Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 sierpnia 2007, 10:42

autor: Krzysztof Gonciarz

Resident Evil 4: Wii Edition - recenzja gry

To już czwarta recenzja czwartego Residenta na naszych łamach. Po 2 latach od premiery gra wciąż pozostaje pod wieloma względami niedościgniona.

Recenzja powstała na bazie wersji Wii.

Wow, która to już recenzja Resident Evil 4 na GOL-u? Popatrzmy. W kwietniu 2005 roku w zachwycie rzuciliśmy 96% na cześć pierwowzoru z Nintendo Gamecube. Pół roku później osobiście wystawiłem 92% konwersji na Playstation 2. A całkiem niedawno, bo w marcu tego roku, Verminus zmiótł nieudanego porta na PC wystawiając mu upokarzające 66%. Wcale niezłą średnią tych ocen niewątpliwie podwyższy wydany niedawno Resident Evil 4 Wii Edition. Ba! Bez specjalnego namysłu można stwierdzić, że jest to najlepsza z dotychczasowych odsłon tej gry. Z jednej strony ocena za zawartość merytoryczną sięga tutaj szczytów, z drugiej jednak mamy do czynienia z pewnym współczynnikiem ujemnym. Gra po dwóch latach wciąż wymiata, ale hej, „gra po dwóch latach”?

Mrok – jak w każdym horrorze, tak i tutaj jest go pod dostatkiem.

Zrekapitulujmy. Bohaterem gry jest Leon S. Kennedy, dobrze pamiętający incydent w Racoon City, o którym opowiadały dwie poprzednie części serii. Teraz chłopina pracuje dla amerykańskiego rządu i ma za zadanie wytropić zaginioną córę prezydenta US of A. Ślad wiedzie do niewielkiego pueblo w środkowej Hiszpanii. Szybko okazuje się, że jest to mieścina zauważalnie odstająca od unijnych norm. Już pierwszy napotkany wieśniak rzuca się na Leona z siekierą, a kierowca agenta zostaje nadziany na pal i ląduje w ognisku na środku wioski. Mieszkańcy nie są jednak zombiakami, o czym świadczyć może ich względne ucywilizowanie oraz umiejętność komunikacji ze światem zewnętrznym. Rozwiązanie ich tajemnicy to tylko jedno z zadań, które stają przed graczem w tym tytule. Fabuła fabułą, ale i tak esencja RE4 to wiele godzin sprawnie zaprojektowanej, stale trzymającej w napięciu akcji.

Dwa czynniki decydują o wielkości konwersji na Wii: podrasowana oprawa wizualna (480p) oraz sposób sterowania za pomocą pilota i gruchy. W trakcie zabawy z grą wielokrotnie zbierało mi się na melancholijne stwierdzenie, iż „strzelałem już w grach miliony razy, ale dziś *celuję* po raz pierwszy”. I tak właściwie jest. Ciężar gry zdjęty zostaje z umiejętności panowania nad cyfrowymi przyciskami, a zamiast tego przyłożony do fizyczności użytkownika. Drżące ręce, paniczne ruchy w momentach zdenerwowania, te czynniki mają teraz nieporównywalnie większe znaczenie, niż gdy ograniczały się do podskakiwania na kanapie z padem w ręku. Kontrola nad wydarzeniami na ekranie odbywa się na zupełnie innym pułapie, stając się zarazem spełnieniem oczekiwań tych, którzy pokładali w Wii ogromne nadzieje.

Postacią poruszamy za pomocą analogowej gałki nunchuka. Gdy wciskamy spust na wiilocie (przycisk B), bohater wyciąga broń i przechodzi w tryb strzelania. Laserowy celownik znany z poprzednich odsłon zastąpiony został przez bardziej tradycyjny kursor, którym oczywiście sterujemy poprzez ruchy pilota. Za strzał odpowiada przycisk A, za przeładowanie – potrząśnięcie kontrolerem w pionie. Ponadto, szybki wymach horyzontalny umożliwia nam zadanie ciosu nożem. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o zaplecze teoretyczne. Implementacja za to szokuje. RE4 zawsze imponował podziałem ciał przeciwników na strefy o różnej wrażliwości, ale potencjał zastosowanych rozwiązań dopiero teraz znajduje swe ujście. Stopa, kolano, klatka piersiowa, ręka, głowa – celuj gdzie chcesz, a osiągniesz dokładnie taki efekt, jakiego oczekujesz. No, może za wyjątkiem głowy. Aby zapewnić grze rozsądny poziom trudności, autorzy całkowicie zrezygnowali ze śmiercionośnych headshotów. Trafienie w czerep wprowadza przeciwnika w stan ogłuszenia, ale by go uśmiercić potrzebować będziesz przynajmniej 3-4 takich uderzeń.

Miejsce laserowego celownika zajmuje w tej edycji wiilotowy kursor.

