autor: Remigiusz Maciaszek
Czego zabrakło w Kataklizmie?
Od premiery World of WarCraft: Cataclysm minął już miesiąc, to dobry czas, by przyjrzeć się grze ponownie i zastanowić, czy czegoś jej czasem nie brakuje.
World of WarCraft pozostaje w swojej kategorii jednym z najważniejszych tytułów, a Kataklizm jest bez wątpienia najlepszym dodatkiem, jaki trafił w ręce fanów gry. Jednak mimo świetnej zabawy, jaką oferuje, pozostawia wrażenie, że od premiery The Burning Crusade tak naprawdę niewiele się zmieniło.
Po drodze otrzymaliśmy co prawda fantastyczne narzędzia do zarządzania gildią, a teraz nowy system jej rozbudowy, świetnie rozwijają się też dodatkowe atrakcje offline, jak mobile armory czy dom aukcyjny. Znudzeni oczekiwaniem w kolejkach do battlegroundów mogą zająć się archeologią, która w moim odczuciu jest rewelacyjną profesją, jeśli ktoś wykazuje minimalne zainteresowanie historią świata gry.
Poza tym jednak cały czas eksploatowane są dokładnie te same schematy. Wskakujemy na kolejne poziomy, odwiedzamy instancje, gromadzimy sprzęt, by brać udział w rajdach. Tam znowu gromadzimy sprzęt, po czym walczymy z silniejszymi bossami. Czy jest to nużące? Raczej nie, Blizzard wykonał świetną robotę i tak cały nowy, jak i stary świat dostarczają sporo wyzwań i przyjemności z ich pokonywania. Pozostaje jednak pewien niedosyt, można poczuć niepokojącą powtarzalność, a zapewniam, że nie jestem w tych odczuciach osamotniony. Czy może to kogoś zniechęcić do gry? Prawdopodobnie tak, chociaż mowa tu raczej o jednostkowych przypadkach. Ludzie którzy pokochali World of WarCraft, nadal grają w to, co lubią i tak, jak lubią. Warto jednak zadać sobie pytanie, czego grze brakuje i jak można by ją wzbogacić.
Zacznijmy od ekonomii Azeroth, która trwa w jakimś dziwnym zastoju. Ludzie na poziomie 85 mają dostęp do ogromnej ilości gotówki, ale za bardzo nie wiedzą, co z nią robić. Od czasu do czasu wyda się parę groszy na materiały potrzebne do rozwoju profesji, czasem kupi się w domu aukcyjnym jakiś enchant tudzież gem, ale to jakby wszystko. Gracze potrzebują czegoś, na co mogliby przeznaczać zarobione pieniądze.
Na endgame dalej składają się praktycznie dwie możliwości – albo PvE, które ogranicza się do wieczornych rajdów, lub też PvP, czyli odwiedziny w battlegroundach i kilka wizyt w arenie tygodniowo. Wystarczył mi miesiąc sporadycznego grania, by na obecnym etapie osiągnąć wszystko, co Kataklizm oferuje. Czy marudzę z tego powodu? Niespecjalnie, dla mnie w MMO zawsze najważniejsi byli ludzie i dobre środowisko gry, a na brak jednego czy drugiego na razie nie mogę narzekać.
Zabawa stała się casualowa jak nigdy wcześniej, ale nie jestem pewny, czy to krok w dobrym kierunku. Blizzard, zamiast rozwijać nowe aspekty gry, upraszcza stare, tak by były dostępne dla wszystkich. Jest to niewątpliwie jakieś rozwiązanie, ale może lepiej byłoby zaproponować coś nowego, by zająć czymś graczy, którzy preferują samodzielną rozgrywkę? Wszyscy poruszamy się w bardzo ograniczonym środowisku z doskonale zorganizowanym endgamem, ale przy absolutnym ograniczeniu dowolności. Kiedy wybór w PvE sprowadza się do: „rajdować czy nie rajdować?”, to nie jest to żaden wybór. Można by pewnie skupić się na instancjach, ale tych nie ma przecież wcale tak dużo, a poziom trudności heroików (dla wielu i dla mnie spory plus dodatku) eliminuje tak naprawdę zabawę z losowo dobranymi osobami.