Premiera nowego filmu z Człowiekiem Pająkiem już za pasem. Z tej okazji odkopaliśmy gry z Peterem Parkerem w roli głównej. Które tytuły przetrwały próbę czasu, a które powinny zostać zapomniane na wieki?
52 lata na karku, 5 pełnometrażowych filmów fabularnych (nie licząc produkcji telewizyjnych oraz planowanych spin-offów i sequeli), a także ponad 30 lat czynnego udziału w kształtowaniu zręcznościowych gier wideo. Spider-Man - niezależnie od człowieka, który przywdziewał jego kostium -stał się prawdziwym kultem, najbardziej popularną postacią komiksową, a zarazem najcenniejszą marką wydawnictwa Marvel. Druga odsłona przygód nieokrzesanego Petera Parkera autorstwa Marca Webba (cóż za wymowne nazwisko) 25 kwietnia wlatuje do polskich kin, a wraz z nią przybyła jej oficjalna ekranizacja, prosto od studia Beenox, o tytule The Amazing Spider-Man 2. Nie mogła nam się zatem trafić lepsza okazja, by zebrać wszystkie gry z Pajączkiem i wyłonić spośród nich piątkę najlepszych oraz najbardziej kiszkowatych wirtualnych produkcji, których - jakby nie patrzeć - nagromadziło nam się w ciągu ostatniej dekady naprawdę sporo. Maski na twarz, lateks na zadek, hyc windą na najwyższy wieżowiec w okolicy - "zaczynamy huśtać się", jak głosi jedno z polsko-rosyjskich bazarowych tłumaczeń na okładce wirtualnego Spider-Mana z 2000 roku.
5 najlepszych gier ze Spider-Manem
Spider-Man: Web of Shadows
Przed Wami jedna z tych gier, które w dniu premiery muszą z kamienną miną znosić cęgi od zawziętych krytyków, by po latach udowodnić swoją wartość, nie posiłkując się wcale potęgą nostalgii. Dzieło Treyarch to prawdziwa paleta pozytywnych niuansów, począwszy od nieustannie ewoluującego i żyjącego własnym życiem Manhattanu, atrakcyjnie wyważonego systemu walki (z możliwością ujeżdżania przeciwnika niczym mięsną deskorolkę), przez liczne gościnne występy komiksowych postaci pokroju Wolverine'a i Luke'a Cage'a, a skończywszy na oferującym zupełnie nowe możliwości w kwestii rozgrywki smolistym kostiumie symbionta. Jeśli ktoś nie miał jeszcze styczności z przygodami Petera Parkera rozgrywającymi się w wirtualnym Nowym Jorku, a jego sprzęt ma problem z udźwignięciem The Amazing Spider-Man z 2012 roku, Web of Shadows stanowi godną marki wizytówkę gier o Człowieku Pająku. Główny bohater ma co prawda wyjątkowo irytujący głos za sprawą koszmarnego dubbingu, a niektóre zadania ograniczają się do formuły "przynieś-podaj-pozamiataj", ale to tylko łyżka dziegciu w beczce słodziutkiego miodu.
Spider-Man: Shattered Dimensions
Po kilku pecetowych portach gier z pajęczym superherosem, Beenox zasłużył wreszcie na pełne zaufanie Activision i dostał swój własny komiksowy projekt - Shattered Dimensions. który trafił do produkcji w okresie świetności przełomowego Batman: Arkham Asylum. To, że twórcy docenili konkurencję i wzięli ją na poważnie, widać chociażby na załączonym obrazku, który prezentuje jeden z czterech uniwersów dostępnych w grze. Spider-Man w skradankowym sosie noir smakował wybitnie dobrze. Razem z innymi "rozdartymi wymiarami", w skład których wchodziły klasyczny marvelowski świat Pajączka, alternatywny Ultimate Spider-Man, a także jego futurystyczna wersja z roku 2099, dzieło Beenox stanowiło ciekawą odskocznię od jednowymiarowych i nudnych jak flaki z olejem zręcznościówek. Dla czytelników komiksów całość okazała się być wyjątkowym hołdem złożonym mitologii Człowieka Pająka.
