Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Risen 3: Władcy Tytanów Recenzja gry

Recenzja gry 12 sierpnia 2014, 15:00

autor: Arkadiusz Stadnik

Recenzja gry Risen 3 – fani Gothica wystąp! Władcy tytanów nie zawodzą

W Risen 3 studio Piranha Bytes połączyło sprawdzone rozwiązania znane z serii Gothic wzbogacając je elementami wprowadzonymi w Risen 2. To połączenie dla fanów produkcji niemieckiego studia wypadło nad wyraz dobrze.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • duży, pieczołowicie zbudowany świat;
  • projekty lokacji i ogromna swoboda eksploracji;
  • dynamiczny, dopracowany system walki;
  • system rozwoju postaci łączący nowoczesność z tradycją;
  • klasyczny podział na trzy frakcje i determinowane przez nie zdolności;
  • świetne voodoo i powrót klasycznej magii;
  • przydatni towarzysze, którzy mają też coś do powiedzenia;
  • dobra optymalizacja, niskie wymagania sprzętowe;
  • smaczki dla fanów serii.
MINUSY:
  • zatrzęsienie trywialnych zadań;
  • kiepskie sterowanie statkiem i irytujące sekwencje z potworami morskimi.

Kiedy Piranha Bytes ogłasza, że zamierza wypuścić nową grę, serce każdego fana serii Gothic może zabić nieco mocniej. Tak też było w lutym tego roku, gdy bez żadnego uprzedzenia pojawiła się wiadomość, że niebawem ukaże się trzecia część serii Risen – co dla mnie osobiście było jedną z dwóch najmilszych niespodzianek w planie wydawniczym na rok 2014. I choć część graczy z mieszanymi uczuciami przyjęła drugą część serii, której pewne rozwiązania mogły ich wprowadzić w stan niepewności co do zapowiedzianej kontynuacji, to od razu na wstępie pragnę uspokoić – jest naprawdę dobrze. Władcy Tytanów chętnie korzystają z tego, co w Mrocznych wodach było dobre, ale też silnie odwołują się tak do pierwszego Risena, jak i serii Gothic.

Ponownie pod nasze skrzydła trafia bezimienny protagonista, jednak tym razem nie jest to znany z poprzednich części bohater Farangi. Szybko dowiadujemy się, kim jest tajemniczy śmiałek, którego losami pokierujemy i okazuje się, że to nie byle kto…

Nasz podopieczny jest bowiem synem kapitana Stalowobrodego i młodszym bratem towarzyszącej nam już od pierwszego Risena Patty. I trzeba w tym momencie przyznać, że już na starcie nowy heros budzi większą sympatię, niż poprzedni Bezimienny. O ile w momencie poznania pierwszy bohater zdawał się nijaki i bez wyrazu, tak nowa postać szybko udowadnia, że ma charakter i charyzmę.

W przeciwieństwie do Mrocznych wód, Władcy Tytanów bardzo szybko spuszczają nas ze smyczy. Już po przebrnięciu przez pierwszy etap, który kończy się odebraniem naszej duszy przez Lorda Cieni, możemy popłynąć gdzie nam się żywnie podoba. W naszych wojażach nie jesteśmy absolutnie niczym ograniczeni, a cały basen Mórz Południowych stoi przed nami otworem. Dysponujący niewielkim slupem stary znajomy – Kostuch – objaśnia nam szczegóły parszywej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy i poleca poszukać jednego z trzech potężnych czarodziejów, którzy mogliby nas wesprzeć w rozwiązaniu problemu. Odpowiednimi kandydatami wydają się druid, mag oraz szamanka voodoo. Kogo poszukamy w pierwszej kolejności, zależy tylko od nas.

Tak zaczęła się wakacyjna przygoda.

