Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Legend of Grimrock Recenzja gry

Recenzja gry 4 kwietnia 2012, 10:08

RPG-owy powrót do przeszłości - recenzja gry Legend of Grimrock

Finowie ze studia Almost Human przygotowali grę RPG w stylu, którego nie powstydziliby się twórcy serii Eye of the Beholder i kultowego Stonekeepa. Czy ich debiutanckie dzieło jest w stanie przykuć do monitora miłośników gatunku wychowanych na Wiedźminie?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • klasyczny erpeg w nowoczesnej oprawie;
  • możliwość stworzenia drużyny od podstaw;
  • mechanika rozgrywki i zagadki;
  • duża liczba sekretów;
  • opcje dla hardcore'owców.
MINUSY:
  • brak quicksave'a i możliwości kierowania drużyną z poziomu mapy;
  • po pewnym czasie zaczyna nużyć.

O grze Legend of Grimrock – debiucie niezależnego studia Almost Human – usłyszałem po raz pierwszy w lipcu ubiegłego roku. Ten niepozorny projekt natychmiast przykuł moją uwagę, a główna w tym zasługa tematyki, którą zainteresowali się jego autorzy. Fińscy programiści postanowili stworzyć staroszkolne RPG, dungeon crawler zrealizowany na modłę kultowego Eye of the Beholder. Dzieło to miało być swoistym hołdem dla klasyki gatunku, który w ciągu kilkunastu lat uległ niewyobrażalnym wręcz przeobrażeniom.

W tego typu produkcjach fabuła pełni na ogół drugorzędną rolę i nie inaczej jest w Legend of Grimrock. W grze obejmujemy kontrolę nad więźniami, którzy zostali przymusowo zamknięci w twierdzy, zlokalizowanej wewnątrz tytułowej góry. Z braku lepszych rzeczy do roboty skazani na śmierć przestępcy zaczynają penetrować skomplikowany system lochów. Zapuszczając się coraz niżej, muszą stawić czoła nie tylko licznym monstrom, ale również śmiercionośnym pułapkom. Na szczęście śmiałkowie nie stoją na straconej pozycji. W skąpanych w mroku korytarzach znajdą broń, która pozwoli im odeprzeć agresorów.

Określenie „staroszkolny” pasuje do tej produkcji jak ulał. Przygodę rozpoczynamy od stworzenia czteroosobowej drużyny, a że Legend of Grimrock czerpie garściami z klasyków, więc cały proces przypomina dokładnie to, co na ekranach monitorów mogliśmy podziwiać dobrych kilkanaście lat temu. Najpierw określamy rasę (człowiek, minotaur, insektoid, jaszczur) i profesję (wojownik, łotrzyk, mag) każdego podopiecznego, później przypisujemy punkty do atrybutów podstawowych i dodatkowych (te różnią się w zależności od klasy), a na końcu ustalamy dwie unikatowe cechy, dające określone bonusy. Można też zdać się na twórców programu i objąć kontrolę nad wcześniej przygotowaną grupą, ale nie jest to zalecane. Lepiej poświęcić odrobinę czasu i wykreować bohaterów samodzielnie.

Podobnie jak w klasycznych dungeon crawlerach, tak i w Legend of Grimrock istotną rolę pełni ustawienie postaci. Po lochach drużyna porusza się dwójkami, z przodu warto więc wystawić parę wytrzymałych wojowników preferujących walkę w zwarciu, natomiast z tyłu bohaterów lubujących się w atakach z dystansu i magów. Starcia toczymy w czasie rzeczywistym, co ma oczywiście olbrzymi wpływ na ich przebieg. Po uderzeniu bronią lub rzuceniu czaru nasi podopieczni nie są w stanie przez chwilę ponownie wykonać akcji ofensywnej, więc doskonale sprawdza się tu taktyka polegająca na wyprowadzeniu ciosu i szybkim wycofaniu się. Doświadczenie przyznawane jest w zależności od wkładu w likwidację stworów, co oznacza, że najszybciej awansują ci, którzy aktywnie uczestniczą w potyczkach.

Na tym nawiązania Grimrocka do erpegowej klasyki się nie kończą. Drużyna nie porusza się płynnie, jak w typowych produkcjach wykorzystujących perspektywę pierwszej osoby, ale skokowo i na dodatek tylko w czterech kierunkach (obroty wykonuje się o 90 stopni). Podczas zabawy należy pamiętać o konieczności spożywania posiłków. Kiedy nasi śmiałkowie są najedzeni, energia życiowa i mana regenerują się automatycznie, choć powoli – proces ten można przyspieszyć w trakcie odpoczynku. Zgubienie się w labiryncie korytarzy uniemożliwia automatycznie rysowana mapa, choć akurat to udogodnienie da się wyłączyć jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. Jeśli ktoś chce poczuć, jak to drzewiej bywało, mapkę może sobie nabazgrać długopisem. Dla odważnych twórcy przygotowali nawet piękną kartę do wydruku, która znacznie ułatwia powstawanie kartograficznych arcydzieł.