Spider-Man
Do 2000 roku gier z Człowiekiem Pająkiem zdążyło nazbierać się bez liku, jednak to dopiero Spider-Man od studia Neversoft poważnie namieszał światem komiksowych egranizacji, nie tylko tych spod szyldu Marvela. Zacznijmy od tego, że była to pierwsza produkcja z Parkerem, w której mogliśmy usłyszeć jego głos, a co za tym idzie, ponaśmiewać się z jego ciętych i często bezczelnych tekstów, którymi ciskał w swoich przeciwników równie często, co twardymi jak kamień kulami z pajęczej sieci. Zawadiacki humor to jednak nie wszystko, czym na tle konkurencji wyróżniała się gra amerykańskiego dewelopera, który nareszcie udowodnił, że potrafi tworzyć coś ponad zręcznościowe symulatory jazdy na deskorolce. Spider-Man był fenomenalnie wyważony pod względem rozgrywki, oferując różniące się stylem gry sekwencje, m.in. karkołomne pościgi, ucieczki przed ostrzałem z helikoptera, walki z bossami, czy tradycyjną eksplorację najeżonych easter-eggami poziomów, które stanowiły doskonały dowód pasji twórców do projektowanej gry. Po drodze mogliśmy napotkać innych ziomków z komiksów Marvela, poodkrywać skórki Pajączka pochodzące z konkretnych zeszytów komiksowych, a także posłuchać ciekawych komentarzy autorstwa samego Stana Lee. Czysty przykład dzieła tworzonego przez fanów, dla fanów.
Spider-Man 2: The Game od Treyarch
Cztery lata po niesłychanie udanej produkcji Neversoftu, zajmujące się dziś kolejnymi odsłonami Black Ops studio Treyarch wytoczyło ciężkie działa z superbohaterskim sandboksem z prawdziwego zdarzenia, Spider-Man 2: The Game. Tak, wiemy iż jest to grywalna adaptacja filmu pod tym samym tytułem, i że trafiła do sklepów razem z pełnometrażówką Sama Raimiego, jednak nawet w koszyczku pełnym zgniłych jaj na hollywoodzkich licencjach muszą znaleźć się jakieś wyjątki. W przeciwieństwie do Spider-Mana z 2000 roku, w którym to Nowy Jork okrył się w toksynach zgodnie z nikczemnym planem Doktora Octopusa, przeznaczona na GameCube'a, Playstation 2 oraz pierwszego Xboksa gra Treyarch nie tylko udostępniła nam do niczym nieograniczonej eksploracji przestronne (choć nieco opustoszałe) dzielnice Manhattanu, ale dodatkowo po raz pierwszy pozwoliła nam czerpać autentyczną przyjemność z intuicyjnego i szalenie angażującego systemu przemieszczania się na pajęczych sieciach, które nie przyklejały się już do chmur, a konkretnych elementów otoczenia. Ponadto szereg misji głównych oraz pobocznych sprawiał, że autentycznie nie chciało się wychodzić ze skóry akrobatycznego Pajączka i wracać do szarego życia codziennego. Szkoda tylko, że przeznaczona na komputery osobiste konwersja gry nie miała nawet połowy uroku projektu Treyarch... ale to już opowieść na zupełnie inny akapit.
Ultimate Spider-Man
Pan Peter "Niewyparzona Gęba" Parker, jak wszyscy dobrze wiemy, wywodzi się z komiksów, o którym to fakcie spora część deweloperów zdaje się nie pamiętać. Aż do premiery Shattered Dimensions jedyną cyfrową produkcją w pełni szanującą rodowód Człowieka Pająka była duchowa kontynuacja Spider-Man 2: The Game, czyli wypuszczony rok później Ultimate Spider-Man. Chłopaki z Treyarch włożyli sporo wysiłku w to, aby poprawić rewolucyjny model rozgrywki ze swojego poprzedniego dzieła, na dodatek przyozdabiając grafikę techniką cel-shadingu oraz kadrami komiksów, które przeskakiwały między sobą podczas dynamicznych i momentami diabelnie zabawnych scenek przerywnikowych. To się dopiero nazywał interaktywny komiks! Stylistyka bazowała na szkicach marvelowskiego rysownika Marka Bagleya, a za napisanie scenariusza odpowiadał sam Brian Michael Bendis, jeden z twórców papierowego Ultimate Spider-Man. Rozgrywka, w porównaniu do bazującego na filmie poprzednika, została urozmaicona dzięki różnorakim rodzajom misji (w grze mogliśmy nawet pokierować poczynaniami niszczycielskiego Venoma), a sam Nowy Jork zyskał na charakterze. Gra być może nie stanowiła równie gigantycznego przeskoku jakościowego, co Spider-Man 2:The Game, ale wraz z nią znacznie podniosła poprzeczkę dla przyszłych pajęczych produkcji, które po dziś dzień starają się powtórzyć sukces swoich starszych sióstr.