A miejsc do zwiedzania nie brakuje, ponieważ świat w Risenie 3 jest pokaźnie rozrośnięty. Do dyspozycji gracza oddane zostały należąca do piratów Antigua, opanowana przez Inkwizycję Tacarigua, siedziba magów Taranis, święta dla rdzennej ludności Kila oraz Calador, półwysep kontynentu, na który z całego świata ściągają zastępy Łowców Demonów (z dodatkami DLC związane są kolejne dwie wyspy – Mgieł i Złodziei). By zobaczyć wszystko, będziemy musieli konkretnie się nabiegać, na szczęście w grze nie zabrakło systemu szybkiej podróży. Po wyspach rozsiane są teleporty, które wpierw należy uaktywnić znajdowanymi tu i ówdzie kamieniami teleportującymi. Jest tu jednak pewien warunek – nie uda się nam przenosić z wyspy na wyspę, najpierw należy pofatygować się na miejsce statkiem. W tym słusznej wielkości świecie trudno też się zgubić, ponieważ od samego początku w naszych rękach są dokładne mapy każdej krainy.

Świat Risena 3 naprawdę może się podobać.

Wspomniane lokacje wyglądają zaskakująco dobrze. Piranha Bytes użyła starego silnika znanego jeszcze z Risena 2, ale wycisnęła z niego naprawdę ostatnie soki. Gra miejscami jest śliczna, a malowniczym krajobrazom tropikalnych wysp trudno odmówić uroku. Wszystkich zaalarmowanych pragnę jednak uspokoić, że w grze nie brakuje też bardziej posępnych miejsc, które zmieniły się przez obecność Cieni. Przywodzące na myśl zdewastowaną Górniczą Dolinę z Gothica II tereny są w mniejszości, ale dodają zabawie niezbędnego zróżnicowania. Odwiedzimy też osady, prastare świątynie, kopalnie, zniszczone ruiny i zaświaty (o tym później). Jest na czym zawiesić oko, a świat przedstawiony we Władcach Tytanów po prostu chce się zwiedzać.

Nasze podróże skończą się jednak szybko, jeśli nie dorobimy się odpowiednio dopakowanej postaci. System rozwoju przypomina ten z Risena 2, jest jednak bardziej rozbudowany. We Władcach Tytanów powracają wprowadzone w Mrocznych wodach Punkty Chwały, które dostajemy za każde działanie w grze – niezależnie, czy jest to zabicie szczura, dopłynięcie do nowej wyspy, czy wykonanie misji. Punkty Chwały działają de facto niczym waluta, za pomocą której zwiększamy nasze współczynniki w głównych kategoriach; jest ich więcej niż w „dwójce”, bo osiem. Podnoszenie współczynników jest o tyle istotne, że nie tylko intensyfikuje obrażenia jakie zadajemy, przykładowo mieczem czy przy użyciu magii, ale też uprawnia nas do wykupu konkretnych umiejętności u nauczycieli. Trenerzy w zamian za złoto mogą nauczyć nas bardzo przydatnych zdolności, których nie zdobędziemy żadną inną drogą.

Towarzysze bywają pomocni. Tutaj Kostuch leczy bohatera.

Część talentów dostępna jest od samego początku, możliwość pozyskania innych otwiera się dopiero po dołączeniu do jednej z trzech frakcji (Łowcy demonów, Strażnicy i tubylcy), które wyjątkowo nie rywalizują ze sobą nawzajem. Siedziba każdej z nich znajduje się na innej wyspie, każda ma własne problemy i zadania, które możemy jej pomóc rozwiązać. W szeregach naszej społeczności możemy oczywiście awansować, co skutkuje otrzymaniem wyższej rangi, lepszego sprzętu i dostępu do bardziej zaawansowanych zdolności – klasyka.