Poziom skomplikowania lochów rośnie po zejściu na niższe poziomy.

W podstawowej wersji gry dostępny jest tylko jeden loch, tytułowy Grimrock, ale w niedalekiej przyszłości powinny pojawić się kolejne, również te przygotowane przez fanów. Labirynt podzielony został na osobne piętra, więc działa tu znana doskonale zasada: im niżej, tym trudniej. Oprócz wymagających monstrów drużyna musi uporać się z wyzwaniami, jakie stawia przed nią podziemny kompleks i wcale nie mam tu na myśli tak prozaicznej czynności jak znalezienie odpowiedniego klucza do zamkniętych drzwi. Korytarze najeżone są różnego rodzaju pułapkami, np. zapadniami, które fundują nam szybki transport piętro niżej, jeśli nieopatrznie w nie wdepniemy. Legend of Grimrock zmusza więc do dokładnej eksploracji pomieszczeń i radzenia sobie z niespodziewanymi zagrożeniami. W trakcie wędrówki zalecane jest dokładne oglądanie ścian. W starych murach dostrzec można chytrze umieszczone przyciski, otwierające ukryte lokacje, pełne przydatnych przedmiotów.

W Legend of Grimrock podoba mi się nie tylko klasyczna mechanika, ale także oprawa: gustowna, choć niezrywająca czapek z głów, grafika, kapitalny ambientowy podkład dźwiękowy i świetnie zaprojektowane stwory. Autorów należy pochwalić też za niemałą ilość różnorakich zagadek – niby nic nadzwyczajnego, ale robi się naprawdę miło, gdy żmudna wędrówka przerywana jest koniecznością wysilenia mózgownicy, nawet w niewielkim stopniu. Wszystko to oczywiście doceni ktoś, kogo nie razi wytrwałe pokonywanie opustoszałych korytarzy. Nie czarujmy się – dla typowych maniaków Geralta i Smoczego Dziecięcia może okazać się to po prostu przeraźliwie nudne.

Spotkanie z niektórymi stworami okaże się prawdziwą drogą przez mękę.

Legend of Grimrock nie jest oczywiście produktem pozbawionym wad, na szczęście są one niewielkie. Mocno doskwiera brak szybkiego zapisu stanu rozgrywki – niby drobiazg, ale denerwuje mnie, że o tak banalnej funkcji po prostu zapomniano (dla odmiany mamy autosave). Drażniące jest również to, że nie można przesuwać drużyny po lochu z poziomu mapy. W grze wszystkie ściany wyglądają tak samo, więc dłuższe przemierzanie pustych korytarzy zmusza do częstego przełączania się pomiędzy jednym widokiem a drugim. Przywiązanie do klasyki to jedno, ale wprowadzenie umilających życie rozwiązań nikomu by nie zaszkodziło.

Mimo mojej ogromnej sympatii do dzieła firmy Almost Human trudno mi traktować je inaczej niż w charakterze ciekawostki – powrotu dungeon crawlerów na salony raczej się nie doczekamy. Finom udało się idealnie wstrzelić w niszę, zaspokajając oczekiwania starszych fanów RPG, którzy wychowali się na nich i z rozrzewnieniem wspominają podobne produkcje. A że i ja się do nich zaliczam, przez długi czas chłonąłem wszystko, co gra ma do zaoferowania, i to z rozdziawioną gębą. Niestety, pod koniec przygody mój entuzjazm nieco opadł, a ta podkreślana na każdym kroku archaiczność zaczęła mi odrobinę doskwierać. W niczym nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z solidnym produktem, nie tylko przemyślanym, ale też odpowiednio dopracowanym. Ludzi legitymujących się „trzydziestką” w dowodzie, którzy pamiętają zarwane noce z Dungeon Master, Eye of the Beholder i Ultima Underworld, bijące w każdym pikselu odwołanie do klasyki absolutnie zachwyci. Nie potrafię powiedzieć czy do samego końca, ale jednego jestem pewien – spotkanie z Legend of Grimrock na pewno nie będzie dla nich czasem straconym. Co to, to nie.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.