5 najgorszych gier ze Spider-Manem
Spider-Man 3: The Game
Niezależnie od tego, jak dobrą robotę wykonuje się w danym momencie, zawsze prędzej czy później nastaną "nowe czasy", które będą wymagały dostosowania się do świeżych wytycznych. Gry Spider-Man 2 oraz Ultimate Spider-Man mężnie królowały na konsolach szóstej generacji, wyznaczając drogę poszukującym własnej tożsamości pokrewnym produkcjom, ale nadeszła w końcu era bezwzględnych next-genów. "Cóż zrobić, trzeba zakasać rękawy i ponownie udowodnić, że król jest tylko jeden" - pomyśleli twórcy z Treyarch i wraz z dwoma innymi deweloperami uczcili premierę filmu Spider-Man 3 kilkoma egranizacjami pod tym samym tytułem. Jak głosi stare polskie porzekadło, "gdzie kucharek sześć, tam pająk ceruje powietrze"... czy coś w tę deseń. Wyszło jak wyszło - wersja gry na konsole nowej generacji nie urzekała ani koślawą oprawą doprawioną nieokiełznaną pracą kamery, ani chaotycznym wyważeniem rozgrywki i próbą zainicjowania zagmatwanych sekwencji QTE, zaś jej konwersja na PC raziła marną optymalizacją, znacznie zawyżającą wymagania sprzętowe. Starsze maszynki do grania otrzymały zaś wykastrowaną do granic przyzwoitości edycję gry, autorstwa... studia Beenox. Cóż, w końcu trzeba od czegoś zacząć.
Spider-Man: Friend or Foe
Nie minęło wiele czasu od premiery gry Spider-Man 3, a Activision wyskoczyło jak pająk spod prysznica z kolejną cyfrową produkcją w świecie Marvela, tym razem przeznaczoną dla młodszych odbiorców. Dzieciaki być może zachichotają z zachwytu nad mnogością bohaterów do wyboru (grywalne są tu także postaci złoczyńców) oraz możliwością dołączania drugiego gracza do gry w dowolnym momencie rozgrywki, jednak poza tym nic już nie wygląda różowo. Zacznijmy od tego, że modele przeciwników w grze nieustannie się powtarzają, zmieniając jedynie skórkę na bardziej odpowiednią do danej lokacji. Prosta, wtórna i nie angażująca walka szybko zaczyna nużyć, a po zaliczeniu kilku pierwszych etapów nie ma tak naprawdę żadnej mobilizacji, by brnąć dalej. Tym bardziej, że każdy zgon kończy się szybkim zmartwychwstaniem, a rozmaite "dopalacze" - pokrzepiające naszą i tak już mocarną postać - są nam wciskane w twarz, niczym ulotki szkół policealnych. Na plus należy zaliczyć za to czas gry, czyli mniej więcej sześć godzin, które nie powinny znacząco nadwyrężyć cierpliwości rodziców ogrywających Friend of Foe ze swoimi pociechami. Niemniej w dalszym ciągu obstajemy, że dowolna część Marvel: Ultimate Alliance sprawdziłaby się w takiej sytuacji o wiele lepiej.
Spider-Man: Edge of Time
Spider-Man: Shattered Dimensions, będące pierwszym poważnym projektem studia Beenox w świecie Marvela, sprzedało się na tyle dobrze, że zachęceni tym faktem biznesmeni z Activision postanowili dać swoim nowym pupilkom kolejną szansę. Przepis na Edge of Time okazał się całkiem prosty - z wielowątkowej formuły poprzedniej gry wyrzucono wymiary Noir oraz Ultimate, do pracy nad fabułą zaprzęgnięto komiksowego scenarzystę Petera Davida, zaś wśród odtwórców głównych ról znalazło się kilka znajomych nazwisk, m.in. Val Kilmer. Niestety, poza dobrymi chęciami, świetnym dubbingiem oraz wyjątkowo wciągającą historią, produkcja Beenox z 2011 roku na każdym innym polu sprawia wrażenie niewartego uwagi przeciętniaka. Aby uratować świat przed zakusami niegodziwego naukowca, dwóch powiązanych telepatyczną więzią Spider-Manów musi ze sobą współpracować. Poprzez "współpracę" mamy na myśli kopanie pośladków klonujących się przeciwników, uciekanie po klaustrofobicznych lokacjach przed laserami oraz ostrzeliwującymi nas wieżyczkami oraz demolowanie odwiedzanych lokacji w określonym przedziale czasowym. Niestety, cała drama rozgrywa się wyłącznie w pomieszczeniach zamkniętych, a odbiorca po pewnym czasie zaczyna grać z iście ateistycznym nastawieniem, że już nigdy nie zobaczy nieba. Za to czyśćca jest tutaj aż nadto...
