Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 września 2004, 13:02

autor: Jacek Hałas

Terminator 3: War of the Machines - recenzja gry

„War of the Machines” miał być kolejnym FPS-em z ciekawą warstwą fabularną. W rezultacie skonstruowano wyjątkowo nieudany klon słynnego „Battlefielda 1942”, który ani w single, ani w multiplayerze nie zainteresuje żadnego miłośnika strzelanin.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wiedziałem, że tak będzie. Poza w miarę przyzwoitym „Skynetem” nie miałem jeszcze okazji zagrać w żadną DOBRĄ pozycję z tytułowym Terminatorem w roli głównej. Wielogodzinne sesje z testowanym programem przekonały mnie, iż w najbliższej przyszłości na pewno się to nie zmieni. Po przejrzeniu pierwszych informacji na temat „War of the Machines” byłem niemal pewien tego, iż będzie to niewypał porównywalny z konsolowym „Rise of the Machines”. Przekładając to na słowa Terminatora – „Ta gra powinna być zlikwidowana”.

„War of the Machines” początkowo miał być kolejnym standardowym FPS-em, z liniowym przebiegiem rozgrywki i ciekawą warstwą fabularną. Gra miała przybliżać losy Johna Connora i okoliczności, w których Terminator grany przez Arnolda został przeprogramowany w taki sposób, aby służyć ludziom. Autorzy „War of the Machines” w pewnym momencie najwyraźniej doszli do wniosku, iż nie ma sensu męczyć się z wymyślaniem ciekawych pomysłów na etapy, skoro i tak mnóstwo ludzi zakupi tę grę wyłącznie z powodu licencji. W rezultacie skonstruowano wyjątkowo nieudany klon słynnego „Battlefielda 1942”, który ani w single, ani w multiplayerze nie zainteresuje żadnego miłośnika strzelanin obserwowanych z perspektywy pierwszej osoby.

Zacznijmy od singleplayera, nie będę się musiał tu zbytnio rozpisywać, albowiem w grze pełni on symboliczną rolę. W przeciwieństwie do tego, co można było wyczytać jeszcze kilka miesięcy przed premierą gry, jest on wyjątkowo ograniczony. Gracz od razu otrzymuje dostęp do dwunastu mapek (o nich nieco później), nie musi więc nic odkrywać, nie jest też w żaden sposób nagradzany. Co więcej, nie może on nawet ustalić czasu ani zasad etapu, wszystkie starcia są rozgrywane w trybie Termination, który polega na przejmowaniu i utrzymywaniu wyznaczonych punktów na planszy. Co więcej, poziom sztucznej inteligencji postaci sterowanych przez komputer stoi na żenująco niskim poziomie. Komputerowi zawodnicy nie potrafią korzystać z pojazdów ani wykonywać wydawanych przez gracza rozkazów. Nie wspominam już nawet o organizowaniu zasadzek, skutecznej obronie czy wycofaniu się na widok przeważających sił wroga. Jedyne, do czego sterowane przez komputer boty mogą się przydać, to zajmowanie baz, przy czym i tak nie zawsze im to wychodzi.

Przeciętny gracz zrezygnuje z singleplayera już po kilkunastu minutach rozrywki. A co takiego ma do zaoferowania multiplayer? Tu jest już nieco lepiej, aczkolwiek nie radziłbym nastawiać się na widowiskowe, wielogodzinne pojedynki. Mamy tu do czynienia z większą ilością trybów, przy czym o żadnych innowacjach nie może być mowy. Wszystko to pojawiało się w wielu innych FPS-ach. Niestety, także i w tym przypadku grywalność pogarszana jest przez liczne utrudnienia czy błędy. Przede wszystkim, sytuację pogarsza brak dedykowanego serwera gry, a przy wybieraniu tych nieoficjalnych należy liczyć się z ogromnymi pingami, które w wielu przypadkach uniemożliwiają wręcz poprawne sterowanie postacią, a co dopiero prowadzenie skutecznej wymiany ognia. Co więcej, niewiele osób pogrywa w „War of the Machines” w sieci – być może to wina odległego terminu premiery gry, obawiam się jednak, iż większość osób zniechęcił marny poziom tej produkcji.