W Risenie 3 fajne jest to, że wykupywane umiejętności potrafią ułatwić nam zabawę, ale większość potworów – przy pewnej dozie cierpliwości i chłodnej głowie – da się pokonać na bardzo wczesnym etapie gry. Gracze z odpowiednim skillem szybko wyłapią mechanizmy rządzące starciami i zachowania przeciwników, przez co zupełnie znika znany z „dwójki” problem irytującej walki z potworami i przegiętych muszkietów. Nie warto już łapać za broń palną, by na zmianę strzelać do przeciwników i uciekać od nich, bo sprawniej i zabawniej można ich pokonać w standardowej potyczce. Broń palną wciąż można rozwijać, ja korzystałem z niej jednak rzadko, a po opanowaniu pierwszych zaklęć voodoo usunąłem ją nawet z paska szybkiego dostępu. System walki w Risen 3 sprawia dużo frajdy i jest najlepszym, jaki kiedykolwiek zastosowała Piranha. Mógłby z nim konkurować tylko ten z pierwszego Risena, jednak mechanizmy wprowadzone we Władcach Tytanów są bardziej dynamiczne (są nawet finishery). Walka jest płynniejsza, a ciosy można łączyć w sekwencje – bohater zazwyczaj nie ma nawet problemu, by trafić w oponenta, który stoi za nim. Nie dajcie się jednak zwieść. W Risenie 3 będąc nieuważnym wciąż da się łatwo zginąć, a bezmyślna klikanina najczęściej nie przyniesie żadnych rezultatów.

Wygrany pojedynek często kończy się finisherem.

Jakby tego było mało, w starciach mogą nas wspierać towarzysze, z których składa się nasza załoga. Znajomi przydają się głównie do skupiania na sobie uwagi bestii, ale nie tylko – część z nich potrafi uleczyć gracza lub siebie. Aktywność towarzyszy nie kończy się jednak wyłącznie na walce. Żywo komentują odwiedzane miejsca, potrafią wtrącić się do rozmowy z bohaterami niezależnymi, a także dzielą się przemyśleniami na temat naszych postępów.

W grze zaimplementowany został – w uproszczeniu nazywając – system moralności. Z racji faktu, że Bezimienny został pozbawiony duszy, jego akcje zostawiają teraz swoje piętno, przybliżając go do człowieczeństwa lub potępienia. Szkoda tylko, że to tak naprawdę wydmuszka. Punkty duszy otrzymujemy lub tracimy głównie za to, czy w rozmowie z NPC-em zwracamy się do niego grzecznie, czy agresywnie. Rzadko zdarza się, by o wyniku decydował sposób rozwiązania questa, a o żadnych poważniejszych decyzjach nie może być mowy. Brakuje też fizycznych zmian w prezencji bohatera (przynajmniej gdy postępujemy dobrze). Najpoważniejszą konsekwencją, jaką odnotowałem, jest ryzyko opuszczenia nas przez towarzyszy, gdy nadmiernie podążymy w którąś ze stron.

Risen 3 to nie tylko tropikalne klimaty.

Przed premierą gry razem z omawianym przed chwilą wskaźnikiem duszy zapowiadano także odwiedziny gracza w świecie umarłych i ten element można niestety uznać za rozczarowanie. Zaświaty w żadnym wypadku nie są równorzędnym dla świata realnego polem zabawy. Odwiedzamy je zaledwie kilkukrotnie, najczęściej w snach. To bardzo ograniczone lokacje – tak pod względem rozmiaru, jak i rzeczy, które możemy w nich robić. Zdarza tam się odbyć bardzo krótkie rozmowy z duchami zmarłych, poza tym zbieramy tak zwany pył duszy (zamienny na punkty człowieczeństwa lub złoto). Nieco lepiej wypada – o ile ją rozwiniemy – astralna wizja, którą wykorzystujemy do podświetlania istotnych komponentów otoczenia, ale nie przeceniałbym jej przydatności.

W zaświatach spotkamy mniej lub bardziej przyjazne postacie.