Marvel Nemesis: Rise of the Imperfects
Marvel Nemesis: Rise of the Imperfects być może nie jest poświęcona wyłącznie Spider-Manowi, któremu tym razem przychodzi walczyć u boku swoich wiernych marvelowskich towarzyszy pokroju Wolverina, czy Kapitana Ameryki, jednak przypadek tej gry jest tak intrygujący, że w żadnym wypadku nie mogliśmy przejść obok niej obojętnie. Otóż ktoś wyjątkowo kreatywny z obozu Electronic Arts wpadł na genialny pomysł, by połączyć ukochane przez miliony postacie z komiksów Marvela z wykreowanymi przez koncert EA kosmicznymi herosami, zwanymi The Imperfects. Z tej okazji do księgarni trafiło sześć tomów zeszytów z "ekskluzywnymi" przygodami Petera Parkera i spółki, w których muszą zmierzyć się z nadciągającym z innego świata niebezpieczeństwem w postaci tytułowych "Niedoskonałych". Przeznaczona na konsole gra rozwijała wątki poruszone w komiksie, jednocześnie pozwalając graczowi wcielić się w wybranego przez siebie superbohatera, zarówno z drużyny Ziemian, jak i wrogiego kosmosu. Poza faktem, że scenariusz był słaby jak barszcz, a rozgrywka nudziła po kilkunastu minutach ślepego uderzania pięścią w kontroler, EA dołożyło wszelkich starań, by wykreowani przez nich herosi byli jak najbardziej "czaderscy", co przejawiało się w cut-scenkach, podczas których delikwent rzucał jakiś żenujący frazes i... ukatrupiał daną ikonę komiksu Marvela. Nie trzeba chyba dodawać, że miłośnicy Spider-Mana i jego pobratymców nie kryli niezadowolenia z zaistniałej sytuacji. "Niedoskonali" okazali się chyba jednak zbyt... niedoskonali.
Spider-Man 2: The Game od Fizz Factor
Podczas gdy Spider-Man 2: The Game zdobywał rzesze fanów na konsolach szóstej generacji, gracze korzystający z komputerów osobistych otrzymali wiadro pikselowych popłuczyn, które jakiś szaleniec przyozdobił tym samym tytułem oraz okładką, co produkcję Treyarch. To, że połowa pecetowych portów z konsol nie dorównuje jakością do swoich pierwowzorów wiemy nie od dziś, ale rzadko kiedy mamy do czynienia z równie bezczelnym zagraniem. Spider-Man 2: The Game z warsztatu debiutującego studia Fizz Factor nie ma praktycznie nic wspólnego z autentycznie niesamowitą wersją gry na konsole - poza oczywistym mianownikiem w postaci głównego bohatera, miejsca akcji etc. Od pokrewnej produkcji wyróżnia się m.in. takimi wartościami jak wzbudzającą sentyment grafiką rodem z ery PSXa, lewitującymi nad ciasnymi ulicami miasta "śnieżynkami" do zaczepu pajęczej sieci naszego kartonowego herosa oraz uproszczonym systemem walki, z którego ogarnięciem poradziłby sobie nawet kamień położony na klawiaturze. Parafrazując słynne słowa, "z wielką marką przychodzi wielka odpowiedzialność". Nic więc dziwnego, że do chwili zamknięcia studia w 2009 roku Fizz Factor zajmowało się już wyłącznie pomniejszymi produkcjami oraz portami średniaków na NDS'a.
Nowy odcinek przygód Spider-Mana potyka się kilka razy na początku, ale gdy fabuła nabiera rumieńców, produkcja zmienia się nie do poznania i wyrasta na godną kontynuację świetnego Homecoming.