Gameplay Residenta 4 to temat na sporych rozmiarów filozoficzną rozprawkę. Nie da się w pełni uchwycić słowami tego, jak przyjemnie jest grać w tę grę. Wszystko jest tu na dobrą sprawę zaskryptowane, nie mamy specjalnego wrażenia wolności – ale zabieg ten umożliwił autorom iście reżyserskie prowadzenie gracza za rękę; ofiarowanie mu możliwości wyboru, które są w istocie tylko sprytnie wymalowanym złudzeniem. No bo faktycznie, mechanika umożliwia nam przechodzenie każdego pomieszczenia na multum sposobów, spośród których większość nie jest ani lepsza, ani gorsza. Przez cały czas mamy jednak wrażenie, że Wielki Brat wszystko to widzi i nadzoruje, byśmy nie przekombinowali. Każdy nasz krok zdaje się być precyzyjnie zaplanowany przez twórców. I wrażenie to wyrasta pewnie stąd, że gra od początku do końca trzyma poziom. Zdarzają się dłużyzny, ale cholibka, nawet kiedy wchodzisz do nowego obszaru i myślisz sobie „łojeeezzu, znowu 30 zombiaków do ciupnięcia, zanim przejdę dalej”, to I TAK stanie się tam coś, co cię zaskoczy.

Gra pozbawiona jest jakichkolwiek dodatków w stosunku do wersji z PS2 oraz PC – wielka szkoda. Oznacza to, że po ukończeniu przygody otrzymamy dostęp do dodatkowego trybu Assignment Ada (ukazanie tej samej historii z perspektywy innej bohaterki), ale na tym koniec. Moim wielkim marzeniem był tryb survival, w którym musielibyśmy na zamkniętym obszarze bronić się przed wchodzącymi przez drzwi i okna zombiakami (przedłużenie idei dwóch czy trzech scen z właściwej gry) – niestety nic z tego.

Oprawa audiowizualna jest zbliżona do tego, co widzieliśmy w dotychczasowych konwersjach tego tytułu, choć z oczywistych względów prezentuje się nieco lepiej. Rzuca się w oczy fakt, że cut-scenki są teraz liczone na żywo – na PS2 były to zapisane na płytce pre-rendery. Nierozwiązany został też problem niskiej jakości niektórych sampli dźwiękowych. Nie czepiajmy się jednak, RE4 to wciąż podium najefektowniejszych gier na Wii. Może to być nieco smutne, zważywszy powoli nadchodzącą siwiznę tej produkcji, ale z drugiej strony trudno zauważyć w niej jakiekolwiek oznaki starzenia się. Równie dobrze mogłaby ona powstać w tym roku i prawdopodobnie nikt by się specjalnie nie czepiał technicznej archaiczności.

Nierzadko przyjdzie nam się zdrowo namachać pilotem.

Jeśli z jakichś powodów nie grałeś jeszcze w konsolowego Residenta 4 (wersja na PC jest niegodna noszenia tego tytułu), powinieneś niezwłocznie nadrobić tę poważną zaległość. Jest to jedna z najlepszych gier ostatnich lat, dzieło o którym pamiętać będziemy już zawsze. Nie ze względu na fabułę, która momentami irytuje sztampowością, ale na genialną realizację gameplay’a – w tym przypadku dodatkowo podrasowaną przez innowacyjny kontroler Nintendo. Małe są szanse, drogi Czytelniku, że jesteś posiadaczem Wii. Tak statystycznie. Jeśli jednak należysz do tego zacnego grona, nie wahaj się. No chyba, że RE4 masz już w małym palcu po zabawie na innej platformie. W takiej ewentualności zajawka na Wiilota może mieć krótkie nogi i nie przeciągnąć Cię przez fabułę od początku do końca.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUSY:

  • po 2 latach wciąż na topie!
  • świetnie zaprojektowane sterowanie;
  • podrasowana oprawa wizualna.

MINUSY:

  • brak dodatków w stosunku do wersji na PS2 oraz PC.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

AntaresHellscream Ekspert 31 maja 2014

(Wii) Capcom pokazał dobitnie, że nawet w naprawdę znakomitej grze można jeszcze coś poprawić i sprawić tym samym, że wydanie konwersji ma sens i nie jest wyłącznie próbą łatwego zarobienia pieniędzy. Czy warto zagrać na kompatybilnym wstecznie Wii w tytuł wydany wcześniej na Game Cube? Powiem krótko: cholernie warto!

9.0
Resident Evil 4 - recenzja gry na PC
Resident Evil 4 - recenzja gry na PC

Recenzja gry

Fable i Jade Empire pokazały, jak należy przenosić gry z konsoli i szkoda, że Capcom wynajął do pracy tych samych partaczy co w wypadku Onimushy i Devil May Cry.

Resident Evil 4 - recenzja gry na PS2
Resident Evil 4 - recenzja gry na PS2

Recenzja gry

Posiadacze PS2, którzy z zazdrością spoglądali na wyłączność Nintendo na gry z serii Resident Evil, mogą otwierać szampany. Jak się okazuje, nawet najlepiej wyglądającą grę na NGC można z powodzeniem przenieść na hardware’owo słabszą czarnulkę.

Resident Evil 4 - recenzja gry na GameCube
Resident Evil 4 - recenzja gry na GameCube

Recenzja gry

Idea i klimat „Resident Evil 4” zmieniały się niemalże 3 razy. Wiele rozwiązań, jak choćby sklepy czy brak zombie budziło wątpliwości fanów serii. Czy Capcom stanął na wysokości zadania? Czy „Resident Evil 4” to nadal te klimaty, które lubimy?