Nie wspomniałem jeszcze o stronach konfliktu, mamy tu oczywiście dwie walczące ze sobą frakcje – roboty (Skynet) oraz ludzi (Tech-Com). Teoretycznie Ci drudzy powinni być na przegranej pozycji, tak przynajmniej wyglądało to w filmie. Paradoksalnie, w „War of the Machines” to właśnie ludźmi gra się przyjemniej i osiąga lepsze rezultaty. Przemawia za tym kilka czynników. Po pierwsze, dysponują oni tytułowym Terminatorem (T800), któremu głosu i twarzy użyczył gubernator Kalifornii. Odniosłem wrażenie, iż jest on najmocniejszą postacią z całej gry, przez co trzeba się naprawdę postarać, aby go ukatrupić. Po drugie, ludzie dysponują świetnymi pojazdami, o których napiszę trochę później. Po trzecie, ich bronie wydają się skuteczniejsze w walce. I wreszcie po czwarte, grając robotami ma się do czynienia z wyjątkowo nieprzyjemnym filtrem, który ukazuje całe otoczenie w czerwonych barwach. Nie muszę chyba mówić w jak dużym stopniu utrudnia to namierzanie kolejnych przeciwników, szczególnie w dynamicznych sieciowych pojedynkach. Jest to tym bardziej uciążliwe, że tylko niektóre Terminatory potrafią automatycznie zaznaczać przeciwników, a wiele z nich porusza się wolniej od ludzi. Każda ze stron dysponuje kilkoma typami jednostek, w przypadku ludzi, oprócz wspomnianego już T800 (Arnold), mamy tu snajpera czy eksperta od broni ciężkiej. Pewnym ograniczeniem jest to, iż Terminatorem może sterować tylko ta osoba, która zdobyła największą liczbę fragów. O wiele lepiej wypada tym pod tym względem Skynet. Z ciekawszych robotów warto wspomnieć o latających FK, które dysponują niewielkimi laserami, ale są za to niezwykle zwrotne czy znanych z trzeciej części filmu T1 Battle Unit, powolnych jednostkach z dwoma minigunami po bokach. Warto przy tym dodać, iż FK nie ma możliwości przejmowania wrogich baz w trybie Termination – to dobre posunięcie, albowiem jest on na tyle mobilny, iż do takich punktów dociera znacznie szybciej od pozostałych jednostek.

W przypadku Tech-Comu istotną rolę odgrywają pojazdy, autorzy przygotowali między innymi pick-upa z domontowaną wyrzutnią rakiet, pojazd opancerzony z potężnym działem na dachu czy też zniszczony radiowóz z domontowanym CKM-em. Muszę przyznać, iż bardzo często korzystałem z ich pomocy, nawet w singleplayerze, w którym samodzielnie trzeba było używać działek. Pojazdy dość dobrze zachowują się też w trakcie jazdy, można się oczywiście przyczepić do tego, iż niektóre z nich są zbyt wolne, ale w ogólnym rozrachunku należy ocenić ich obecność jak najbardziej pozytywnie. Ważne jest to, iż, podobnie jak w tematycznie zbliżonym „Mobile Forces”, z wehikułów można wyskakiwać w dowolnym momencie. W przypadku zwykłego człowieka jest to istotne albowiem wybuchająca maszyna natychmiast go zabija. T800 jest pod tym względem znacznie bardziej tolerancyjny i bez większych uszkodzeń może wyjść z płonącego pojazdu. O wiele gorzej wypada Skynet, który korzysta z ogromnych czołgów znanych chociażby z początkowych scen pierwszej części filmu. Szkoda tylko, że w grze są one znacznie słabsze niż w „rzeczywistości”. Fakt, siła laserów tego pojazdu jest całkiem spora, aczkolwiek jest on zbyt ociężały, aby nadawać się do walki. W rezultacie roboty prawie nigdy nie korzystają z pojazdów, wyjątkiem jest model Terminatora przypominający człowieka, który może korzystać z wozów Tech-Comu. Arsenał dostępnych broni nie jest przesadnie rozbudowany, ale na brak dobrych giwer nie można narzekać. Ludzie korzystają przede wszystkim z tradycyjnych karabinów maszynowych z podczepionym granatnikiem, zupełnie nie sprawdza się natomiast snajperka. Gra jest zbyt dynamiczna, aby można było z niej skutecznie korzystać. Najbardziej ciekawie prezentuje się pod tym względem wyposażenie Arnolda, który może między innymi używać dobrze znanego miniguna. Muszę przyznać, iż broń ta jest równie skuteczna co widowiskowa, korzystanie z niej sprawiało mi ogromną przyjemność. Podległe Skynet’owi roboty korzystają natomiast głównie z laserów lub wspomnianego już „seryjnego” wyposażenia. Pod tym względem gra wypada nieźle, bronie obu walczących ze sobą stron zostały dość dobrze zbalansowane. Wyjątkiem są giwery T800, aczkolwiek Skynet też ma swoich kilku mięśniaków, którzy korzystają z broni o podobnej sile rażenia.