Risen 3 jako gra od Piranha Bytes nie mógł się obejść bez fakultatywnych zdolności i zajęć, które do ukończenia gry niezbędne nie są, ale fajnie ją urozmaicają. Możemy warzyć mikstury, piec mięso, łamać zamki i zaklinać przedmioty (niestety, tak jak w Mrocznych wodach, odbywa się to na osobnym ekranie). Wprowadzono także minigry, jak na przykład rzucanie nożami czy siłowanie na rękę. Inną aktywnością, niestety obowiązkową, są walki na morzu z potworami. Przed premierą Risena 2 członkowie załogi Piranha Bytes mówili, że nie potrafią dobrze zaprogramować sterowania statkiem i nie pomylili się – by płynąć do przodu wystarczy wcisnąć klawisz „w”, co najwidoczniej magicznie wpływa na siłę i kierunek wiatru. Z kolei strzelanie do morskich bestii jest mało precyzyjne, a to ostatecznie irytuje, bowiem zadań tych nie można pominąć. Dużo lepiej wypadają misje, w których walka toczy się na pokładzie statku.

Jak przystało na serię Risen, nasze zmagania toczą się nie tylko na powierzchni.

Będąc przy questach trzeba zaznaczyć, że są po prostu charakterystyczne dla Piranii. Bardziej rozbudowanych zadań jest stosunkowo niewiele i na ogół dotyczą głównej fabuły, sporo natomiast mamy czysto fedeksowych misji. Nie brakuje zleceń związanych ze znalezieniem konkretnych przedmiotów, ale dla mniej cierpliwych jest opcja zaznaczenia przybliżonej lokacji na mapie, co przy tych rozmiarów świecie nie jest wcale złym rozwiązaniem, a hardkorowi fani nie mają obowiązku z tego ułatwienia korzystać. Wszystkich entuzjastów budowania relacji z towarzyszami powinno z kolei ucieszyć, że są też osobne questy związane z członkami załogi. Istotne jest jednak to, że mimo w większości nieporywających zadań, przez grę można przebić się bardzo sprawnie, ciesząc się zwiedzaniem świata, walkami i śledzeniem historii. Sama główna fabuła zajmie nam około 25 godzin, ale gdy zechcemy wyczyścić dziennik ze wszystkich dodatkowych zadań, to należy doliczyć przynajmniej kolejne piętnaście.

Dodatkowym atutem „trójki”, na który nowi gracze nie zwrócą uwagi, są liczne nawiązania do dotychczasowych gier dewelopera. W Titan Lords odwiedzimy wiele miejsc, które pamiętamy z poprzedniej części, spotkamy postaci znane z wcześniejszych przygód Bezia, ale i weterani Gothiców znajdą coś dla siebie. Pierwsze z brzegu przykłady to wymuszający pieniądze przed karczmą Moe czy łowca demonów Kyle, który ma problem z podwójnym wejściem do swojej komnaty. Niby nic, ale właśnie takie smaczki sprawiają, że pod nosem wielu starych wyjadaczy pojawi się uśmiech.

Jeśli Jack, to latarnik. W grze jest trochę smaczków dla fanów twórczości Piranha Bytes.

Risen 3: Władcy Tytanów powinien zadowolić wszystkich fanów gier firmy Piranha Bytes. Podczas gdy Risen próbował skopiować wszystkie mechanizmy z Gothiców niemal 1:1, a Mroczne wody w poszukiwaniu swojej tożsamości odpłynęły dla niektórych ciut za daleko, tak Władcy Tytanów starają się łączyć najlepsze elementy obu poprzedników i na ogół im to wychodzi. W efekcie dostaliśmy grę w uznanym już uniwersum ze znacznie usprawnioną, generującą radochę walką. Z systemem rozwoju postaci, w którym nie ma zupełnie zbędnych umiejętności. Wreszcie z dużym, czekającym na zwiedzenie światem, który potrafi za eksplorację nagrodzić. Czy w przyszłości czeka nas Risen 4? Jeśli twórcy utrzymają formę z „trójki”, to nie mam nic przeciwko.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.