatakowana została przez Helghastów. Naturalnie grać mogliśmy tylko jako „ci dobrzy”. I tak – w pierwszej części serii odpieraliśmy dzielnie atak brzydkich, czerwonookich i noszących niemieckie hełmy z okresu II wojny światowej najeźdźców, by w drugiej, w ramach prewencji, rewanżu i odmiany, odwiedzić ich planetę.
W sumie to owa planeta jest poniekąd źródłem wszystkich niesnasek, bowiem – chociaż bogata w surowce – okazała się bardzo niegościnna. I to do tego stopnia, że kolonizujący ją ochotnicy musieli poddawać swe organizmy specjalnym modyfikacjom, aż w końcu zaczęto uznawać ich (albo sami zaczęli się uznawać) za osobną rasę – Helghast. Oczywiście biedactwa długo nie mogły kisić się w jednym miejscu – co doprowadziło do wydarzeń przytoczonych w poprzednim akapicie.
Jeśli nie graliście w Killzone 2 – opuście ten akapit, bowiem zdradzam w nim króciutko, co działo się w drugiej części. Otóż – po przybyciu na miejsce siły ISA, wbrew snutym planom, napotkały niezwykle zaciekły opór miejscowych. Nie zraziło to jednak głównego bohatera, który wraz ze swym oddziałem miał za zadanie zlikwidowanie tutejszego największego złego – przemawiającego niczym Hitler Scolara Visariego (bo źli naturalnie mieli przegwizdane dogłębnie i rozplenił się tam faszyzm). I owego ancymona wprawdzie dorwaliśmy, lecz zdążył on zdetonować w stolicy bombę nuklearną, eliminując lwią część prowadzących ofensywę wojsk. Tym samym radosny rajd ISA zakończył się sytuacją dość patową.
(Tutaj już można czytać) – i dokładnie w tym momencie rozpoczyna się akcja Killzone 3.
Odrobiliście zadanie domowe?
Na powyższe pytanie członkowie studia Guerilla Games mogą odpowiedzieć twierdząco, a przynajmniej wszystkie przedpremierowe znaki na to wskazują. Drugiej części spragniony różnorodności krajobrazów gracz mógł zarzucić owego urozmaicenia absolutny brak. Na szczęście nie będzie mu dane powtórzyć tych słów po raz trzeci, ponieważ teraz kampania ma być bardziej zróżnicowana.