Obiecałem wrócić do tematu map – tych, jak już wspomniałem, jest dwanaście. Jednym z podstawowych atutów gry miała być możliwość staczania bitew w miejscach znanych z trzeciej części filmu. Mogę spokojnie zaświadczyć, iż stwierdzenia te były mocno przesadzone. Przykłady? Proszę bardzo. Jedna z misji rozgrywa się na cmentarzu, który jednak nie dość, iż jest mikroskopijnych rozmiarów, to nie ma NIC wspólnego z tym z „Terminatora 3”. Ba! Na pierwszy rzut oka w ogóle nie wygląda to na cmentarz, wyjątkiem są pojedyncze nagrobki, na które początkowo nie zwraca się uwagi. Idźmy dalej, aż dwie mapy osadzono na terenie bazy wojskowej. Czy to ta z finału „Terminatora 3”? Ależ skąd. W tym przypadku należy natomiast pochwalić kilka elementów otoczenia. Mapa została skonstruowana w taki sposób, aby obie strony miały równe szanse zajmowania baz, dużo tu też miejsc, z których można prowadzić w miarę bezpieczny ogień. Mapa ta jest dostępna w dwóch wersjach – w teraźniejszości i przyszłości. Podobnie zrealizowano laboratorium, w tym przypadku można doszukać się NIELICZNYCH podobieństw do filmu, jak chociażby pomieszczeń, w których konstruowane były latające maszyny FK. Pozostałe mapy, które osadzono między innymi w zniszczonym mieście, tunelu metra czy dokach prezentują dość niski poziom. Najbardziej denerwuje to, że w niektórych miejscach wystarczyło dopracować pozornie nieistotne detale, aby znacząco podnieść grywalność rozgrywki. Przykładowo, podczas badania jednego z magazynów wszystkie skrzynie są jednym dużym blokiem, a można je było przecież losowo porozrzucać, tak aby gracze mogli na siebie polować. Tyle chociaż dobrze, iż z racji niewielkich rozmiarów plansz i obecności czytelnej podręcznej mapy bardzo szybko można się na nich odnaleźć.

Graficznie „War of the Machines” przypomina tytuły wydawane 2-3 lata temu. Zdecydowanie najlepiej wykonano otoczenie aczkolwiek mam tu głównie na myśli niezłe tekstury i bardzo ładne niebo, po którym latają znane z kinowych przebojów konstrukcje Skynetu. Szkoda tylko, że nie włączają się one do walk, aczkolwiek jest to zrozumiałe, gdyż ich obecność zachwiałaby równowagę rozgrywki. Zdecydowanie nie mogę pochwalić konstrukcji map. Modele postaci są poprawne, aczkolwiek rzadko ma się okazję przyjrzeć im z bliska. Karygodnie zrealizowano natomiast ich animację, tyczy się to zarówno biegu, jak i scen śmierci. O ile w przypadku robotów sztywne opadanie na ziemię można jeszcze wytłumaczyć, to jest to niedopuszczalne u ludzi. Oprawa dźwiękowa wypadła niewiele lepiej. Przede wszystkim, brakuje słynnego motywu znanego z filmu. Pomimo tego, iż zadbano o głos Arnolda, to nie można tego elementu zaliczyć grze na plus. Nie dość, że odzywa się on niezwykle rzadko (przy starcie i wydawaniu rozkazów), to na dodatek niektóre jego kwestie zostały pomylone. Co ciekawe, kiepska oprawa graficzna nie przekłada się na niskie wymagania sprzętowe. Gra przez znaczną część zabawy działa co prawda płynnie, aczkolwiek zdarzają się nieprzyjemne przeskoki i to bez widocznej przyczyny.

„Terminator 3: War of the Machines” to wyjątkowo nieudany FPS, który nie nadaje się ani do singla ani do multiplayera. Jeśli szukasz podobnej pozycji to zdecydowanie polecam „Unreal Tournament 2K4” czy nawet o wiele starszego „Mobile Forces”. „War of the Machines” nie spodoba się nawet zagorzałym miłośnikom Terminatora, którzy posiadane fundusze powinni raczej przeznaczyć na DVD z trzecią częścią filmu lub jedną z wymienionych przed chwilą gier.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • przyjemne w obsłudze pojazdy;
  • niezłe giwery.

MINUSY:

  • kiepski multiplayer;
  • jeszcze gorszy singleplayer;
  • słaba grafika.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!